- Wciąż nie mogą ci darować? - Dominika
obserwowała Natalię, śledząc nerwowe ruchy jej obu dłoni - przebierała palcami
po blacie stolika, to znów poprawiała nimi włosy, biały kołnierzy zielonej
sukienki zasypanej deseniem słonecznych stokrotek i bladożółtych żonkili.
- Myślę, że nie mogą, choć nie jest tak
źle jak dawniej. Zresztą, wiesz sama, jak było. Jesteś ze mną od samego
początku.
- A i tak niewiele ci pomogłam, choć
chciałam, ale ty…
- Powiedziałam ci, że nie chcę od niego
niczego i tego się trzymajmy.
- Nie będę ci przypominała, że źle
robisz. Ja bym go po prostu zgnoiła, tak ci powiem, ale nie chciałaś mnie
słuchać.
- Dominiko, mówiłam ci, że sobie
poradzę… i poradziłam sobie.
- Faktycznie poradziłaś, a do tego masz
nieocenioną babcię.
Oczy Natalii uśmiechnęły się i była to
pierwsza oznaka uspokojenia, która spłynęła spod powiek po jej twarzy, aby
rozlać się skąpym jeszcze uśmiechem wydłużającym jej lekko zgrubiałe,
ciemnoróżowe wargi, na których nie było śladu pomadki.
- Cieszę się, że się do niej
przeprowadziłam - powiedziała z dumą i nareszcie pozbawionymi drgań palcami
prawej dłoni chwyciła uszko filiżanki, po czym zaczerpnęła z niej niesłodzonej,
czarnej kawy.
Dominika mogła oczywiście dodać, że
podziwia upór, wytrwałość i dzielność przyjaciółki, ale że mówiła to jej tyle
razy, nie uważała za stosowne powtarzać jej tego po raz kolejny, tym bardziej,
że umówiła się z Natalią w kawiarni w konkretnej sprawie, sądząc, że przystanie
na jej propozycję. Bardzo chciała, aby pojechały razem, choćby z tego względu,
że znają się od dziecka, przyjaźnią się, a i też nigdy nie było zgrzytów w ich
przyjaźni, z drobnym, acz istotnym dla Natalii okresem, w którym chodziła z
tamtym łajdakiem. Dominika być może zbyt natarczywie nalegała, aby Natalia
przerwała tę znajomość, podobnie myśleli jej rodzice. Jej przyjaciółka
postawiła jednak na swoim, ulegając przedwczesnemu zauroczeniu, zakochaniu,
które jakże często doprowadza do efektów takich, jakie stały się udziałem
Natalii. Można powiedzieć, że los najserdeczniejszej przyjaciółki Dominiki
przypominał setki a może i tysiące podobnych losów młodych mam z dziećmi,
porzuconych przez amantów, którzy nie dorośli do roli ojców, opiekunów, czy
wręcz małżonków. I jak często bywa w takich przypadkach, panny z dziećmi
zmagając się z losem, który je skrzywdził, nie znajdują zrozumienia u swoich
rodziców, których „a tłumaczyliśmy ci wiele razy” ciągnie się za ich życiem jak
bezsensownie powtarzana mantra. Owszem, czas jest najlepszym lekarstwem na
obolałe miejsca, a pojawiająca się na świecie niewinna istotka - wieczna
pamiątka po związku, którego prawie nie było, ta istotka nie może przecież nie
cieszyć oczu zaaferowanych dziadków i babć, ale skaza na pamięci pozostaje,
skaza tym głębsza, im mocniej wierzyło się w szczęśliwą przyszłość córki,
inwestowało w nią całą swoją miłość i opiekuńczość.
Rodzicom Natalii nie udało się wybaczyć córce,
przygarnęła ją babka, a Dominika nie
odstąpiła od niej.
- Natalko, wyjedźmy obie, oczywiście
zabierzesz swego brzdąca - powiedziała Dominika po tym, jak przedstawiła
propozycję osiedlenia się w Jaroszowie, gdzie jest dla nich praca, będzie
mieszkanie i najważniejsza w tym wszystkim - samodzielność.
