Będzie to tekst o
snach, o koszmarze. Najpierw jednak - przydługi, ale konieczny do zamieszczenia
wstęp.
Czy jestem
człowiekiem, który śni częściej niż inni ludzie? Nie sądzę, chociaż spotkałem
się z takimi opiniami, w których pytane przez mnie osoby o sny właśnie,
odpowiadały, że nigdy nic się im nie śniło. Moje zdanie na ten temat jest jak
najbardziej subiektywne i niekoniecznie trzeba się z nim zgodzić. Uważam, że
każdemu człowiekowi podczas spania zdarza się czasami wkroczyć w „inną sferę
życia”, czyli coś takiego, co na własny użytek definiuję jako sen. Niestety ta
„inna sfera” nie odtwarza precyzyjnie „innej rzeczywistości”, jest ulotna i
niejasna; stąd snów nie pamięta się w całej rozciągłości. Może dlatego
niektórym ludziom wydaje się, że nie śnią wcale.
Czy wierzę w sny? To
znaczy, czy potrafię je zinterpretować? Nie. Jestem wprawdzie świadom istnienia
senników, które, chyba nie w sposób naukowy, wyjaśniają to, że kiedy śnią ci
się zęby, złoży cię choroba. Odpowiadam więc stanowczo - nie wierzę w takie
bajania.
Czy to, co śnimy ma
związek z naszą własną, bliską naszemu ciału, przeżyciom, naszej sytuacji
rodzinnej czy pracy rzeczywistością? Odpowiadam na własnym przykładzie - tak.
Powód? Raczej nie przyśni mi się Kowalski, którego nigdy nie znałem, lecz
jednocześnie wielce prawdopodobne jest to, że przyśni mi się Wiśniewski, z
którym jestem lub byłem w zażyłych stosunkach; nie przyśni mi się scena
usytuowana w fabryce obrabiarek czy w gabinecie lekarskim, natomiast mogę
liczyć na to, że tłem mojego snu będzie szkoła albo w chwili obecnej podróż
samochodem. Wydaje się, że realna rzeczywistość, co chyba logiczne, potrafi
przebić się do tej „innej sfery życia”, nie zawsze, rzecz jasna, tę realność
kopiując - prędzej podlegać ona będzie deformacji.
Czy są sny dobre,
nastrajające optymistycznie i złe, występujące w roli koszmarów? Z własnego
doświadczenia wiem, że tak być może. Więcej - z reguły koszmar nie zawiera
wątków pozytywnych, podobnie jak sen pogodny jest od początku do końca nasycony
optymizmem.
Czy zdarzają się sny
tak dziwne, że nawet próbując je jakoś po domorosłemu zinterpretować, jest to
niemal niemożliwe? Zaznaczam, że te sny nie mieszczą się w kategoriach: dobry -
zły.
Mnie osobiście zdarzył
się taki sen, sen przeżyty w czasie dzieciństwa, a jego niewytłumaczalną dla
mnie cechą było to, że pojawił się w identycznej formie trzy razy w ciągu,
powiedzmy, tygodnia. Cóż to było? Śniły mi się dwa kopczyki piasku, stojące
obok siebie. Piasek z lewego kopczyka przesypywał się bezwiednie na stronę
prawą, a kiedy się wyczerpał, następowała sytuacja odwrotna. Przypominało to
trochę działanie zegara-klepsydry, choć w przypadku tego zegara, po przesypaniu
się piasku ze stożkowego naczynia powyżej, należały klepsydrę odwrócić, aby
ponowić proces przesypywania się piasku. Ciekawe jest to, że poza tym piaskiem
w moim śnie nie występowało nic. Wiem, że budząc się z tego snu (trzykrotnie)
byłem w cały w potach, zaniepokojony, może nawet przerażony i wówczas, będąc
małym dzieckiem, próbowałem sobie ten sen wyjaśnić. Dopatrzyłem się w tym
trzykrotnie ukazującym się obrazie nieuchronności mijającego czasu - póki
piasek przemieszcza się z miejsca na miejsce, nasze życie istnieje; jeśli zaś
przestanie…?
To było bardzo dawno
temu i jak dotąd, na szczęście, sen ten nigdy mi się nie powtórzył, stąd
mniemam, że jeszcze nie nadeszła pora….
Brnę w metafizykę -
możliwe, ale jednocześnie mam świadomość tego, że poważni ludzie - medycy,
psychologowie, psychoanalitycy zajmują się snami, i to nie w tym celu, aby móc
skonfrontować je z interpretacją występującą w sennikach. Zjawisko tworzenia
się w uśpionych ludzkich organizmach sennych obrazów jest przedmiotem badań, tak
jak intrygujący jest problem zapadania człowieka w stan hipnozy.
Wreszcie mój sen,
ostatni, niezwykły, koszmarny. Sceneria, w jakiej się pojawił - typowa dla mnie
od ponad czterech lat, to jest od czasu, kiedy przychodzi mi zasypiać w
„półciężarówce” - busie. Ot, moje zajęcie i jedna z jego cech. Jestem po
smacznym obiadku. Najpierw czytam (Filipowicz). W kabinie jest chłodno. Po
nocnych burzach temperatura spadła o 12-15 stopni. To się odczuwa także
wewnątrz auta. Uruchamiam webasto (ogrzewanie) na jakieś 5 minut. Przypływ
suchego, ciepłego powietrza powoduje, że zaczynam odczuwać senność, choć
jeszcze kilka minut temu nie miałem ochotę na sen. Natura wzięła górę, nad
zamiarami. Odkładam książkę. Zasypiam.
Śni mi się, a jakże,
że jadę swoim autem do miejsca załadunku (wkraczam w zdeformowaną
rzeczywistość), a właściwie jedziemy we dwóch, każdy swoim autem. Kierowcą
drugiego samochodu jest mój kolega ze szkolnej, licealnej ławy, Roman M.
(pojawia się postać z życia, aczkolwiek wiem, że Roman M. nie jest kierowcą).
Pomimo tego, że nasze busy przeznaczone są do przewozu towarów, w ciężarówce
Romana jadą pasażerowie (kolejna deformacja rzeczywistości). W pewnym momencie
zatrzymujemy się, nawet wiem gdzie - we Wrocławiu, choć słabo znając to miasto,
nie kojarzę miejsca, w którym się zatrzymaliśmy. Zapewne zostało mi ono
odpowiedziane przez jakiś „wewnętrzny, a niepojęty głos”. Wysiadamy ze swoich
aut dla dokonania prozaicznych zakupów - bułki, masło, coś w tym rodzaju. Po
skończonych zakupach (zajęły nam one 5 do 10 minut) powracamy do swoich aut, a
tu okazuje się, że mojego samochodu nie ma. Następuje gorączkowe poszukiwanie
mojego busa. Z nadrealną prędkością własnych nóg przemierzany ulice miasta, ale
marne są owoce tych poszukiwań. Wracam z Romanem do jego auta, a jedyną
pozytywna wiadomością jest to, że wszystkie dokumenty są w torbie, którą
przewiesiłem przez ramię. Nagle podchodzi do nas jedna z pasażerek i pokazuje
informację, jaką dostała na swój telefon w sms-ie. Jest to wiadomość o porwaniu
mojego auta oraz przestrogą, że jeśli zgłoszę sprawę porwania na policję, coś
niedobrego wydarzy się w moim domu. Po chwili przychodzi drugi sms, a w nim
instrukcje jazdy w miejsce, gdzie uprowadzone auto przebywa. Nie ma natomiast
informacji o żądaniach. Dzwonię do żony, aby ją przestrzec. jest załamana ale
jednocześnie zła na mnie, że jak zwykle nie uważałem, a tak mnie o to prosiła.
Kolejny telefon wykonuję do szefa firmy, z nadzieją, że odszuka poprzez GPS
koordynaty wskazujące na miejsce postoju mojego porwanego auta. Z głośnika
telefonu rozlega się jedynie krzyk niezadowolenia. Wyłączam telefon, siadam na
miejsce kierowcy i uruchamiam silnik pojazdu Romana. Jedziemy w domniemane
miejsce przetrzymywania mojego busa. Wyjeżdżając już na peryferie miasta W.
auto wspina się po stromiźnie drogi, która następnie opada pod niesłychanie
ostrym kątem w dół, a przy okazji najeżona jest zakrętami. Próbując zmieścić
się autem w jeden z nich, kierownica pozostaje mi w dłoniach, a samochód
bezwładnie stacza się po stromym zboczu w dół, dociera do podnóża góry, lecz
ani jemu, ani mnie i Romanowi, ani pasażerom nic nie zagraża. Jedynie jeden z
nich, najwidoczniej najbardziej podenerwowany, podchodzi do mnie od tyłu i
poucza mnie:
- Gdyby pan mocniej
trzymał kierownicę, nie urwałaby się.
Następuje niewielki
przeskok w czasie, tak jak w filmie: scena niedoszłego wypadku zastąpiona
zostaje przez jeszcze bardziej niezwykłą: otóż nasze auto (Romana) wjeżdża na
krypę większego samochodu ciężarowego. Udało nam się bowiem znaleźć osobę - jest
nim kierowca wielkiej ciężarówki), która dopomoże nam w odnalezieniu mojego
auta, a jednocześnie nasze pojawienie się na ładowni ogromnego auta zaskoczy
porywaczy.
I w końcu następuje
ten moment. W szarej perspektywie narastającego zmierzchu ukazuje się moje auto
i uzbrojeni porywacze, nieświadomi tego, że się do nich zbliżamy. Mam jednak
świadomość, że w każdej chwili może się rozpocząć strzelanina.
Na szczęście się jej
nie doczekałem. Nad moim snem rozwinęła się kurtyna z napisem „Koniec”.
I co? Fabuła jak luźny
i do uzupełnienia szkic kryminału. Kryminał kryminałem, ale w tej „innej sferze
życia” przeżyłem go naprawdę i nie potrafiłem w porę się z niego wydobyć, a to
dziwne, bo, pewnie mi nikt nie uwierzy, ale posiadłem zdolność opuszczania snu
na własną prośbę (także powracania do snu na życzenie, po nagłym przebudzeniu
się w trakcie śnienia). Jest to chyba wybitnie osobnicza cecha, która wszelako
akurat w tym opowiadanym przeze mnie śnie, nie zadziałała. Uwierzcie, że ze
snu niespokojnego potrafię się wybudzić,
tłumacząc sobie: - No, kolego, wstawaj, to tylko sen, nie brnij w niego dalej.
Z kolei po wybudzeniu
się ze snu pogodnego, powiadam do siebie:
- Chwileczkę, było tak
przyjemnie. Poproszę o dalszy ciąg.
I kontynuuję przerwany
wątek.
Dlaczego dzisiaj to
nie zadziałało?
[13.05.2018,
Moulins-les-Metz, Moselle, Lotaryngia we Francji]
Mnie nurtują zawsze powracające sny i zawsze niemal identyczne...
OdpowiedzUsuńZdolność opuszczania snu? Jestem pod wrażeniem, choć nie zawsze zadziała.
OdpowiedzUsuńA ja spadam, choć mam lęk wysokości, a zatrzymać się nie da.
Pozdrawiam