A/
Nie pojechałem do domu
„na pusto”, a zawiozłem ładunek pod Tulon, bo nie znaleziono kupca na „mój”
towar, a ostateczny termin rozładunku to środa.. Pojechałem więc, trochę z
dusza na ramieniu, ale się udało. Trzy niekoniecznie dobrze „wchodzące” biegi
wystarczyły. W końcu człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. Mąż
szefowej zasugerował, abym pojechał autostradą, bo na niej nie ma rond i
większa pewność, że awaria się nie pogłębi. Zaryzykowałem, ale z rozsądkiem.
Mam jedynkę, trójkę i piątkę - trzy parzyste nie wchodzą, ale przecież po
rondach jeżdżę zwykle trójką, a jak trasa spokojna, to i na piątce można sobie
myknąć. Rano (już byłem po rozładunku) zadzwoniła szefowe. Zapytała między
innymi o koszty jakie poniosłem płacąc za autostrady. - Nie będziemy mnożyć
kosztów - odparłem. - Nie jechałem autostradą. Poprosiłem o jakiś sensowny
ładunek do kraju. Sensowny, to znaczy nie z gór i nie nikczemnie ciężki, bo
nadmiernie obciążone auto to problem ze zmianą biegów np. z jedynki na trójkę.
Dostałem załadunek
spod Lyonu do Torunia na jutro rano. Odpukać. Nie powinno się stać nic złego…
nie powinno.
B/
Nie pamiętałem o tym,
że 24 lipca przypadła 39 bodajże rocznica śmierci Edwarda Stachury, a tu jak
raz sięgnąłem wtedy po jego opowiadania. Myślę, że Stachura to jedna z kilku
(przynajmniej dla mnie), jak to się mówi - kultowych postaci naszej współczesnej
literatury. Któż obok niego? Strzelam bez zająknienia: Różewicz, Gałczyński,
Tuwim, Iwaszkiewicz i Szymborska. No, tak uważam, choć każdy może mieć na ten
temat swoje zdanie. Podle się stało, że wszyscy przeze mnie wymienieni już nie
żyją. Ale słowa ich nie są martwe.
Ale jestem przy
Stachurze. Pobędę jeszcze przez kilkanaście zdań, a kto będzie łaskaw je odczytać,
niech sam oceni, czy było warto.
Najpierw taki oto
fragmencik opowiadania „Poranek”
„Żebym tak całe życie,
mówię, miał kawałek chleba włożyć do ust i żebym tak dalej zdrów był jak teraz
i szedł sobie brzegiem szosy o poranku, to to jest dla mnie największa kariera
i lepsza mi się nie śni i nie śmie mi się śnić”.
I chwilę później Sted
rozwija pojęcie „kariery”, nie tylko „kariery”
„Największe,
najsłynniejsze kariery, czym one są przy takim poranku, przy takim słońcu
wstającym czerwono tam na prawo?. Po co, tak pytam, oczy są? Ja teraz stanąłem.
Ja teraz stanąłem i patrzyłem na wschód, i mówię, że oczy o tej godzinie są po
to, żeby patrzeć na słońce wstające. Bo to jest prawdziwa największa sława i
jeszcze raz mówię, że ludzie o tej godzinie powinni wszyscy na progi swoich
domów wychodzić, bo niewiele jest nam dane, niewiele jest nam dane. I przecież
wiemy, wiemy tę jedną rzecz najsławniejszą, że przecież kiedyś, kiedyś tam,
kiedyś, gdzieś tam przecież, gdzieś tam umrzemy, zginiemy, w ziemię nas
zakopią, w piach, ciemności nas pokryją. Wieczne ciemności nas pokryją i nigdy
światło nas nie dotknie, nigdy już więcej nie odbije się w naszych oczach
blask. Dlatego, przez tę pamięć, mówię, ludzie w porze świtania powinni na
progi swoich domów wychodzić i przywitać dzień wstający, słońce wschodzące nad
półkulą,. Bo przecież kiedyś, gdzieś tam, kiedyś…”
Bez komentarza.
[25.07.2018,
Saint-Genis-Laval, Rhone we Francji]
Zgadzam się ze Stachurą - tylko i aż tyle:-)
OdpowiedzUsuńToruń? To żabi skok ode mnie!
Tak jakby. Ciekawe ktoredy nawigacja mnie poprowadzi
UsuńTakie to oczywiste i jednoczesnie bardzo mądre - to co pisze Stachura.
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę!
Dziękuję. Też tak myślę. W oczywistości mądrość
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, dlaczego obecnie tak rzadko sięgamy po Stachurę. Kiedyś był w szkole obecny, był śpiewany, wystawiany, obecny na afiszach.
OdpowiedzUsuńSerdeczności