ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 czerwca 2014

Domek letniskowy - fragment

1.
Powoli gaśnie, gaśnie w oczach. Odór alkoholu. Nie, to tylko nieświeże powietrze dostające się przez uchylone okno. Powietrze nie może być świeże w miejscu zbiorowej zagłady kurczaków, a do tego podczas tak suchego lata. Ledwie wyczuwalny powiew roznosi ten smród, który potem pastwi się nad niespokojnym jego snem. Bardzo trudno nie zwariować słysząc lub czytając wieści ze świata. Czyha kryzys, cierpienia ofiar trzęsienia ziemi i globalne ocieplenie; scenariusz wojenny i bezrobocie; nadmierny przyrost ludności nie tam, gdzie przydałoby się zwiększenie liczby urodzeń. Musi się przełamać, nawet wtedy, gdy opuszczą go wszyscy, bo że odeszli od niego, nie ma wątpliwości. W tym swoim domku drewnianym, letniskowym,  jedynym jaki mu został, przepędza dzień za dniem. Noce przeciekają mu przez palce i nawet nie zastanawia się nad tym, co będzie zimą, bo upalne lato na odludziu można przeżyć, ale zima zaskoczy go, przypominając o tym, że należało wcześniej pomyśleć o zainstalowaniu jakiejś z form ogrzewania. O tym pomyśli później, jeśli w ogóle pomyśli.
A jednak kierunek wiatru się zmienia i nagle przez okno wpada rześki, choć pozbawiony nieprzyjemnego zapachu oddech powietrza. Jest przedświt i zaczynają się budzić ptaki. Nie rozpoznaje ich śpiewnych nawoływań, co nie przeszkadza mu cieszyć się z tego, że przełamują senną ciszę nocy. Wychodzi wreszcie na zewnątrz, do ogrodu i banalne ptasie zaśpiewy, towarzyszące mu podczas przechadzki sprawiają, że mniej dokuczliwa staje się samotność. W pewnym momencie zaczyna odczuwać bliskość czasu przeszłego, tych wszystkich nocy i świtów jakich doświadczył, gdy nie myślał o przyszłości, kiedy życie kusiło go niewiadomą. Podczas tej przechadzki nabiera tlenu do płuc, jest niemal odurzony słodkim zapachem rozwiniętych płatków dzikich róż. Wróci niebawem do domku i w okamgnieniu wsunie swoje chłodne i zroszone ciało pod wypraną, przesuszoną na słońcu pościel. Zaśnie natychmiast i prześpi tych kilka godzin, zanim promienie słoneczne nie zaczną łaskotać jego powiek.  
Budzik jazgocze i drży nastawiony na dziesiątą. Duchota. Przez niedomknięte okno dostaje się suche powietrze, inne niż w porze przedświtu. Zwleka się z pościeli przypominając sobie, że niebawem wejdzie do jego ogarniętego rewolucją królestwa kobieta, która codziennie przynosi mu zakupy. W torbie są zwykle bułki, mleko, dżem i masło, jeśli spostrzeże, że już się skończyło. Są też gazety, a w sobotę tygodniki, choć zrezygnował z większości tytułów i doszło do tego, że zamawiał w końcu jeden dziennik i dwa tygodniki. Prasa ląduje na dużym stole, przy którym pracuje nocami. Jest już sterta, w miarę uporządkowana, jeden tytuł na drugim, numerami. Po pięciu kolejnych tygodniowych, papierzyska trafiają do kosza. Nie, nie jest to kosz na śmieci, lecz taki wiklinowy, na bieliznę, z również wiklinowym zamknięciem. Wypełniony po brzegi kosz przesuwany jest później do drewutni, a jego zawartość przydaje się na zimę, jako podpałka.
Kobiety jeszcze nie ma. Przypomniał sobie, ze dzisiaj jest dzień targowy i udała się na rynek po jajka i domowego wyciskania ser. Przechodzi do łazienki i bierze zimny prysznic, ogarnia się, wdziewa krótkie spodenki i cienką czerwoną bawełnianą koszulę w czarne kraty. Wyjmuje z lodówki piwo, podpala gaz pod czajnik z wodą, wraca do swego pokoju, otwiera puszkę z piwem, pije, powoli, bo zimne, zapala papierosa, przysiada za stołem, wertuje pozostawione w bezładzie i przyciśnięte Balzakiem, konkretnie panią Bovary, karty papieru i na głos odczytuje to, co udało mu się napisać minionej nocy. Ten szepczący odgłos czytanego tekstu to rytuał ponawiany każdego poranka lub przedpołudnia. Kiedyś powiedział sobie, że jeśli po przeczytaniu nocnego fragmentu pisanej książki przestanie mu się podobać to, co skreślił ołówkiem na gładkim papierze do drukarki, ma obowiązek zniszczyć popełnione zdania; jeśli natomiast zaakceptuje swoja pisaninę, jego powinnością będzie kontynuowanie wątku. Zdarzyło się, że zaakceptował kiedyś nocną treść, na która składały się słowa w następującej kolejności napisane: „Hubert zamknął za nią drzwi”. Tyle właśnie udało mu się popełnić w poprzedzającą dzień noc. Czasami słowa wymykają się przez uchylone okno, myśli gubią się w półmroku, a sen wraz ze zniechęceniem dopełniają nieszczęścia jałowości. Jeśli jednak w takim anty-twórczym stanie zdoła się napisać choćby najmniej rozwiniętą myśl, oznacza to, że jest ona ważna i może posłużyć jako uwertura do większej całości.
Mija czas i podczas tego trwania, podczas wybudzania się do przeżycia kolejnego dnia, pogrąża się w myślach nie posiadających idei, jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Zastanawia się nad „tematyką” myślenia, jeżeli w ogóle można mówić o tym, że myśli są na temat. Jego umysł raczej koncentruje się na skojarzeniach, napływających w sposób nieuporządkowany, jakby przypominały one rzekę rozlewającą rwące wody po pradolinie w czasie wezbrania spowodowanego nadmiernymi i intensywnymi opadami. Niektóre ze skojarzeń pochodzą w prostej linii od zapisanego nocą kolejnego fragmentu tekstu i sugerują różne wersje rozwinięcia fabuły; inne mają związek z oczekiwaniem na kobietę, z odczuwalnym głodem; są też i takie, które oddają się przyjemności oddychania pięknym letnim dniem i bliskim spotkaniem z naturą.
- Jestem ciekaw - zastanawia się - czy wielu ludzi posiada podobny do mojego styl myślenia, który nazwałbym chaotycznym i nieuporządkowanym. Czy rozpoczynając dzień większość ludzi myśli w sposób zorganizowany, jakby odczytywali z kartki zapisany rozkład dnia. Wstajesz, idziesz do łazienki, jesz, ubierasz się, wychodzisz do pracy, po drodze zostawiasz dziecko w szkole... Pomiędzy głównym szlakiem myśli można wyróżnić podpunkty, bo może przy śniadaniu zdarzyć się kłótnia, albo trzeba będzie wrócić po pozostawioną na krześle aktówkę, albo też okaże się, że dzisiaj przyda się parasol. Czy można zmusić mózg do takiego zaplanowania dnia, aby wtedy, gdy życie się toczy, rola mózgu sprowadzała się do kontroli i ewentualnego uzupełnienia listy czynności? Mój mózg działa w sposób odmienny, zwłaszcza rankiem lub w nocy, kiedy to w głowie aż szumi od różnorodności podpowiedzi. Skąd się one biorą? Doprawdy nie wiem. (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz