ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

01 stycznia 2017

GERTRUDA

- Pozwoli pani, że się najpierw przedstawię. Jestem Gertruda Mayer, Mayer po mężu.
Zamieszała kawę malutką, srebrną łyżeczką. Potem przechyliła drobną, porcelanową filiżankę do ust. - Wystarczająco słodka - pomyślała. - Nie znam jej. Mayer, Mayer… nic to mi nie mówi.
- Przepraszam, ale czy my się znamy? - zapytała.
Kobieta o ciemnej karnacji skóry, czarnych jak węgle oczach i równie czarnych, pomimo przeżytych tak wielu lat włosach wydawała się być zaskoczona, nie, to niewłaściwe słowo, nie była przygotowana do odpowiedzi na to pytanie już na początku rozmowy.
- Można powiedzieć, że się znamy, choć wiemy o sobie niewiele.
- Przepraszam panią, ale je nie dosłyszę na lewe ucho… mogłaby pani głośniej…
- Ależ tak, oczywiście - kobieta wzięła głęboki oddech. Musiała zdawać sobie sprawę z tego, że nie będzie to dla niej łatwa rozmowa. - No cóż, wiem, że wydaję się pani tajemnicza. najpierw ten telefon z prośba o spotkanie. Niech mnie pani nie pyta o to, ile trudu włożyłam w to, aby znaleźć pani numer. Wreszcie to dzisiejsze spotkanie właśnie w tym miejscu, w tej kawiarni. Nie wiem, ile było w tym przypadku, ale to pani zaproponowała, abyśmy się tutaj spotkały.
- Z tego miejsca mam najbliżej do kuzynki. Widzi pani, ja nie mieszkam w Z. . Przyjechałam tutaj na całe cztery tygodnie, aby odwiedzić rodzinę.
- Miałam wobec tego dużo szczęścia - odparła kobieta o czarnych jak węgle oczach. - Ja w ogóle mam wiele szczęścia w życiu.
Gertruda przeprosiła ją na chwilę i podeszła do bufetu, a potem przeszła do toalety. W tym samym czasie przy stoliku, przy którym siedziały pojawił się kelner, przynosząc na talerzykach dwie napoleonki.
Gertruda wróciła, usiadła. Była jakby weselsza, jakby bardziej zdecydowana na kontynuowanie rozmowy. Dotknęła nawet dłonią przegub ręki kobiety siedzącej naprzeciwko.
- Pani Ireno, proszę się nie dziwić, że rozpoczynam tę rozmowę w sposób tak bardzo nieuporządkowany. Po prostu nie wiem jak zacząć. Może jednak spróbuje w ten sposób… 
Zdjęła z ramienia torebką z którą była wcześniej w toalecie, otworzyła ją i wyjęła (bez szukania) fotografię. Położyła ja na stoliku przed Ireną.
- Poznaje pani?
Irena chwyciła z serwetnika biały płatek serwetki i przetarła nim szkiełka okularów, wzięła zdjęcie do ręki, ustawiając je w takiej odległości od oczu, aby móc rozpoznać uwiecznione na nim postaci.
- To przecież moja mama, tatko, moja siostra Jadzia i ja - niemal wykrzyknęła. - Mój Boże, kiedyż to mogło być? Ja taka mała. Chyba dwóch lat wtedy nie miałam. Moja mama miała to zdjęcie, albo bardzo podobne, w innym ustawieniu… - Irena mówiła przełykając ślinę. - Skąd pani ma to zdjęcie?
- Mój ojciec miał zakład fotograficzny w tym mieście. To on zrobił tę fotografię.
- Zaraz, zaraz… pani ojciec? W tym mieście? Byliśmy sąsiadami? To znaczy pani rodzice i moi, czy tak?
- Tak, przez płot, a właściwie przez siatkę. Nie ma już ani pani domu, ani mojego, prawda?
- Pani jest… pani jest.. mój Boże, ja byłam taka mała, niewiele pamiętam, ja… głównie z opowieści matki… Ryfka?
Kobieta o kruczych włosach przytaknęła.
- Tak jest. Ryfka Stolzman.
- Nie Gertruda a Ryfka?
- Dojdziemy i do tego, Ireno.
- Mój Bożę, to już ponad siedemdziesiąt lat. Teraz panią rozumiem - znamy się i nie znamy. Rówieśniczka mojej siostry. Gdybyż ona żyła, może pamiętałaby więcej. Dwa lata różnicy w wieku dziecka to wiele, to przepaść.
Łzy, prawdziwe łzy wystąpiły z oczu Ireny. Wrażliwa od dziecka, czuła, rodzinna, może nawet egzaltowana nie mogła teraz powstrzymać drżenia rąk, kołatania serca, ucisku krtani, trzepotania powiek.
Gertruda bardziej opanowana. Jedynie oczy zaszły jej mgłą, lecz ni upuściły ani jednej kropli. Przysunęła się bliżej Ireny, objęła jej ramiona, przyciągnęła do siebie, ucałowała jej skroń, czule potarła otwarta dłonią kark Ireny… a tamta płakała, sączyła strumień łez…. gdzież te serwetki?
- Tak, byłyśmy sąsiadkami - westchnęła Gertruda. - Potem podwyższono siatkę między naszymi kamienicami. Podwyższono ją o ten drut kolczasty. Ja to pamiętam. Byłam starsza. Ale nie tylko dlatego, że byłam starsza, pamiętam o tym. Ja miałam obowiązek pamiętać.
- Przyjaźniłyście się z Jadzią, prawda? Jak mojej mamie zebrało się na wspomnienia, opowiadała. Dlaczego ja tego nie pamiętam. Wszystko jak przez mgłę. Wojna. Strach. Dom bez uśmiechu, lalek, koleżanek. Tatko powtarzał: - nie zbliżaj się do drutów! ani się waż!. Bał się o nas. Bał się o nas prawie tak samo mocno jak nas kochał. Później zaczynałam pamiętać więcej….
- Kiedy zaczynałaś pamiętać, za tą siatka nie było już nikogo. Zjedzmy!

Tak, Ireno, to wy byliście tą rodziną, która pozwoliła nam przetrwać w getcie najtrudniejsze dni. Najbardziej narażała się twoja matka, Helena. Pracowała na poczcie. Było jej łatwiej, gdyż sądziła, słusznie zresztą, że Schroeder, kierownik poczty, pomoże jej w sytuacji, gdyby któryś z gestapowców zobaczył jak przerzuca nam przez siatkę jedzenie. ja miałam wtedy sześć lat podobnie jak Jadzia i pamiętam jak dziś te przelatujące ponad drutami torby i paczki. Pamiętam ten wieczór, kiedy Schroeder przyłapał twoją matkę, kiedy przerzucała nam torbę z jedzeniem. Była przestraszona i już godziłam się z tym, że usłyszę za sobą strzały, a taka kula jest szybsza od najszybciej biegnącej dziewczynki. Zlana potem pobiegłam do domu, do ojca i matki, i powiedziałam im o wszystkim. Rozpłakałam się i powiedziałam w tej rozpaczy, że już nigdy nie podejmę torby. Wtedy ojciec powiedział do mnie:
- Ryfuniu, pan Schroeder nie uczyni ci krzywdy, pamiętaj.
Powiedział to z taka pewnością w głosie, a matka przytuliła mnie tak bardzo mocno do siebie, otarła moje łzy i potwierdziła słowa ojca. Nie bardzo wtedy rozumiałam, dlaczego nie powinnam się bać kierownika poczty. 
Wkrótce miałam się dowiedzieć o wszystkim.
Schroeder miał córkę, Helgę. Pamiętasz ją, Ireno? Helga była jedynym jego dzieckiem. matka Helgi zmarła zanim przyjechali do Z. .Helga w czterdziestym trzecim skończyła trzydzieści lat. Niepiękna była, jakaś taka przygnębiona, samotna. Jej ojciec kochał ją ogromnie; jak się później dowiedziałam Helga była bardzo, ale to bardzo podobna do swojej matki.
Schroeder musiał się wcześniej dowiedzieć o planowanej likwidacji getta. Nie wiem jak doszło do spotkania Schroedera z moimi rodzicami. To dziwne, bo prawie zawsze byliśmy w domu razem. Musiało do niego dojść której nocy kiedy spałam. Przypominam sobie rozmowę z rodzicami. Matka powiedziała mi, że czeka mnie wyjazd z panią Helgą na wieś; ojciec nakazał mi być grzeczną i słuchać się we wszystkim Helgi. Wymagając ode mnie posłuszeństwa obiecał, że wkrótce przyjadą z mamą mnie odwiedzić. Chyba pierwszy raz w życiu nie uwierzyłam słowom ojca, ale byłam posłuszna córką i zapewniłam rodziców, że zrobię wszystko, czego zażąda ode mnie młoda pani Schroeder.
Z getta wywiózł mnie, ukrytą pod derką pod kozłem wóz odwożący fekalia z notorycznie zapychającego się szamba na śmietnisko. Po kilku dniach Schroeder odesłał córkę koleją do majątku krewnych pod Hannoverem. Rzecz jasna pojechałam z Helgą. Wcześniej musiałam mieć wyrobione jakieś dokumenty, ale pamiętam tylko, jak Helga utleniła moje czarne włosy i pokryła ją jakąś mahoniową farbą. Ktoś zrobił mi zdjęcie i od tego czasu stałam się małą Trudą Schroeder, córeczką pani Helgi, która kazała mówić mi na siebie mama i uczyła niemieckich słów. Chociaż w środku buntowałam się przed nazywaniem pani Helgi mamą, pamiętałam o przykazaniach ojca i… wiesz, Ireno, ta kobieta, ta moja nowa matka naprawdę mnie kochała. Czułam to zwłaszcza wtedy, gdy byłyśmy same. Helga uśmiechała się coraz częściej do mnie, przytulała do siebie, ale czasami widziałam jej twarz pełną łez. I kiedyś widząc ją płaczącą, powiedziałam: - Nie płacz, mamusiu, a Helka rozpłakała się jeszcze bardziej i domyśliłam się, że to przez tę „mamusię”. A i mnie zrobiło się smutno, bo przez chwilę pomyślałam sobie, że pewnie ta pierwsza moja mama teraz płacze, a może i czeka na to, abym przyniosła jej przerzucony przez siatkę chleb.
Wiesz, Ireno, ja już wtedy wiedziałam, że mój tata musiał mnie wtedy oszukać, mówiąc, że przyjedzie z matka mnie odwiedzić.
Helga przez cały czas, przez całe życie była cudowną matką, ale będąc wśród ludzi uśmiechała się rzadko. 
Po wojnie dowiedziała się o samobójczej śmierci ojca, to znaczy najpierw dowiedziała się o jego śmierci i napisała wtedy list do twojej matki, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Helena odpisała i powołując się na słowa jakiegoś rosyjskiego żołnierza, opisała okoliczności śmierci pana Schroedera. Napisała, że pochowano go na cmentarzu bezimiennie, ale z krzyżem i ona wie, gdzie znajduje się ten krzyż. A w drugim liście Helena napisała do mojej drugiej mamy, że opiekuje się grobem i pod krzyżem jest już tabliczka z napisem: Joachim Schroeder, zmarł 18 I 1945 roku.
Moją pierwszą matkę Rachelę i mojego ojca Ajzyka zagazowano w Chełmie pod Kołem w tydzień po moim wyjeździe do Niemiec.
Moja druga matka, Helga, zmarła przed dziewięcioma laty.
Wyszłam za mąż za rolnika, Franza Mayera, który odumarł mi w zeszłym roku. Dzieci nie mieliśmy. Nie żyje już pani Helena ani jej mąż, Władysław, i moja rówieśnica Jadzia, twoja siostra. Zostałyśmy na świecie same.
Ponownie łzy prawdziwe, rzęsiste wystąpiły z brzegów oczu Ireny.
- A czy ty wiesz, Gertrudo, że kawiarnia, w której jesteśmy, zbudowana jest dokładnie w miejscu, gdzie przebiegał mur z siatki dzielący nasze domy? Kuzynka mi o tym powiedziała.
- A ja, Ireno, rozpoznałam i zlokalizowałam to miejsce. Niemal naprzeciwko znajduje się dzisiaj budynek bankowy, w którym w czasie wojny mieściła się poczta… ale ja mam obowiązek pamiętać… nikt tego za mnie nie zrobi.

[04.12.2016, w Paryżu]

8 komentarzy:

  1. Wstrząsające...

    Pozdrawiam Cię serdecznie w Nowym Roku i życzę dalszych wspaniałych tekstów.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, aczkolwiek uprzedzam, że w tej i dwu poprzednich opowieściach "prawdy ekranu" nie ma zbyt wiele... to jednak jest fikcyjne opowiadanie ... pozdrawiam

      Usuń
  2. Takie historie powinny być utrwalone. Napisało je życie w nieludzkim czasie wojny. Niech młodzi w końcu poznają drugie oblicze człowiecze, niezależne od narodowości, rasy i wyznania.
    W Nowym Roku wszystkiego, co najlepsze, piękne i dobre!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i nawzajem, choć znów muszę podkreślić o fikcyjności przekazu, choc z pewnymi istotnymi elementami materialnej prawdy... pozdrawiam

      Usuń
  3. Świetnie się czyta, pasjonująca i wzruszająca historia. Gratuluję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... serdecznie dziękuję... to może dlatego, że zależało mi na "kondensacji" tekstu, skupieniu się na wątkach najistotniejszych... pozdrawiam

      Usuń
  4. Taka pamięć to obowiązek i przekleństwo...
    Ileż takich przejmujących historii uległo zapomnieniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... to prawda... może nawet bardziej obowiązek dla tych, którym udało się przeżyć, dla takich jak ja, który tych czasów nie doświadczył, niech przynajmniej dane będzie wypowiedzieć własne słowo w nawiązaniu... pozdrawiam

      Usuń