Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

14 grudnia 2015

PEJZAŻ ZIMOWY (szkic)

Bywały zimy śniegiem przykurzone i piekącym lodem ścięte.
W ogrodzie przed domem stała ławka; w żółtawym świetle latarni tańczyły na niewielkim wietrze okruszyny białego puchu. Trzeba było tylko przytknąć nos do szyby, aby tę cudowność zobaczyć, aby spostrzec śnieżynek wirowanie na tle granatowej, zaokiennej przestrzeni postarzałego dnia, pobratymcy nadchodzącej zewsząd nocy. A kiedy co kilkanaście minut powracało się do takiego patrzenia, na ogrodowej ławce coraz to intensywniej rosła biała opończa szreni, w ostrej skibie pozostawione grządki wdziewały kożuch barani, a na parapecie, na którym przed południem dziobały słonecznikowe ziarno ptaki, powiększała się bielutka wstęga szalu.
Dzień zimowy bezradną schylał głowę przed ciemną siłą wieczoru, lecz śnieżna zamieć rozświetlała tę mroczną zaćmę i aby się o tym przekonać, należało założyć buty z wysokimi cholewami, wdziać kurtkę chroniącą od chłodu i wyjść na spotkanie pierwszemu śniegowi - emisariuszowi zimy.
A najpiękniej poruszać się po płaszczyźnie ścieżki znacząc pierwsze na niej ślady i przysłuchiwać się własnym stąpnięciom krzeszącym lodowe iskry pod stopami, chwytać w ciepłe dłonie drobniutkie gwiazdeczki rozpuszczające się jak ziarnka cukru w ustach.
I ubrałem się w tę kurtkę z futrzanym podbiciem, i te buty, co to w kominkowym cieple się grzały, a nawet wsunąłem na głowę wełnianą czapkę, która rozchełstany stóg włosów ledwie pomieściła, i wyszedłem, ba, wybiegłem szczęśliwy, po schodach trzeszczących dobrze znajomym dźwiękiem, rzucając na odchodne, że zaraz wrócę, ale muszę ten śnieg pierwszy zobaczyć, muszę w nim pobrodzić jak dziecko w kałuży.
A śnieżne kryształki, sypkie i drobne jak jaglana kasza, uderzały śmiało powieki i wciskały się w nozdrza, chłostały jeszcze ciepłe policzki, a ich niewielkość zdradzała nadciąganie mroźnego chłodu. Na dziewiczej ścieżce pozostawiałem tropy własnych stóp powiększonych o rozmiar butów; przechadzałem się w stronę wioski, skąd dochodził miazmat drzewnego dymu dobywający się otwartych na świat kominów. Szedłem niestrudzonym, zuchwałym krokiem; wciąż dalej i głębiej przemierzałem rewir należący do saren i zajęcy, za którym uśpiona już  wioska witała mnie niespożytym ujadaniem podwórkowych psów.
Kiedy już doszedłem do miejsca, w jakim się zwykle zatrzymywałem, odwróciłem się, aby spojrzeć z tej oddali na przymglone światła fabryki stojącej na niewielkim wzgórzu.
Ruszyłem w drogę powrotną. Zimowy opad zelżał, wiatr ucichł zupełnie a śnieg coraz głośniej skrzypiał pod nogami.
Nie czułem chłodu.

[14.12.2015, Dobrzelin]

6 komentarzy:

  1. A wiesz że ja 5 grudnia przejeżdżałam przez Dobrzelin?
    Jechałam do najpiękniejszego zameczku w Polsce.
    Ale nie było tam jeszcze zimowego pejzażu....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspomnienia kolejnych przeżytych zim za każdym razem o innej intensywności, nawet śnieg inaczej chrzęścił pod butami. Każde miejsce budzi wspomnienia, a one są karmą dla duszy, bo człowiek bez wspomnień jest niezwykle ubogi. Ubogacają, przysparzają radości i szczęścia. To nasze wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń