ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 lipca 2018

SPOTKANIE SZESNASTE - PRZYJACIÓŁKI


- Wciąż nie mogą ci darować? - Dominika obserwowała Natalię, śledząc nerwowe ruchy jej obu dłoni - przebierała palcami po blacie stolika, to znów poprawiała nimi włosy, biały kołnierzy zielonej sukienki zasypanej deseniem słonecznych stokrotek i bladożółtych żonkili.
- Myślę, że nie mogą, choć nie jest tak źle jak dawniej. Zresztą, wiesz sama, jak było. Jesteś ze mną od samego początku.
- A i tak niewiele ci pomogłam, choć chciałam, ale ty…
- Powiedziałam ci, że nie chcę od niego niczego i tego się trzymajmy.
- Nie będę ci przypominała, że źle robisz. Ja bym go po prostu zgnoiła, tak ci powiem, ale nie chciałaś mnie słuchać.
- Dominiko, mówiłam ci, że sobie poradzę… i poradziłam sobie.
- Faktycznie poradziłaś, a do tego masz nieocenioną babcię.
Oczy Natalii uśmiechnęły się i była to pierwsza oznaka uspokojenia, która spłynęła spod powiek po jej twarzy, aby rozlać się skąpym jeszcze uśmiechem wydłużającym jej lekko zgrubiałe, ciemnoróżowe wargi, na których nie było śladu pomadki.
- Cieszę się, że się do niej przeprowadziłam - powiedziała z dumą i nareszcie pozbawionymi drgań palcami prawej dłoni chwyciła uszko filiżanki, po czym zaczerpnęła z niej niesłodzonej, czarnej kawy.
Dominika mogła oczywiście dodać, że podziwia upór, wytrwałość i dzielność przyjaciółki, ale że mówiła to jej tyle razy, nie uważała za stosowne powtarzać jej tego po raz kolejny, tym bardziej, że umówiła się z Natalią w kawiarni w konkretnej sprawie, sądząc, że przystanie na jej propozycję. Bardzo chciała, aby pojechały razem, choćby z tego względu, że znają się od dziecka, przyjaźnią się, a i też nigdy nie było zgrzytów w ich przyjaźni, z drobnym, acz istotnym dla Natalii okresem, w którym chodziła z tamtym łajdakiem. Dominika być może zbyt natarczywie nalegała, aby Natalia przerwała tę znajomość, podobnie myśleli jej rodzice. Jej przyjaciółka postawiła jednak na swoim, ulegając przedwczesnemu zauroczeniu, zakochaniu, które jakże często doprowadza do efektów takich, jakie stały się udziałem Natalii. Można powiedzieć, że los najserdeczniejszej przyjaciółki Dominiki przypominał setki a może i tysiące podobnych losów młodych mam z dziećmi, porzuconych przez amantów, którzy nie dorośli do roli ojców, opiekunów, czy wręcz małżonków. I jak często bywa w takich przypadkach, panny z dziećmi zmagając się z losem, który je skrzywdził, nie znajdują zrozumienia u swoich rodziców, których „a tłumaczyliśmy ci wiele razy” ciągnie się za ich życiem jak bezsensownie powtarzana mantra. Owszem, czas jest najlepszym lekarstwem na obolałe miejsca, a pojawiająca się na świecie niewinna istotka - wieczna pamiątka po związku, którego prawie nie było, ta istotka nie może przecież nie cieszyć oczu zaaferowanych dziadków i babć, ale skaza na pamięci pozostaje, skaza tym głębsza, im mocniej wierzyło się w szczęśliwą przyszłość córki, inwestowało w nią całą swoją miłość i opiekuńczość.
Rodzicom Natalii nie udało się wybaczyć córce, przygarnęła ją babka, a  Dominika nie odstąpiła od niej.  
- Natalko, wyjedźmy obie, oczywiście zabierzesz swego brzdąca - powiedziała Dominika po tym, jak przedstawiła propozycję osiedlenia się w Jaroszowie, gdzie jest dla nich praca, będzie mieszkanie i najważniejsza w tym wszystkim - samodzielność.
Dominice łatwo tak mówić, bo jest sama, nie ma matczynych obowiązków i przynajmniej przez parę lat nie zamierza się z nikim wiązać. Jest rozsądniejsza od niej, a może też świadoma błędu swojej przyjaciółki, nie chce powielić jej losu. Jeśli nawet propozycja Dominiki jest do przyjęcia, bo pracy się nie boi, a mieszkanie dla panny z dzieckiem to prawdziwy skarb, to kto zajmie się chłopcem? Tutaj mogła sobie pozwolić na byle jaką i mało płatną pracę sprzątaczki, bo Norbertem zajmowała się babcia, a i rodzice zdawali się powoli oswajać z nową sytuacją, pomagali finansowo, aczkolwiek nie było w tym spontanicznej radości zwykle okazywanej przez dziadków dla wnuka. Co zrobi z małym, niespełna dwuletnim chłopcem, skoro będzie musiała iść do pracy?
- Wiesz co, możemy przecież w taki sposób ustalić rozkład dnia, że kiedy ty będziesz pracować na pierwszej zmianie, ja wezmę drugą. Norbert cały czas będzie miał opiekę - przekonywała przyjaciółkę Dominika.
- I będziesz poświęcać się dla mnie? A twoje życie? Nie chcę takich poświęceń.
- Do czasu, moja droga. Ja już dzwoniłam do samego dyrektora w naszej sprawie. Mówił, że budują żłobek… i przedszkole.
- Co ty mówisz? Naprawdę? - była zaintrygowana, ale zaraz potem stłumiła swoje podniecenie. - Wiesz jak to jest ze żłobkami. Dzieci często chorują. To nie taka opieka jak u babci.
- Nie będzie tak źle. Skoro zaczynają od początku… tak jak my, zadbają o twoje dziecko i w końcu obiecałam, że ci pomogę. Jestem chrzestną matką Norberta czy nie?
- Jesteś, ale chrzestna matka też jest kobietą i zapewne będzie chciała ułożyć sobie życie.
- A ty w kółko to samo. Powiedz sama, dużo masz do stracenia? A do zyskania - wszystko. Bądź jak dotychczas dzielną dziewczynką. I wcale nie jest powiedziane, że to ja a nie ty pierwsza znajdziesz sobie kogoś, z kim przebrniesz przez życie suchą stopą.
- Nie wiem, czy tego chcę, powinnaś mnie zrozumieć. A do tego panny z dzieckiem nie są tak atrakcyjne jak singielki.
- Pożyjemy, zobaczymy.
- Powiedz mi, Dominiko, dlaczego właściwie to robisz? Dlaczego tak nalegasz, abym wyjechała z tobą? Ze współczucia? Z litości?
- Nie bądź niemądra. Sąsiadkami jesteśmy od czasów, których nie pamiętamy. Wspólna ławka w szkole, w średniej również. Szłyśmy dotąd przez życie niemal prowadząc się za rączkę. Nawet obie oblałyśmy egzaminy na studia. Była rozpacz przy butelce taniego wina, ale w końcu wzięłyśmy się w garść. I to ty byłaś odważniejsza, pamiętasz? Wciągnęłaś mnie do tej pracy w sadzie, potem spróbowałyśmy w sklepie, już oddzielnie, bo nie można było razem…
- I w końcu ja wykonałam ten najgłupszy krok w swoim życiu. Zakochałam się bez pamięci i już niedługo potem pożałowałam tej swojej odwagi i nieroztropności… jaka ja wtedy byłam tak głupia, że cię nie posłuchałam?
- Nie ma co rozdrapywać ran, Natalio. Jeśli nawet zbłądziłaś, to w końcu masz dziecko, masz dla kogo żyć.
- Mówisz tak, jakbyś ty nie mogła mieć…
- Kto to wie…
- Czy o czymś nie wiem? Nic mi nie mówiłaś?
- Bo tak naprawdę jeszcze nie wiem. Nie miał kto sprawdzić, czy mogę mieć swoje własne - uśmiechnęła się.
- W takim razie pozwolisz mi sobie pomóc?
- Ty mnie? Niby w jaki sposób?
- Chrzestna matka powinna mieć męża.
- I ty mi go wybierzesz?
- Wyobraź sobie, że wybiorę i zapewniam cię, że tym razem nie popełnię błędu.
- No tak, masz doświadczenie. Ale skoro sprawy mają zajść tak daleko, musisz wyjechać ze mną, bo na odległość nie dam się wyswatać.
- Mam rozumieć, że jesteś już zdecydowana na ten wyjazd, Dominiko i pojechałabyś do tego Jaroszowa nawet wtedy, gdybym ja została?
Dominika dała sobie chwilę czasu do namysłu, ale musiała w końcu zdobyć się na odwagę i powiedzieć, że tak, jest zdecydowana zacząć nowe życie, że chce wykorzystać szansę, która może już nigdy się nie pojawi.
***
Co by nie mówić, Rozwadowski to facet z klasą, wspomina Natalia. Jechały niemal w ciemno, choć Dominika zapewniała, że uzgodniony jest wspólny pokój w hotelu robotniczym, ale co innego wierzyć na słowo po telefonie, a co innego tego doświadczyć.
Już w recepcji były zaskoczone.
- Panie Natalia i Dominika, prawda? Dwunastka, pokój zwrócony twarzą na południe, na parterze, z pięknym widokiem na łąki i las, z łazienką i aneksem kuchennym. Nie wszystkie pokoje mają własną łazienkę, ale pani Natalia z uwagi na dziecko… jaki śliczny chłopiec! Śpi. Pewnie zmęczony podróżą - to usłyszały od recepcjonistki, która, jak się później okazało, nie była tak miła dla wszystkich, lubiła porządek nie tylko w papierach. - To pierwsze dziecko w hotelu - dorzuciła z niejaką dumą, że niby sama miała zaszczyt przyjmować kobietę z dzieckiem. - Gdyby panie czegoś potrzebowały, nie daj Boże lekarza, proszę śmiało do mnie albo do mojej zmienniczki, zadzwonimy gdzie trzeba.
Pokój, a właściwie dwa pokoje, nie były może w standardzie wielogwiazdkowego hotelu, ale przypadły im do gustu. Poczuły się jak we własnym domu. Teraz po dobrze przespanej nocy należało się udać do kadr. Stawiły się obie. Natalia z dzieckiem na ręku wyglądała na lekko przestraszoną, zakłopotaną.
Rozwadowski był już w zakładzie. Przyjął je w gabinecie.
- Drogie panie, dla mnie produkcja jest ważna na równi z zadowoleniem załogi. My tu chcemy dokonać rzeczy wielkich. Nie po to partia wyznaczyła mi zadanie, abym miał mu nie sprostać. Będzie produkcja, będą mieszkania, a dla pani synka żłobek, potem przedszkole - już moja w tym głowa, aby stało się to, co zaplanowałem. Teraz najważniejsze są szkolenia - spojrzał na nie poważnym wzrokiem. - Proszę mi nie mówić, że macie doświadczenie jako krawcowe. Owszem, pani Dominika w rozmowie ze mną mówiła, że mając maszynę w domu, szyła coś dla siebie, rodziny i znajomych, a pani Natalia… no cóż, młoda kobieta, ambitna i pragnąca urządzić sobie życie po nieudanym związku (dopiero teraz Natalia zorientowała się, jak dalece Rozwadowski został przez Dominikę poinformowany o jej prywatnym życiu) da sobie radę, zwłaszcza że umyśliłem sobie, że popracuje w sekcji dziecięcej, korespondującej poniekąd z jej obecnym doświadczeniem. A te szkolenia zorganizujemy dla pani Natalii w taki sposób, aby jej koleżanka mogła pozostać wtedy z małym… ale na dniach otworzymy żłobek i dziecko naszej pani Natalii będzie jednym z pierwszych, które zazna błogosławieństwa opieki nad dziećmi naszych pracownic.
