876.
Żółci się trochę wyleje, i kontrowersji. Zacznę od czytanej literatury. Nareszciem się pozbył Głowackiego. Zadziwiające, jak można z upodobaniem pisać o burdelach, gejach, ochlajusach, o tym Broadwayu, panienkach i panach spod ciemnej gwiazdy; jak można cały czas zawracać głowę Nowym Yorkiem i autobiograficznym niespełnieniem pisarskim, czekać, aż cię zauważą i chodzić na meetingi, aby przyczepić się gumą do żucia do jakiegoś faceta z kasą; ile trzeba mieć zuchwałości i głupoty, aby zachwycać się nad każdym bluźnierstwem upuszczonym na na karty niby-powieści – niby pamiętnika. Nie jestem strawić tych pomyj, panie Głowacki. Na odtrutkę zażyczyłem sobie Cortazara „Grę w klasy”
877.
- Na Boga! - chciałoby się powiedzieć – też będzie sporo kontrowersyjnej żółci – ale moje zdanie jest takie, aby nie łączyć sportu czy kultury z polityką, nie należy też uprawiać odpowiedzialności zbiorowej. W swoich wojażach po Europie spotkałem się dwa razy z fatalnie brzmiącą w moich uszach postawą Niemców, ale czy jest to powód, aby a’priori uznawać cały naród na niemiecki za zło wcielone? Piję na przykład do pewnego „redaktorka” Polsatu (widziałem i słyszałem w Internecie), który dowodził, a właściwie nie dowodził, a utrzymywał, że dzięki Ukraińcom, dzięki walce Ukraińców z Rosjanami Polska jest bezpieczna. Uznaję to za kompletną bzdurę, bo jeśli już poważnie mówić o bezpieczeństwie naszego kraju, to gwarantem (oby!) bezpieczeństwa jest NATO, a nie Ukraina. Już pisałem o tym, że Rosja jest agresorem w tej wojnie, ale nie róbmy ludziom wody z mózgów i nie podkręcajmy spirali nienawiści przeciwko Rosji. Inny gość – specjalista, wyraził się, że w czasie trwania wojny nie będzie on oglądał, czytał, słuchał niczego, co onegdaj było dziełem rosyjskich artystów. Idąc torem myślenia tego pana, należałoby pójść dalej i w przypadku wydawnictw kartograficznych wymazać z mapy Europy, Azji i świata Rosję.
Dostało się sportowcom rosyjskim, którzy poza niewieloma dyscyplinami są przez świat ignorowani. Zakrawa to o śmieszność, boć przecież taki rosyjski sportowiec, dajmy na lekkoatleta, ciężarowiec, łyżwiarz szybki czy biegacz narciarski nie mając pieniędzy za uprawianą przez siebie dyscyplinę sportową, może przecież na ochotnika zaciągnąć się do armii Putina, gdzie mu sowicie zapłacą i będzie w ten sposób uczestniczył w wojnie przeciwko Ukrainie. Nie dostrzegacie tego?
Początkowo zamysł światowych władz sportu był taki, że wystąpić może ten rosyjski sportowiec, który powie, że jak Boga kocham, jest przeciwko Putinowi. Ustalmy w tym wypadku jedno: Rosja i Białoruś (o Białorusi będzie za chwilę) są państwami autorytarnymi, więc jest do pomyślenia, że jeśli sportowiec z tych krajów opowie się publicznie przeciwko Putinowi, jego rodzina może być narażona na represje. Czy to tak trudno zrozumieć? Czy nie lepiej należałoby się najpierw postawić w sytuacji tych sportowców?
Obserwuję karierę Igi Świątek i, powiem szczerze, że nie podoba mi się jej wychodzenie przed szereg w sprawie konfliktu na Ukrainie. Panna Iga demonstracyjnie stanęła po stronie Ukraińców – i można się z tym zgodzić, ma do tego prawo, ale jednocześnie mniej lub bardziej stanowczo opowiada się przeciwko swoim konkurentkom made in Russia. Im bardziej traci formę sportową, tym bardziej wikła się w antyrosyjski spór, podczas gdy inni tenisiści i tenisistki, choć pewnie też popierają Ukraińców, to jednak zachowują powściągliwość, skupiając się na tym, co daje im pieniądze i sławę, czyli na grze w tenisa.
Dostaje się też tenisistkom pochodzącym z Białorusi, np. Sabalence czy Azarence.
A oto dwugłos w tej sprawie. Najpierw Świątek:
„Powinniśmy bardziej skupić się na pomocy ukraińskim zawodniczkom i zapewnieniu im wszystkiego, czego potrzebują, ponieważ w zasadzie muszą dbać o całe swoje rodziny. Na ich barkach spoczywa ogromny ciężar. W szatni panuje duże napięcie, które oczywiście będzie dalej, ponieważ trwa wojna. Mogłoby go być trochę mniej, gdyby WTA na początku podjęła jakąś akcję, aby wyjaśnić wszystkim, co jest dobre, a co nie”.
Dobrze, że nie powiedziała, że WTA powinna zadbać o to, aby ukraińskie tenisistki wygrywały swoje mecze i w ten sposób mogłyby pieniądze z wygranych ofiarować swoim rodzinom”.
Azarenka ripostuje, że wśród najważniejszych inicjatyw, które już przed rokiem podjęły władze WTA, ATP, ITF i każdy z czterech turniejów wielkoszlemowych to przekazanie po 100 tysięcy dolarów na cele charytatywne dla Ukrainy, a US Open poprzedzony został imprezą charytatywną "Tennis Plays for Peace", w czasie której zebrano 1,2 miliona dolarów. Okazuje się, że panna Iga o tym nie słyszała.
Celnym, jak mi się wydaje, podsumowaniem niech będzie wypowiedź triumfatorki Australian Open – Białorusinki Aryny Sabalenki, która powiedziała coś takiego:
„ Trudno zrozumieć, że tak wiele osób nienawidzi mnie bez żadnej przyczyny. Przecież nic nie zrobiłam. Do tej pory nigdy nie mierzyłam się z taką nienawiścią w szatni” - dziwiła się Sabalenka. Przyznała też, że od roku ma za sobą wiele <dziwnych rozmów> z członkami sztabów niektórych rywalek.
Iga Świątek nienawidzi cię, Aryno, za to, że reprezentujesz kraj rządzony przez Łukaszenkę i nic to, że Białoruś nie bierze udziału w wojnie…
[25.03.2023, Toruń]
Szkoda, że nie mówi się wystarczająco dużo i głośno, o tych Rosjanach i Białorusinach, którzy tracą zdrowie w więzieniach, bo walczą z reżimami.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nasza tenisistka jest zbyt młoda, aby zrozumieć, co oznacza władza despotyczna i do czego może doprowadzić, a z drugiej strony nie znoszę wprost odpowiedzialności zbiorowej... kojarzy mi się ona z pewnymi wydarzeniami z czasów okupacji, o których jednak nasza tenisistka powinna wiedzieć.
UsuńDostałam kiedyś książkę Głowackiego od koleżanki i chyba nie wiedziała co kupuje, bo tego nie dało się czytać, chyba jeden rozdział zaliczyłam, bo mnie zemdliło...
OdpowiedzUsuńNo, niestety masz rację... rzadko zdarza mi się nie przeczytać książki do końca, lecz tym razem i ja nie wytrzymałem...
Usuń