Dominice łatwo tak mówić, bo jest sama,
nie ma matczynych obowiązków i przynajmniej przez parę lat nie zamierza się z
nikim wiązać. Jest rozsądniejsza od niej, a może też świadoma błędu swojej
przyjaciółki, nie chce powielić jej losu. Jeśli nawet propozycja Dominiki jest
do przyjęcia, bo pracy się nie boi, a mieszkanie dla panny z dzieckiem to
prawdziwy skarb, to kto zajmie się chłopcem? Tutaj mogła sobie pozwolić na byle
jaką i mało płatną pracę sprzątaczki, bo Norbertem zajmowała się babcia, a i
rodzice zdawali się powoli oswajać z nową sytuacją, pomagali finansowo,
aczkolwiek nie było w tym spontanicznej radości zwykle okazywanej przez
dziadków dla wnuka. Co zrobi z małym, niespełna dwuletnim chłopcem, skoro
będzie musiała iść do pracy?
- Wiesz co, możemy przecież w taki
sposób ustalić rozkład dnia, że kiedy ty będziesz pracować na pierwszej
zmianie, ja wezmę drugą. Norbert cały czas będzie miał opiekę - przekonywała
przyjaciółkę Dominika.
- I będziesz poświęcać się dla mnie? A
twoje życie? Nie chcę takich poświęceń.
- Do czasu, moja droga. Ja już dzwoniłam
do samego dyrektora w naszej sprawie. Mówił, że budują żłobek… i przedszkole.
- Co ty mówisz? Naprawdę? - była
zaintrygowana, ale zaraz potem stłumiła swoje podniecenie. - Wiesz jak to jest
ze żłobkami. Dzieci często chorują. To nie taka opieka jak u babci.
- Nie będzie tak źle. Skoro zaczynają od
początku… tak jak my, zadbają o twoje dziecko i w końcu obiecałam, że ci
pomogę. Jestem chrzestną matką Norberta czy nie?
- Jesteś, ale chrzestna matka też jest
kobietą i zapewne będzie chciała ułożyć sobie życie.
- A ty w kółko to samo. Powiedz sama,
dużo masz do stracenia? A do zyskania - wszystko. Bądź jak dotychczas dzielną
dziewczynką. I wcale nie jest powiedziane, że to ja a nie ty pierwsza
znajdziesz sobie kogoś, z kim przebrniesz przez życie suchą stopą.
- Nie wiem, czy tego chcę, powinnaś mnie
zrozumieć. A do tego panny z dzieckiem nie są tak atrakcyjne jak singielki.
- Pożyjemy, zobaczymy.
- Powiedz mi, Dominiko, dlaczego
właściwie to robisz? Dlaczego tak nalegasz, abym wyjechała z tobą? Ze
współczucia? Z litości?
- Nie bądź niemądra. Sąsiadkami jesteśmy
od czasów, których nie pamiętamy. Wspólna ławka w szkole, w średniej również.
Szłyśmy dotąd przez życie niemal prowadząc się za rączkę. Nawet obie oblałyśmy
egzaminy na studia. Była rozpacz przy butelce taniego wina, ale w końcu
wzięłyśmy się w garść. I to ty byłaś odważniejsza, pamiętasz? Wciągnęłaś mnie
do tej pracy w sadzie, potem spróbowałyśmy w sklepie, już oddzielnie, bo nie można
było razem…
- I w końcu ja wykonałam ten najgłupszy
krok w swoim życiu. Zakochałam się bez pamięci i już niedługo potem pożałowałam
tej swojej odwagi i nieroztropności… jaka ja wtedy byłam tak głupia, że cię nie
posłuchałam?
- Nie ma co rozdrapywać ran, Natalio.
Jeśli nawet zbłądziłaś, to w końcu masz dziecko, masz dla kogo żyć.
- Mówisz tak, jakbyś ty nie mogła mieć…
- Kto to wie…
- Czy o czymś nie wiem? Nic mi nie
mówiłaś?
- Bo tak naprawdę jeszcze nie wiem. Nie
miał kto sprawdzić, czy mogę mieć swoje własne - uśmiechnęła się.
- W takim razie pozwolisz mi sobie
pomóc?
- Ty mnie? Niby w jaki sposób?
- Chrzestna matka powinna mieć męża.
- I ty mi go wybierzesz?
