Zanim upuszczę najnowszy kamyk, kamyczek z lata 2017 roku, z archiwum, dla przypomnienia, przede wszystkim sobie, który czasami z pamięcią bywa na bakier.
Na wieczorze autorskim w mieście M. … a
mogło to być miasto K., P. lub Z; równie dobrze mogłoby się to zdarzyć w
niewielkiej wiosce, tak bardzo odległej od świata, że wręcz niedostrzegalnej,
tak bardzo odległej, iż można by pomyśleć, że nie istnieje…; na wieczorze
autorskim w mieście M. … choć prawdę mówiąc nikt nie zna autora, a co dopiero
powiedzieć, że przeczytał jakąkolwiek z jego książek… jeśli w ogóle je
pisywał…; na wieczorze autorskim w mieście M. w czytelnianej sali biblioteki,
niewielkiej i niepozornej, choć wypełnionej ludźmi, jeżeli oczywiście mieli
ochotę przyjść i spotkać się z autorem; w tym mieście M., w tej niewielkiej
sali, w czytelni, jeden ze stolików przeznaczono dla prelegenta - celowo nie
użyto słowa „autor”, bo kto wie, czy w ogóle ktoś taki istniał - właśnie tam, w
tej niepozornej sali, prelegent postawił na blacie niewielkiego stolika
przedmiot do złudzenia przypominający drewnianą skrzynię, skrzynię prostej
budowy, bez ozdób, bez ornamentów na gładkiej powierzchni jej ścianek.
W pewnej chwili prelegent otworzył wieko
tej skrzyni i wyjął z jej wnętrza kolejną; rozumie się samo przez się, że
mniejszą, i jak ta pierwsza, pozbawioną ozdób. Otworzył również wieko tej
drugiej skrzynki, wyjął z niej następną, mniejszą i pozbawioną ozdób; i postąpił
tak jeszcze trzy, a może cztery razy, aż w końcu dotarł do ostatniej… nie, nie była to
skrzynia; nawet nie była to skrzynka czy skrzyneczka. Położył sobie na prawej
dłoni drewniane, pozbawione niepotrzebnych ozdób puzderko; i temu otworzył
wieko, a we wnętrzu… we wnętrzu puzderka spoczywał uśpiony koralik; może był to
okruch metalu, może szklana kuleczka, bursztynowe serduszko; kto to wie, co
znajdowało się w najmniejszym drewnianym opakowaniu. Coś w nim błyszczało; było
takie malutkie, że trudne do odgadnięcia, choć prelegent przechadzał się po tej
niepozornej sali, przechadzał się i pozwalał każdemu z obecnych zerknąć do
środka.
Czy można się temu dziwić, że każdy z
siedzących przy małych stolikach czytelnianej sali, każdy z nich był szczerze
zaciekawiony, czym jest to coś, co błyszczy?
Następnie autor, zwany dalej
prelegentem, wrócił na swoje niepozorne miejsce i powiedział, że każdy pisarz w
gruncie rzeczy zaczyna od takiego małego puzderka; w nim rodzi się jego słowo,
myśl się rodzi. Słowo to rozrasta się w kolejnym drewnianym pudełku, większym
od poprzedniego, a w jeszcze następnym i w kolejnych przychodzą na świat wciąż
nowe słowa i myśli.
- Każdy pisarz pisze w swoim życiu jedną
książkę - mówił - i chociaż za każdym razem, w każdym pudełku, skrzyneczce czy
skrzyni słowa rozrastają się, tworząc nowe zdania i coraz świeższe pomysły, to
książka jest tylko jedna, tyle że wciąż uzupełniana, przewrotną treścią.
Tak oto to, co stanowiło istotę
zagadnienia, mieściło się w najmniejszym pojemniku; reszta wspierała bądź też
wypierała kolejne.
Zapanowała cisza i zdumienie. Z tej
ciszy powstał nagle pewien człowiek i przemówił niepokojącym głosem:
- Mam rozumieć, że jest pan autorem
jednej tylko książki?
- Nie inaczej - odparł prelegent.
Gdyby nie to przewrotne pytanie, jakie
zadał prelegentowi jeden z mężczyzn, wszyscy obecni na spotkaniu aktorskim
mogliby pomyśleć, że w tej czytelnianej sali biblioteki nie było ani ich, ani
prelegenta.
- Jeżeli tak właśnie jest - kontynuował
mężczyzna - to proszę mi wytłumaczyć, dlaczego ja przeczytałem cztery pana
książki i pewnie przeczytam tę najnowszą, o której już się mówi.
- Książka jest jedna, drogi czytelniku -
zapewniał rozmówcę prelegent. - Nie zauważył pan, że to, co nazywa pan
książkami nie jest niczym innym jak tytułami kolejnych akapitów.
- Mam rozumieć - powtarzał mężczyzna -
że to, co zabłyszczało w tej ostatnim, najmniejszym pudełeczku tej szkatułki
funkcjonuje w kolejnych i decyduje o następujących po sobie, jak to pan był
łaskaw powiedzieć, akapitach?
- Owszem. Z książką tak już jest, drogi
czytelniku, ma jedno życie, tak jak pan i ja i państwo zgromadzeni na sali.
Wszyscy siedzący w tej niepozornej,
czytelnianej sali w bibliotece zdobyli się na refleksję milczenia, bo kiedy
mówi się o życiu, które jest jedno i, wydaje się, że jest bezcenne, to należy
milczeć.
.
- Matko Boska, ty jeszcze nie śpisz?
Piąta dochodzi, widno już, a ty wciąż piszesz te swoje bazgroły.
Taki głos może wybudzić zmarłego, a jemu
zwrócił jedynie świadomość istnienia, przypomniał o realności miejsca, w jakim
się znajduje, oddał mu czas.
- I pozamykaj te pudła! Kto to widział,
aby do białego rana bawić się w otwieranie i zamykanie drewnianych pudełek?
Posłusznie zamknął wszystkie, a kiedy
zrobił to z ostatnim, najobszerniejszym, pomyślał, że musi obstalować u
stolarza kolejne, większe od wszystkich pozostałych.
[10.05.2020, T] (tekst z lipca 2016)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz