5.
Maurycy cały czas myślał o pytaniu zadanym mu przez Ernesta. Myślał, kiedy czuwał nad ogniem i wtedy, gdy spał lub, wypadałoby powiedzieć, kiedy próbował zasnąć. Próbował wydostać z siebie, ze swojej pamięci kluczowe słowo, a było nim „ciepło”. Tak, najszczęśliwsze chwile życia Maurycego związane były z ciepłem, takim jak teraz, gdy huczy gorące ciepło w rurze odprowadzającej spaliny na zewnątrz. Lubił ciepło, gdy na dworze za oknem panował mróz, gdy sypał drobny śnieg, gdy huczał północny wiatr, a wtedy on, Maurycy przytulał się do kaloryfera lub do dziewczyny, z którą nie wiedzieć czemu spędzał noc, a jednak nie wykorzystał jej, bo ona również potrzebowała ciepła i jego ciepłego ciała, gorących dłoni… a potem usnęła przytulając się do jego gorących pleców.
Maurycy pamiętał, że w jego pierwszej powieści przedstawił postać dziewczyny, która zagubiła się w ciemnym lesie chyba tylko po to, aby główny bohater opowieści mógł ją odnaleźć i zabrać do swego leśnego domku. Ponieważ dziewczyna była brudna i nieludzko zmęczona, mężczyzna nagrzał wody, wlał ją do wielkiej beczki, która, nie wiadomo dlaczego znalazła się w chatce i odnaleziona dziewczyna mogła się wykąpać, podczas gdy on w tym samym czasie uszykować jej może niezbyt wygodne, ale czyste łoże. Przypomniał sobie, że dziewczyna spała wtedy dwadzieścia cztery godziny, a była naga w przygotowanej przez niego pościeli, ale on nie wykorzystał jej, tylko uprał jej ubranie i powiesił nad prowizoryczną kuchnią.
Tak, ta scena z jego pierwszej powieści emanowała szczęściem.
Erneście, ty wiesz, że ja potem spotkałem tę dziewczynę, naprawdę spotkałem i staliśmy się jednością fizyczną i duchową. Tę dziewczynę uprzednio uczyniłem literacką postacią w mojej powieści, by po zakończeniu opowieści być jej kochankiem. Przyznaj Erneście, że rzadko się zdarza, aby pisarz zakochał się realnie w stworzonej przez siebie postaci z książki. To moje kolejne szczęście. To było moje kolrjne szczęście.
[20.02.2025, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz