Podróżując po obcym kraju, niekoniecznie turystycznie, zastanawiam się zawsze nad tym, jakimi niewyszukanymi słowami scharakteryzować i państwo i jego obywateli, wiedząc wszakże o tym, że podczas podróży, nawet wielu, moje obserwacje są bardzo pobieżne. Zmodyfikuję więc swoje założenie, wprowadzając takie oto pytanie: co mam na myśli wypowiadając słowo, dajmy na to, Czechy?
Zacznę, oczywiście bardzo pobieżnie, od ludzi.
+ Są sympatyczni, zaradni, przyjaźnie nastawini do obcokrajowców, mniej może spontaniczni od moich rodaków, lecz potrafią się bawić i mają poczucie humoru.
+ Są sympatyczni, zaradni, przyjaźnie nastawini do obcokrajowców, mniej może spontaniczni od moich rodaków, lecz potrafią się bawić i mają poczucie humoru.
+ Czesi mieli i mają świetną literaturę, której istotną cechą, przynajmniej dla mnie jest to, że potrafią na siebie patrzeć z dystansem i humorem oraz nie ulegają pokusie cierpiętnictwa.
+ Czesi czytują najwięcej książek w Europie na głowę statystycznego Holika. Nic w tym dziwnego, skoro literaturę mają na wysokim poziomie.
+ Miastom, miasteczkom i wioskom czeskim brakuje wprawdzie tego blichtru właściwemu organizmom niemieckim czy austriackim, lecz wyróżniają się te dziedziny porządkiem jakiego czasami trudno uświadczyć u innych słowiańskich nacji.
+ Okazuje się, że język słowacki jest bardziej zrozumiały dla Polaków niż czeski, a wydawało mi się, że jest odwrotnie.
+ Czesi (podobnie jak Słowacy) nie wstydzą się własnej kultury ludowej; nie jest ona "obciachem" tak jak np. w Polsce, a w przestrzeni medialnej czeskojęzyczna piosenka i w ogóle rodzima kultura odgrywa znaczniejszą niz u nas rolę, nie mówiąc już o tym, że wielka polityka nie jest w czaskich (także słowackich) mediach tak bardzo eksponowana jak w Polsce.
W tym miejscu opowieści dochodzę do punktu, który całkowicie odmieni tematykę niniejszego wpisu.
+ Otóż specyfiką Czech, zwłaszcza prowincji, jest obecność niedużych a pięknie wpisanych w krajobraz wiosek stawów, czyli po czesku rybników. Nie dość, że te rybniki w oczywisty sposób upiększają sielski pejzaż prowincji, to jeszcze dostarczają lokalnej społeczności oraz letnikom połowowych atrakcji z wędką trzymaną w garści.
Tak sobie myślę, że ojcu bezapelacyjnie spodobałyby się Czechy właśnie z powodu tych wędkarskich atrakcji, a ponieważ tam, gdzie obecnie przebywa od tysięcy lat obowiązuje Układ z Schengen, pewnie obecnie siedzi gdzieś nad czeskim rybnikiem i wędzisko swoje moczy.
W to akurat wątpić nie mam prawa. Ileż to razy przebywając w niesłusznych czasach nad bałtyckim morzem, pierwsze, co mój ojciec robił to wizyta w kapitanacie portu po ową konieczną "przepustkę" pozwalającą na połów morskich ryb i w czasie gdy mama opiekała swoje ciało w promieniach radosnego słońca, ojciec dobywał z morskich płycizn i głębin płaskie flądry, leszcze, węgorze i, choć rzadko, zabłąkane turboty.
Oczywiście każdy wakacyjny wypoczynek nad jeziorami wyglądał podobnie, z tą różnicą, że ojciec wynajmował kajak albo rower wodny i na całą noc wypływał na "pełne" jezioro, a wracał zwykle z koszem pełnym płoci, leszczy, karpi i karasi.
O tak, Czechy podobałyby się mojemu ojcu...
[Żnin, 23.12.2015]
Tak sobie myślę, że ojcu bezapelacyjnie spodobałyby się Czechy właśnie z powodu tych wędkarskich atrakcji, a ponieważ tam, gdzie obecnie przebywa od tysięcy lat obowiązuje Układ z Schengen, pewnie obecnie siedzi gdzieś nad czeskim rybnikiem i wędzisko swoje moczy.
W to akurat wątpić nie mam prawa. Ileż to razy przebywając w niesłusznych czasach nad bałtyckim morzem, pierwsze, co mój ojciec robił to wizyta w kapitanacie portu po ową konieczną "przepustkę" pozwalającą na połów morskich ryb i w czasie gdy mama opiekała swoje ciało w promieniach radosnego słońca, ojciec dobywał z morskich płycizn i głębin płaskie flądry, leszcze, węgorze i, choć rzadko, zabłąkane turboty.
Oczywiście każdy wakacyjny wypoczynek nad jeziorami wyglądał podobnie, z tą różnicą, że ojciec wynajmował kajak albo rower wodny i na całą noc wypływał na "pełne" jezioro, a wracał zwykle z koszem pełnym płoci, leszczy, karpi i karasi.
O tak, Czechy podobałyby się mojemu ojcu...
[Żnin, 23.12.2015]
Poznałam Czechy tylko turystycznie, a i to tylko trochę,ale skoro tak jest jak mówisz....
OdpowiedzUsuńNie sadzę jednak by Polacy wstydzili się swej kultury ludowej, może wśród młodych, zafascynowanych zachodem tak jest, ale poza tym? Recz warta zastanowienia...
Mam nadzieję, że zdążyłeś na święta?
Pisząc o tym braku wśród Czechów (także Słowaków) wstydu względem własnej kultury ludowej opierałem się na doświadczeniu w słuchaniu rozgłośni radiowych, w których daleko więcej niż w Polsce usłyszeć można muzyki ludowej ... u nas pozostaje właściwie program 2 PR i audycja "Źródła"...
OdpowiedzUsuńZdążyłem na czas ... pozdrawiam świątecznie
Szkoda, że u nas nie ma tego zwyczaju tworzenia rybników. Świeża ryba złowiona w takim stawie to nie to samo, co mrożona przywieziona znad morza. Można zazdrościć Słowakom pomysłu.
OdpowiedzUsuń[watch?v=ahu9BxO_HAI]
A slowacki folk śpiewa Kapela ze Wsi Warszawa.
https://www.youtube.com/watch?v=ahu9BxO_HAI
OdpowiedzUsuńMoże teraz link zadziała?
gdzieś tam pozostały w okolicach szlacheckich posiadłości, razem z dawnymi młynami, gorzelniami, małymi cukrowniami, choć szczególnie w Czechachtakich miejsc jest znacznie więcej... a linnk zadziałał ... dziękuję
OdpowiedzUsuń