Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 grudnia 2015

STRZYŻENIE SCHABOWEGO (fragm. Prowincji)

Fryzjer był po schodach. Cztery ich było, no, może trzy, nieważne, tyle samo, ile u sąsiedniego rzeźnika. Tam to dopiero sie porabiało!
Mięso co dwa dni świeże przywozili. W pozostałe - wędliny. Z mięsem świetnie radziła sobie rzeźniczarka, sprawnie przerąbując kości, rozszczepiając żeberka i schaby, rozbijając płaty wołowiny, ot, taki antrykot na przykład, w sam raz na rosołek, a i na drugie by się zdał z sosem gęstym, chrzanowym, albo we własnym, gdy ktoś wątrobę ma w potrzasku.
Rzeźniczanka nie była szczególnie silną kobietą, choć ten topór katowski lekki nie był, lecz potrafiła zręcznie chwycić go w swe pulchne dłonie w takim miejscu trzonka, że wystarczyło lekko i niewysoko go unieść a potem upuścić swobodnie, i sam przedziabywał najtwardsze kościotrupy a i mięsiwo tłuste lub żylaste.
No, ale siedzimy: dziadek i ja. Fryzjer jeden, więc losujemy kolejność. Wypadło na dziadka. Łysy, ledwie kosmyki włosów nad uszami, a do fryzjera zachodzi. Oczywiście, że przede wszystkim na golenie, przepisowe golenie brzytwą. Cóż z tego, że dziadek ma w domu trzy brzytwy i maszynkę, i mógłby sam. Kto inny jak nie pan fryzjer Mietek potrafi tak smakowitą śmietankową pianę rozpuścić na policzkach i podbródku. Znacie takiego? I chciałoby się takę piankę zlizać i podniebienie nią nakarmić, gdyby nie fakt, że oszałamiająco pachnie jakąś spirytusową perfumą dla panów. Nic dziwnego, że dziadek co tydzień do pana Mietka zagląda i nie przeszkadza mu to, że ten guzdrze się niesłychanie, a guzdrze się z tego powodu, że uwielbia gadać. Powiedzmy sobie szczerze: jest tak doskonale poinformowany jak kobiety w maglu, a lepiej niż one w kolejce po przedświąteczną szynkę, karpie i pomarańcze.
Bóg jeden wie, o czym pan Mietek opowiada, a dziadek słucha, głosu nie daje, bo brzytwa ostra jak brzytwa, więc lepiej nie ryzykować. Może bym i zapamiętał co z tego gadania, gdyby nie te czasopisma na stoliku. Jest "Dookoła świata", "Przekrój", "Za i przeciw", "Panorama", a z gazet koniecznie "Głos Robotniczy" i "Dziennik Polski". Oglądam sobie ten świat, "Przekrój" zaczynam od ostatniej strony i tak dalej, nie liczę chwil, nie nudzę się przedłużającym się w nieskończoność pastwieniem nad zarostem dziadka.
Lubię sobie chodzić z dziadkiem do fryzjera, w ogóle lubię chodzić z dziadkiem, także do gospody, bo zawsze sobie jakieś ciastko zjem przy okazji i oranżady się napiję. Mamy z dziadkiem takie niepisane przymierze, bo kiedy po powrocie do domu babcia pyta, ileż tam kieliszków wypił dziadek, to odpowiadam, że jeden i była to pięćdziesiątka, chociaż obaj wiemy, że wprawdzie jeden to był, ale stugramowy.
Jeśli chodzi o frzjera to lubiłem z dziadkiem chodzić, bo pan Mietek sadzał mnie na skrzynce, abym swoją głowę mógł zobaczyć w lustrze. Czułem się wtedy większy i ważniejszy. Nie lubiłem wprawdzie takich nożyczek z wycięciami na ostrzu, nie lubiłem, kiedy wpadały mi strzępy ściętych włosów do oczu, ale te wszystkie niedogodności powetowane były puszczeniem na moją twarz i włosy rozproszonego strumienia perfum. W każdym bądź razie wolałem pana Mietka od tej fryzjerki w mieście, do której kiedyś zaprawadziła mnie mama.
Bardzo, oj bardzo niezadowolony byłem, kiedy tato oznajmił z uśmiechem, patrząc na moją miejską fryzurę, że jestem obcięty na dziewczynę, co zrozumiałe, bo dostałem się pod nożyczki kobiety.
Tej zniewagi, rzecz jasna, nie potrafiłem przełknąć i nigdy już fryzjer-kobieta nie zajmowała się moimi lokami.
Anim się spostrzegł, jak nadeszła moja kolej.
- Tylko krótko - powiedziałem odnosząc swoją prośbę do czasu trwania strzyżenia.
Pan Mietek zrozumiał to opacznie i przystrzygł moje włosy króciutko, na pół zapałki.
A jaki jest związek fryzjera z rzeźnikiem, ktoś zapyta?
Otóż po wyjściu od fryzjera poszliśmy z dziadkiem do pani rzeźniczarki.
Dziadek polecił pani przygotować toporem pięć solidnych porcji schabowego z kością, bo przecież wiadomo, że jeżeli schab, to tylko z kością.

[16.12.2015 Vranov nad Touplou, Słowacja]

2 komentarze:

  1. Pamiętam taki sklep, nazywał się Rzeźnik i panią, która rąbała siekierą połówkę świni na mniejsze kawałki, a nożem wykrawała słoninę i oddzielała od mięsa. Scenka rodzajowa z Dziadkiem u fryzjera to mistrzowskie ujęcie wspomnień z dzieciństwa.Zawsze pod powieką zostaną takie okruchy.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... a bo ja się starzeję i im głębiej w las pamięci, tym więcej nawet najbardziej błahych szczegółów się przypomina

    OdpowiedzUsuń