- Wyobraź sobie, że wybiorę i zapewniam
cię, że tym razem nie popełnię błędu.
- No tak, masz doświadczenie. Ale skoro
sprawy mają zajść tak daleko, musisz wyjechać ze mną, bo na odległość nie dam
się wyswatać.
- Mam rozumieć, że jesteś już
zdecydowana na ten wyjazd, Dominiko i pojechałabyś do tego Jaroszowa nawet
wtedy, gdybym ja została?
Dominika dała sobie chwilę czasu do
namysłu, ale musiała w końcu zdobyć się na odwagę i powiedzieć, że tak, jest
zdecydowana zacząć nowe życie, że chce wykorzystać szansę, która może już nigdy
się nie pojawi.
***
Co by nie mówić, Rozwadowski to facet z
klasą, wspomina Natalia. Jechały niemal w ciemno, choć Dominika zapewniała, że
uzgodniony jest wspólny pokój w hotelu robotniczym, ale co innego wierzyć na
słowo po telefonie, a co innego tego doświadczyć.
Już w recepcji były zaskoczone.
- Panie Natalia i Dominika, prawda?
Dwunastka, pokój zwrócony twarzą na południe, na parterze, z pięknym widokiem
na łąki i las, z łazienką i aneksem kuchennym. Nie wszystkie pokoje mają własną
łazienkę, ale pani Natalia z uwagi na dziecko… jaki śliczny chłopiec! Śpi. Pewnie
zmęczony podróżą - to usłyszały od recepcjonistki, która, jak się później
okazało, nie była tak miła dla wszystkich, lubiła porządek nie tylko w
papierach. - To pierwsze dziecko w hotelu - dorzuciła z niejaką dumą, że niby
sama miała zaszczyt przyjmować kobietę z dzieckiem. - Gdyby panie czegoś
potrzebowały, nie daj Boże lekarza, proszę śmiało do mnie albo do mojej
zmienniczki, zadzwonimy gdzie trzeba.
Pokój, a właściwie dwa pokoje, nie były
może w standardzie wielogwiazdkowego hotelu, ale przypadły im do gustu. Poczuły
się jak we własnym domu. Teraz po dobrze przespanej nocy należało się udać do
kadr. Stawiły się obie. Natalia z dzieckiem na ręku wyglądała na lekko
przestraszoną, zakłopotaną.
Rozwadowski był już w zakładzie. Przyjął
je w gabinecie.
- Drogie panie, dla mnie produkcja jest
ważna na równi z zadowoleniem załogi. My tu chcemy dokonać rzeczy wielkich. Nie
po to partia wyznaczyła mi zadanie, abym miał mu nie sprostać. Będzie
produkcja, będą mieszkania, a dla pani synka żłobek, potem przedszkole - już
moja w tym głowa, aby stało się to, co zaplanowałem. Teraz najważniejsze są
szkolenia - spojrzał na nie poważnym wzrokiem. - Proszę mi nie mówić, że macie
doświadczenie jako krawcowe. Owszem, pani Dominika w rozmowie ze mną mówiła, że
mając maszynę w domu, szyła coś dla siebie, rodziny i znajomych, a pani
Natalia… no cóż, młoda kobieta, ambitna i pragnąca urządzić sobie życie po
nieudanym związku (dopiero teraz Natalia zorientowała się, jak dalece
Rozwadowski został przez Dominikę poinformowany o jej prywatnym życiu) da sobie
radę, zwłaszcza że umyśliłem sobie, że popracuje w sekcji dziecięcej,
korespondującej poniekąd z jej obecnym doświadczeniem. A te szkolenia
zorganizujemy dla pani Natalii w taki sposób, aby jej koleżanka mogła pozostać
wtedy z małym… ale na dniach otworzymy żłobek i dziecko naszej pani Natalii
będzie jednym z pierwszych, które zazna błogosławieństwa opieki nad dziećmi
naszych pracownic.
Kiedy Natalia przypomina sobie tamtą
rozmowę, z trudem przychodzi jej wytłumaczyć Norbertowi, który przed kilkoma
dniami obchodził czterdzieste urodziny, że w tamtym okresie mimo wszystko
traktowano ludzi inaczej. Fakt, że w czasach prosperity zakładu Rozwadowskiego
brakowało rąk do pracy, a może inaczej - rodziły się jak po deszczu zakłady,
których kierownictwo działając zgodnie ze wskazówkami władz, uciekało się wręcz
do podstępów, aby wypełnić je pracownikami, a jeśli przedsiębiorstwo miało ze
sprzedanej produkcji dostarczać krajowi dewiz, to tym bardziej dbano o załogę.
Kuszące były mieszkania, ale też wysokość wynagrodzenia.
Natalii udało się przejść przez
szkolenia, chociaż nigdy wcześniej nie miała do czynienia z krawiectwem.
Wdzięczna jest Dominice, jej pomocy przy małym Norbercie, wdzięczna jest Rozwadowskiemu
za żłobek i przedszkole, za to, że dostała pracę, o której wprawdzie nie
marzyła, ale która dawała jej satysfakcję, pieniądze, za które mogła z
powodzeniem przeżyć, za to, że nie posiadając własnych, odłożonych środków,
mogła pewnego dnia zapisać się na listę oczekujących na mieszkanie.
Natalia rada była z tego powodu, że, tak
jak obiecywała, „postarała się” Dominice o chłopca, który po roku chodzenia z
nią został jej mężem, a bezpłodność jej najserdeczniejszej przyjaciółki wcale
nie przeszkodziła temu związkowi, wręcz przeciwnie, umocniła go i zaowocowała
adopcją dziewczynki, którą pokochali oboje tak bardzo, że nikomu nie sposób
było odgadnąć, iż Dominika z Mateuszem sami nie spłodzili tego dziecka.
Sama nie związała się na poważnie z
nikim, choć była w paru luźnych związkach, których nie stara się dzisiaj umniejszać.
Widocznie los skazał ją na samotność, dopraszając się tego, aby czas poświęcony
jej dziecku nie został zaprzepaszczony. Norbert - syn, kiedy osiągnął wiek, w
którym ma się świadomość czynienia dobra i zła, był nie tylko najukochańszą
osobą w jej życiu, ale też z biegiem czasu podporą, synem - mężczyzną, na
którego zawsze mogła liczyć.
Norbert wyjechał z Jaroszowa,
usamodzielnił się, ożenił, ma dwójkę dzieci - Natalia została sama, a z
Dominiką, którą los rzucił z mężem i przybraną córką na drugi koniec kraju,
widuje się rzadko, choć ich przyjaźń nie wygasła i bywają u siebie dwa, trzy
razy do roku, zadręczając się miłymi wspomnieniami.
Natalia pozostaje w jak najlepszych
kontaktach z Rozwadowskimi. Po byłym dyrektorze upadłego zakładu odzieżowego
widać ząb okrutnego czasu - postarzał się, zmarkotniał, lecz jeśli spotykają
się „na mieście”, czy rzadziej - Natalia bywa gościem u Rozwadowskich,
zmarszczki na czole dyrektora zdają się zanikać, a na twarzy pojawia się
nieczęsty u niego uśmiech. Szkoda tylko, że zaraz po opuszczeniu mieszkania
dyrektorstwa uśmiech ten zanika.
Dzisiaj przypadła któraś tam z kolei
rocznica urodzin Rozwadowskiego. Natalia wprawdzie nie zawsze o tym jego
święcie pamiętała, ale w ostatnich latach stara się nie zapominać o złożeniu
wizyty byłemu pracodawcy.
Kiedy zbliżała się do jego parterowego
domku wtłoczonego w zieloność nieco zaniedbanego już ogrodu, frontową furtką
wybiegł na ulicę młody, nie więcej niż trzydziestoletni mężczyzna. Minął ją w
pośpiechu, a jego podejrzanie szczęśliwa twarz zdradzała niebywałe zadowolenie
ozdobione pełnym sarkazmu i ironii uśmiechem.
[17.06.2018, Dachau, Bawaria, w
Niemczech i [01.07.2018, Aire de la Briande, Angliers, Vienne we Francji]
Taka przyjaźń jak Natalii i Dominiki zdarza się rzadko.
OdpowiedzUsuńTaki dyrektor jak pan Rozwadowski nie zdarza się prawie wcale.
Widzę, że wprowadziłeś nowego bohatera.
Serdecznie pozdrawiam.