§. 5.
Dalsze ćwiczenie szkolne.
Nie dosyć było na usilności profesora chcącego dla swojej sławy i zasługi, wlać umiejętność tego, co uczył w uczniów; nie dosyć było przez kary wyżej opisane przymusić gnuśnych, ażeby się koniecznie uczyli. Starali się jeszcze po wszystkich szkołach nauczyciele sztucznymi, a jak najskuteczniejszymi sposobami zapalić w studentach taką chęć do nauki, która by ich nie dla bojaźni kary, ale dla punktu honoru do onejże pobudzała. Wymyślono tedy Emulusów, po polsku zazdrośników, dzieląc całą szkołę na pary jednego przeciw jednemu, wyrzuciwszy ostatniego, jeżeli nie miał pary, który uniknął emulacji, ale miał za to pilniejsze nad innych na siebie oko profesora. Ci tedy Emulusowie przesadzali się we wszystkim jedni nad drugich, a który nad swoim przeciwnikiem, bądź w lekcji, bądź w jakim zapytaniu znienacka zadanym, bądź w pisaniu okupacji, otrzymał górę, za sądem magistra profesora miał wolność karać zwyciężonego przeciwnika; co bardziej gniewało i wstydziło niż bolało, zatem do oddania za swoje przez przesadzenie w nauce pobudzało. Druga emulacja była powszechna jednej połowy szkoły, przeciw drugiej połowie. Jedna strona szkoły nazywała się: pars romana, i ta była starsza. Druga strona zwała się pars graeca, i ta była młodsza.
Żadna strona nie czyniła rzetelnego awantażu ani szkody; jeden punkt honoru wbity studentom w głowę przydawał okrasy jednej stronie a ujmował drugiej; nad każdą stroną na ścianie w tyle ławek wisiała tablica z napisem strony, której służyła, to jest pars graeca, pars romana. Jeżeli jedna strona popisała się lepiej w lekcji szkolnej nad drugą, albo na zadane pytanie od profesora odpowiedziała lepiej niż druga, albo przeciwnej stronie zadała taką trudność, iż jej owa strona rozwiązać nie umiała, a zadająca strona rozwiązała ją sama z pochwałą profesora; tedy w takowym i tym podobnym razie profesor zwyciężającej stronie nadawał pochwały: decem laudes, centum laudes, quinquaginta laudes, mille laudes. Otoż takie laudes, strona od profesora biorąca, zapisowała na swojej tablicy, zbierając je przez cały tydzień lub miesiąc, według obfitości lub niedostatku. Gdy przyszła sobota, albo ostatni dzień miesiąca, rachowały się z sobą strony; mająca więcej, rugowała z ławek mającą mniej, przesiadając się na jej miejscu, a swego stronie zwyciężonej ustępując, i to był cały zysk wygranej. Która strona wygrała, zawsze się pisała pars romana, a która przegrała, musiała przyjmować imię partis grecae, chociażby
przed przegraniem była pars romana. […] Honory takie szkolne były nie małym bodźcem do nauki. Te zaś były następujące: dyktator, imperatores, audytorowie, auditor auditorum, censor.
— Dyktator miał swoję ławkę osobną na boku katedry profesora, jak dyktator rzymski w nagłych tylko i z desperowanych potrzebach rzeczypospolitej bywał kreowany; tak też i ten szkolny. Kiedy cała szkoła zagadnioną była jaką kwestią, na którą odpowiedzieć nie umiała; a jeden jakoby salwując honor całej szkoły, oświadczył się, iż chce na tę kwestią odpowiedzieć, i w samej rzeczy odpowiedział, albo w inakszy sposób podług rzeczy, o którą szło zadosyć uczynił, tedy nieodwłocznie przez deklaracją profesora z okrzykiem całej szkoły, zostawał dyktatorem, której to godności te były przywileje. Pierwszy: ławka osobna. 2gi Independencja od audytorów i cenzora. 3ci że zarobione na swoją stronę laudes, wolno mu było, której chcieć stronie podarować: bądź partii romanae, bądź partii graecae. A że dyktator za każdą zasługę dziesięć razy więcej zyskiwał laudes, niż wszyscy inni studenci; więc której stronie on podarował niezliczone krocie i miliony swoje, ta za zwyczaj drugą przewyższyła. Chcąc tedy strona stronę zwyciężyć; różnymi podarunkami, jabłkami, cukierkami, nożykami, i tym podobnymi wielkiego u dzieci szacunku fraszkami dokupywała się łaski dyktatorskiej. 4ty przywilej, że z żadnej powinności szkolnej, jako to z pensów, okupacji domowej, exercitium szkolnego, skryptury i tym podobnych nie mógł być macany od nikogo, tylko od samego profesora, który jeżeli pana dyktatora w nadzieję swoich przywilejów opuszczonego w czymkolwiek udybał niegotowym, natychmiast degradował go ad scamnum asinorum. Skąd za poprawą defektu łatwo było wydobyć się, przyjść między drugich, a nawet i rekuperować miejsce dyktatorskie, na które łatwiej się było dostać, niż się na niem długo utrzymać. Bowiem o dyktatora obijały się wszystkie najtrudniejsze, i niemal enigmatyczne kwestie, od dyrektorów swoich dyscypulom dla domieszczenia ich do godności dyktatorskiej pokomponowane. Był to cel, do którego zewsząd strzelano osobliwie w ten dzień, kiedy strony grecka i rzymska miały się między sobą z laudesów rachować i miejsca sobie odbierać. Albowiem ten, który dyktatora zapędził; zostawał panem jego wszystkich laudesów, a zatem, gdy je której stronie aplikował, każda mu wdzięcznością dobrze kieszeń napakowała.
— Imperatorowie mieli ten zaszczyt, że w ławkach szkolnych pierwsze zasiadali miejsce, na procesjach publicznych oni z laskami przed swoją szkołą paradowali, i taryfę studentów
każdy swojej partii trzymali, zapisując w nią każdego studenta podług relacji audytora, który umiał i jak umiał, albo wcale nie umiał pensa. Pensa, był to wydział półdniowy alwaru albo gramatyki, którego się pod karą plag nauczyć trzeba było. Przed południem raz, po południu drugi. Imperatorami zawsze bywali panięta, albo majętniejszych mieszczan dzieci, które w lepsze od innych sukienki przyodziane, i urodziwsze, mogły piękniejsze czoło szkoły wydawać, ale przy tym, jeżeli nie lepiej od drugich, to przynajmniej równo z drugimi trzeba się było uczyć, i w postępkach najmniej mieć płochości.
Audytorowie i audytor audytorów nie mieli żadnej prerogatywy, tylko cokolwiek reputacji, iż się dobrze uczyli, kiedy zostali audytorami; ponieważ tego urzędu niepowierzano tępym dowcipom, ale bystrzejszym i nauki pilnym. Obowiązani byli audytorowie przychodzić do szkoły przed wszystkimi, ażeby wygodnie przed nadejściem profesora mogli wysłuchać pensów studentów i podać do zapisu Imperatorowi. Audytorowie po wysłuchaniu innych sami swoje pensa odmawiali przed audytorem audytorów, a ten znowu odprawiał swoje przed którymkolwiek audytorem. Oprócz pensów dziennych, każdy student obowiązany był w Sobotę powiedzieć, czyli odmówić na pamięć pensa całego tygodnia, i gdy ich nie umiał, był karany, a oprócz kary z tych pensów dochodzili jego mocnej lub słabej pamięci. — Cenzor w każdej szkole był jeden czasem sekretny, czasem jawny podług woli profesora; ale choć on był sekretny czyli tajemny, czuli go przez skórę studenci. Wybierali profesorowie na ten urząd z chudeuszów, statecznego i za zwyczaj zauszniczka. On notował postępki studentów, tak w szkole, ażeby się między dziećmi jakowa nieprzystojność nie działa, jako też w kościele: i w nim najbardziej, ażeby skromność jak największa zachowana była. Miał od tego kartelusz z imionami studentów całej szkoły, który się nazywał petulantes. Był to papier ponastrzygany, każda nacinka miała na sobie literę początkową nazwiska swawoli, jaką kto robił. Co się lepiej wytłumaczy samej rzeczy przytoczeniem. Na przykład: gadał który student w kościele, to cenzor w linii jego nazwiska
zagiął nacinkę z literą g., to jest garriebat; oglądał się, to odgiął nacinkę z literą c., która znaczyła circumspiciebat; śmiał się, to odgiął nacinkę z literą r. ridebat. Jeżeli zaś albo szturchnął drugiego, albo za łeb pociągnął, albo inną jaką akcją nieskromną popełnił, to zagiął cenzor nacinki z literą p. petulantiam oznaczającą. A gdy wiele porobił rozmaitych nieprzyzwoitości, to zagiął nacinkę z literą, albo jedną, albo dwiema, albo trzema x., która litera jedna znaczyła kilkukrotne nieprzyzwoitości, xx. znaczyły więcej swawoli, a trzy x znaczyły swawolnika bez końca i miary. W sobotę był examinowany od profesora petulantes i exekucja za nim następowała według przewinienia. Jeżeli był cenzor jawny, a
przeciw jego zanotowaniu, czyli obwinieniu wywiódł się obwiniony świadectwem innych studentów, mających u profesora kredyt, pan cenzor odbierał karę talionis, po polsku wet za wet. Ale jeżeli był sekretny, ciężko się było przeciw takowemu obronić, a przynajmniej nie można było żądać z niego satysfakcji, bo jak on taił się przed studentami, aby nie był
poznany; tak też studenci udawali, jakby, kto nim był, nie wiedzieli. Lecz taki cenzor musiał się ze szkół wynosić zawczasu przed wakacjami, jeżeli nie chciał na pożegnanie mieć skóry wytrzepanej, którego szczęścia nieraz się i widocznemu cenzorowi dostawało. Lecz jeżeli się nie bardzo wiernie obchodził z swoim urzędem i występki notowane pozwolił u siebie wykupować; to się miał dobrze i bezpiecznym zostawał od guzowego pożegnania. Jeżeli też jakim przypadkiem wydała się jego niewiara, ocięto jak kota i z urzędu zrzucono. — Takie były sposoby, przychęcania młodzieży do nauki, oraz wkładania i do pobożności i przystojnych obyczajów.
Wakacje od nauki rocznej, czyli zamknięcie szkół poczynały się od Ś-go Ignacego i trwały do Ś-go Idziego, to jest od ostatniego dnia lipca, do 1go Września. Na ten czas rozjeżdżali się studenci do domów rodzicielskich, a profesorowie także według zwyczaju zakonów odmieniali się do innych kolegiów, lub też którzy się nie odmieniali, jak to w akademiach, spoczywali przez ten czas po pracy rocznej.
[04.03.2023, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz