ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 czerwca 2014

Mañana

Szukam ostatnich tematów. Teoretycznie mógłbym polecieć na Kubę. Stara knajpka. Muzykanci. Salsa. Na ogródeczek, gdzie kilka stolików pod osłoną wyblakłych kapeluszy parasoli pada zmasowany atak słonecznych promieni. Siedzę przy drinku daiquiri i palę cygaro. Jakaś młoda para na przy sąsiednim stoliku. Dwóch staruszków w spłowiałych wiklinowych kapeluszach przy innym. Po drugiej stronie uliczki, na frontonie budynku napis czerwoną farbą "Patria o muerte". 
Muzykanci grają właściwie dla siebie, choć przechodzień o rysach aryjskich rzuca monetę pod nogi gitarzysty. Ten, nie przestając grać, odprowadza wzrokiem przechodzącego. Inny, też z gitarą, zaczyna śpiewać "Hasta siempre Comandante". Uliczką przebiegają wyrostki kopiąc puszkę po czarnej fasoli. Jeden z chłopców ma na sobie podkoszulek z drukowaną na czarno podobizną Che Guevary. Gdyby żył, mógłby mieć 86 lat, gdyby dane mu było dożyć...
Zerkam w dwa okna, w których dwie staruszki, podlewając kwiaty doniczkowe wymieniają z sobą oszczędnie niezrozumiałe dla mnie słowa. Pewnie robią to codziennie. Ich twarze są wyschnięte, z widocznymi bruzdami zmarszczek, lecz uśmiechnięte. Pomyślałem sobie, że chciałbym doczekać takich zmarszczek na twarzy. Przelotnym wzrokiem daję znać tym kobietom, że akceptuje je tutaj, w tej scenerii zaułku. Ani jednego metra na sekundę wiatru. Upał. Klimat mañany.
Patrzę teraz na młodą parę, sprawiającą wrażenie zakochanych. Kolejne dźwięki gitary, mocniejsze akordy, tym razem bez canto.
Nigdy nie pojadę na Kubę. Nie poznam smaku daiquiri. Co najwyżej wcisnę parę kropel limonki do czarnej cejlońskiej herbaty.
Nie wychodzę z domu do tych miejsc, w których przebywałem przez wiele lat. Pomiędzy miejscem, gdzie żyję a tymi, dokąd już nie chodzę wyrosła Linia Maginota. Nawet staram się nie kierować w tamtą stronę wzroku. Moje oczy źle znoszą widok drutu kolczastego. 
Moja mañana nie jest tak beztroska jak na Kubie. Moja mañana nie oznacza jutra, nie oznacza przyszłości, choć siedząc nocą przy herbacie, nocnej, oszczędnie sączącej światło lampce, tematy zlatują się jak ćmy. 
Jest tak dużo, że trudno mi znaleźć dla nich miejsce w głowie i w przeciwieństwie do ciem, są nieśmiertelne.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz