Wyjątkowo pan doktor Koteńko pojawił się
w pewien piątek w kawiarence jako absolutnie pierwszy gość (w piątki, niedziele
i poniedziałki kawiarenkę otwierano o 13-tej). Wyjątkowo też zaszedł tutaj nie
sam, nie w towarzystwie małżonki, pani Zofii, ale przyprowadził z sobą panią
Emilię (kazała na siebie mówić Milka), której wyznaczono staż w różanowskim szpitalu
oraz przyszpitalnym ośrodku zdrowia. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że szpital
w Różanowie nie należał do największych (oddział wewnętrzy,
ginekologiczno-położniczy, chirurgia ogólna i okulistyka), choć wyposażony w
nowoczesny sprzęt i aparaturę, jednakowoż ci i owi dziwili się, że w ogóle
istnieje, że nie podległ prywatyzacji, ale dyrektor szpitala miał dotąd (i
miejmy nadzieję, że to się nie zmieni) głowę na karku i nie pozwolił szpitalowi
popaść w takie zadłużenie, z którego by się nie wykaraskał. Ważną kwestią był
personel różanowskiej kliniki - z pewnością mniej opłacany niż w innych, o
wiele większych placówkach, cieszył się jednak zasłużonym zaufaniem wśród
pacjentów. Bywa bowiem tak, że nie zawsze bogactwo możliwości leczenia decyduje
o jakości usług, a w dodatku Różanów z dawien dawna miał szczęście do lekarzy,
którzy jeśli odchodzili to raczej na zasłużoną emeryturę, aniżeli do innych
ośrodków. Właściwie jedyną niedogodnością był fakt, iż głównie lekarski
personel urastał w lata, a młodych i chętnych do pracy w prowincjonalnym
ośrodku nie przybywało, stąd też ucieszyła dyrektora szpitala, a najmocniej
chyba doktora Koteńkę wieść o tym, że pani Emilia, młoda i ambitna absolwentka
szkoły medycznej, pochodząca z drugiego końca kraju, zdecydowała właśnie w
Różnanowie odbyć staż, a potem specjalizować się w chirurgii. Zadaniem jakie
postawił przed sobą pan doktor było nie tylko wesprzeć młodą lekarkę w jej
nowej i pierwszej w szpitalu pracy, ale i zadbać o to, aby po zakończeniu stażu
nie ośmieliła się z Różanowa dokądkolwiek wyjechać.
Od samego piątkowego rana pan dyrektor
szpitala po dokonaniu niezbędnych formalności związanych z zatrudnieniem pani
Milki, sam osobiście zaprowadził ją do mieszkania, które odtąd zyskało nową
właścicielkę. Pani Milka była wręcz zachwycona - to pierwsze jej mieszkanie,
niezbyt wprawdzie ekskluzywne, dwupokojowe, co w przypadku samotnej kobiety
całkowicie jej wystarczało. Problemem były meble - jedynie kuchnia w całości
posiadała niezbędne wyposażenie, zaś w sumie oba pokoje mieściły w swojej
powierzchni tapczanik, dwa krzesła, szafę na ubrania i stolik. Ale, niech tam,
od czegoś trzeba zacząć.
Kiedy więc zbliżała się obiadowa pora
pan doktor Koteńko, a był akurat po dyżurze, zaprosił panią Milkę do
kawiarenki, aby odczekawszy chwilę, którą zamierzał spędzić z młodą lekarką na
rozmowie, popróbowała tamtejszych dań głównych, albowiem przypomnijmy sobie, że
podawano tutaj nie tylko słodkości, lecz również sytne a smaczne obiady.
Akurat Maria, żona kawiarennika
przyjmowała zamówienia (ten wraz z dwójką dzieci przebywał na wywczasach od
paru dni u swojej matki) i mile była zaskoczona nowym gościem, który zdawał się
być od pierwszego wrażenia na tyle sympatycznym, że w oczekiwaniu na posiłek
wdała się z nim - to znaczy z panią Milką - w długą a interesującą rozmowę,
pozostawiając pana doktora w dyskretnym cieniu. Ten zaś nie chcąc zbytnio
wchodzić w zawiłości kobiecych intymności, jakie pojawiały się w rozmowie, po
odczekaniu stosownej chwili, aby nie być poczytanym za ignoranta nieszanującego
kobiecych wyznań (to doprawdy dziwne, jak te dwie zbliżone do siebie wiekiem
niewieście fizjonomie przylgnęły do siebie, widząc się po raz pierwszy w życiu)
zaszedł do pianina i zagrał ambitnie któreś scherzo Chopina. I wtedy stała się
rzecz wprost nie do uwierzenia. Pani Milka z miejsca, które zajmowała, niemal
na głos wykrzyknęła:
- To pan gra, panie doktorze? Pan gra i
to jak!
Pan doktor Koteńko zmieszał się do tego
stopnia, że z g-moll przeszedł niespodziewanie na a-dur czy odwrotnie,
nareszcie wstrzymał palce, pozwalając im na zakończenie niskiego brzmienia, po
czym odrzekł spokojnie.
- Jak pani słyszała, gram, czy wybitnie
- pewnie jak na lekarza, co najwyżej ambitnie. W każdym bądź razie staram się
grać zgodnie z zapisami na partyturze.
- Nasz kochany pan doktor oczywiście
przesadza - wtrąciła Maria. - Pan doktor gra świetnie, a do tego z duszą i
gdyby nie profesja, której bez reszty się poświęca, byłby dzisiaj sławnym
pianistą, na całym świecie oklaskiwanym.
- Pani Maria jak zwykle prześlicznie przesadza,
ale prawdą jest to, że uwielbiam muzykę.
- Pani Milko, pan doktor grzeszy
nadmiarem skromności. Musi pani wiedzieć, że w naszej lokalnej rozgłośni
radiowej nasz pan doktor prowadzi muzyczną audycję, a płyt ma tyle, że wydawać
by się mogło, że to co zarobi, wszystko przeznacza na zakup płyt, nie tylko
zresztą z muzyką klasyczną - kontynuowała Maria. - Powiem pani jeszcze, że w
naszym miasteczku nie ma większego autorytetu jeśli chodzi o muzykę klasyczną
nad pana doktora.
Młoda lekarka z nieukrywanym podziwem
słuchała wypowiedzi Marii, a jej oczy błyszczały z ciekawości. Jeszcze przez
chwilę milczała, lecz w końcu musiała powiedzieć to, na wypowiedzenie czego
pewnie nigdy by się nie zdecydowała, gdyby nie ten odruch pana doktora, który
zaprowadził go przed pianino.
- Panie doktorze, tak się składa, że ja
gram na skrzypcach, od maleńkości. Zarzuciłam muzykę na rzecz medycyny, co
jednak nie oznacza, że gra na skrzypcach nie sprawia mi już przyjemności.
- Co pani powie? Co pani powie? Czy to
oznacza, że możemy…
- Tak, panie doktorze, możemy popróbować
muzyki razem, jeśli będzie pan tak łaskawy, zagramy coś miłego dla ucha.
- No niech pani powie, pani Mario, czy
nie miałem szczęśliwego nosa, wiodąc z sobą panią Milkę właśnie do kawiarenki?
Pani Milka z kolei wyrzekła, że to ją
właśnie spotkało to szczęście, bo nie przypuszczała nawet, że w Różanowie, w
pierwszej swojej pracy napotka duszę muzyczną podobną do swojej, jak i też
przyjdzie jej poznać tak uroczą istotę jak pani Maria.
Wtedy to z kuchni posłyszano głos
kucharki, pani Rybotyckiej, że obiadek już gotowy, więc Maria ruszyła ku
zapleczu, zaś pani Milka nie wiedzieć czemu, podążyła za nią, aby odebrać z
kuchni tacę z obiadem dla pana doktora.
Pan doktor Koteńko tymczasem pomyślał
sobie, że w ten niespodziewany sposób niepomiernie wzrosły szanse na to, aby
pani Milka w Różanowie została na stałe.
A obiadek, doprawdy, był wyborny.
[27.05.2018, Lannemezan, Hautes Pyrenees, we
Francji]
Dwie godziny temu wróciłam od niezwykle sympatycznej lekarki rodzinnej, z którą znamy się już wiele lat, ale niewiele wiem o jej życiu prywatnym. może też gra na jakimś instrumencie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
W tym odcinku "kawiarenki" przytoczyłem akurat przykład lekarki mającej podobne zainteresowania co wprowadzający ją w "nowe życie" doktor Koteńko, ale w gruncie rzeczy chodziło mi o to, że lubię ludzi, którzy poza zawodową pracą mają swoje pasje, co, jak mi się wydaje,upiększa ich życie... pozdrawiam
UsuńTo chyba o Kubie Sienkiewiczu mówi się, że "jest najlepszym lekarzem wśród muzyków i najlepszym muzykiem wśród lekarzy". Zawód lekarza jest chyba najbardziej stresującym i ciężkim do wykonywania, dlatego nic dziwnego, że muzyka łagodząca obyczaje(a także system nerwowy) jest tak lubiana przez medyków.
OdpowiedzUsuń