Kiedy Natalia przypomina sobie tamtą rozmowę, z trudem przychodzi jej wytłumaczyć Norbertowi, który przed kilkoma dniami obchodził czterdzieste urodziny, że w tamtym okresie mimo wszystko traktowano ludzi inaczej. Fakt, że w czasach prosperity zakładu Rozwadowskiego brakowało rąk do pracy, a może inaczej - rodziły się jak po deszczu zakłady, których kierownictwo działając zgodnie ze wskazówkami władz, uciekało się wręcz do podstępów, aby wypełnić je pracownikami, a jeśli przedsiębiorstwo miało ze sprzedanej produkcji dostarczać krajowi dewiz, to tym bardziej dbano o załogę. Kuszące były mieszkania, ale też wysokość wynagrodzenia.
Natalii udało się przejść przez szkolenia, chociaż nigdy wcześniej nie miała do czynienia z krawiectwem. Wdzięczna jest Dominice, jej pomocy przy małym Norbercie, wdzięczna jest Rozwadowskiemu za żłobek i przedszkole, za to, że dostała pracę, o której wprawdzie nie marzyła, ale która dawała jej satysfakcję, pieniądze, za które mogła z powodzeniem przeżyć, za to, że nie posiadając własnych, odłożonych środków, mogła pewnego dnia zapisać się na listę oczekujących na mieszkanie.
Natalia rada była z tego powodu, że, tak jak obiecywała, „postarała się” Dominice o chłopca, który po roku chodzenia z nią został jej mężem, a bezpłodność jej najserdeczniejszej przyjaciółki wcale nie przeszkodziła temu związkowi, wręcz przeciwnie, umocniła go i zaowocowała adopcją dziewczynki, którą pokochali oboje tak bardzo, że nikomu nie sposób było odgadnąć, iż Dominika z Mateuszem sami nie spłodzili tego dziecka.
Sama nie związała się na poważnie z nikim, choć była w paru luźnych związkach, których nie stara się dzisiaj umniejszać. Widocznie los skazał ją na samotność, dopraszając się tego, aby czas poświęcony jej dziecku nie został zaprzepaszczony. Norbert - syn, kiedy osiągnął wiek, w którym ma się świadomość czynienia dobra i zła, był nie tylko najukochańszą osobą w jej życiu, ale też z biegiem czasu podporą, synem - mężczyzną, na którego zawsze mogła liczyć.
Norbert wyjechał z Jaroszowa, usamodzielnił się, ożenił, ma dwójkę dzieci - Natalia została sama, a z Dominiką, którą los rzucił z mężem i przybraną córką na drugi koniec kraju, widuje się rzadko, choć ich przyjaźń nie wygasła i bywają u siebie dwa, trzy razy do roku, zadręczając się miłymi wspomnieniami.
Natalia pozostaje w jak najlepszych kontaktach z Rozwadowskimi. Po byłym dyrektorze upadłego zakładu odzieżowego widać ząb okrutnego czasu - postarzał się, zmarkotniał, lecz jeśli spotykają się „na mieście”, czy rzadziej - Natalia bywa gościem u Rozwadowskich, zmarszczki na czole dyrektora zdają się zanikać, a na twarzy pojawia się nieczęsty u niego uśmiech. Szkoda tylko, że zaraz po opuszczeniu mieszkania dyrektorstwa uśmiech ten zanika.
Dzisiaj przypadła któraś tam z kolei rocznica urodzin Rozwadowskiego. Natalia wprawdzie nie zawsze o tym jego święcie pamiętała, ale w ostatnich latach stara się nie zapominać o złożeniu wizyty byłemu pracodawcy.
Kiedy zbliżała się do jego parterowego domku wtłoczonego w zieloność nieco zaniedbanego już ogrodu, frontową furtką wybiegł na ulicę młody, nie więcej niż trzydziestoletni mężczyzna. Minął ją w pośpiechu, a jego podejrzanie szczęśliwa twarz zdradzała niebywałe zadowolenie ozdobione pełnym sarkazmu i ironii uśmiechem.

[17.06.2018, Dachau, Bawaria, w Niemczech i [01.07.2018, Aire de la Briande, Angliers, Vienne we Francji]

1 komentarz:

  1. Taka przyjaźń jak Natalii i Dominiki zdarza się rzadko.
    Taki dyrektor jak pan Rozwadowski nie zdarza się prawie wcale.
    Widzę, że wprowadziłeś nowego bohatera.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń