ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 czerwca 2014

Aż do stanu obojętności

Najpierw jest niezrozumienie połączone z zaskoczeniem. Siedzisz w tym zastygłym stuporze jak przyduszona ryba w półmetrowym lodzie, oczy masz otwarte, lecz nie widzisz niczego poza równie niemym wzrokiem obserwatorów, którzy, podobnie jak ty, nie są w stanie uwierzyć. Dziwisz się, że mogło to się właśnie tobie przydarzyć i odnajdujesz niesprawiedliwość w tym, co cię spotkało. Próbujesz więc walczyć o swoje, o dobre imię, które ci ukradziono, przy czym starasz się postępować rozsądnie i logicznie. Oczywiście nie przynosi to skutku, jakiego byś oczekiwał i dlatego też poddajesz tę sytuację analizie i cofając się, próbujesz szukać przyczyn w swoim i innych zachowaniu. - Coś nie zagrało, ale co? - zadajesz pytania, na które nie znajdujesz odpowiedzi. Wobec ich braku zaczynasz się buntować. Szykujesz swoje wojska do beznadziejnej, bezpardonowej walki, wyznaczając główne i pomniejsze cele. Wreszcie atakujesz. Podejmujesz słuszną obronę własnego człowieczeństwa. Oskarżasz, rzucasz w twarz rękawiczką. Nie otrzymujesz satysfakcji, gdyż tamta strona z premedytacją unika szlachetnych reguł walki. Po takim szturmie opadasz z sił, lecz po pewnym czasie ponawiasz atak i znów z sił opadasz. W końcu rezygnujesz, lecz nie ustajesz w wymyślaniu nowych planów walki. Nie realizujesz ich jednak, a twój duch walki nagle traci moc. Wtedy próbujesz poinformować świat o swojej przegranej sprawie. Ponieważ nie domagasz się litości, albo też nie chcesz się przyznać do tego, że wywiesiłeś białą flagę twoja próba zwrócenia uwagi świata na sprawę, która cię przerosła, okazuje się nieskuteczna. Wtedy zostajesz sam, bardzo sam, nawet jeśli fizycznie nie jesteś sam, a masz przy sobie wiernych towarzyszy i giermków. Ta samotność zaczyna powoli zacierać twarze twoich sojuszników i w końcu ich nie dostrzegasz. Nie słyszysz też słów jakimi do ciebie krzyczą. Nie wiesz, czy im wierzyć, czy nie - po prostu nie słyszysz. Ich obecność przeraża cię. Zaczynasz postępować irracjonalnie. To irracjonalne postępowanie wpływa niekorzystnie na twoją fizyczność. Twoje ciało buntuje się przeciwko tobie i po raz pierwszy spostrzegasz, że twoje ciało potrafi w równym stopniu cierpieć jak dusza. Ponieważ nie jesteś już w stanie zatrzymać tego procesu, nie mówiąc już o jego cofnięciu, obojętniejesz. Obojętniejesz wobec siebie - co da się racjionalnie wytłumaczyć - gorsze jednak jest to, że obojętniejesz wobec innych. Skoro tobie jest źle, dlaczego innym ma być lepiej? Lecz nie obojętniejesz cały. Zdarza się, że przeprowadzasz staruszkę przez ulicę, lecz biorąc ją za rękę, nienawidzisz innego człowieka.
W końcu po takich zmaganiach z samym sobą, uspokajasz się, myśląc o nieuchronności losu. Oswajasz się z myślą, że nie jesteś wieczny i nie masz prawa myśleć o sobie jako o kimś wyjątkowym. Twój ból wcale nie jest większy od bólu pomnożonego przez miliony istnień ludzkich, a nawet wydaje się być mniej odczuwalny. Ale boli... i naturalnym pragnieniem człowieka jest to, aby boleć przestało. Patrzysz wtedy na zegarek, potem w okno, lecz nie chcesz spojrzeć wstecz, bo bardziej boli.
W pewnym momencie spostrzegasz, że cała twoja sprawa, o którą walczyłeś, straciła sens. Nikt już nie przywiązuje do niej wagi. Ty również chcesz dać sobie z nią spokój, lecz nie potrafisz przestać o niej myśleć, choć zdajesz sobie sprawę z tego, że bezsensem jest o nią walczyć. Wtedy pragniesz zasnąć. Przykrywasz się kocem po sam czubek głowy, zamykasz oczy i śnisz o potędze. Oddech coraz wolniejszy, chłód powleka coraz to bardziej woskowe ciało. Nie czekasz już na nic.
- Panie starszy, wstawaj pan! Piąta. Tabletki. Porządnie popić proszę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz