Tymczasem od zeszłego
wtorku jestem w trasie i po kilku dniach podróżowania po Niemczech wysłano mnie
z kursem na Anglię.
Zameldowałem się więc
w Weil Am Rhein - to jest o rzut beretem od Bazylei i tuż przy granicy z
Francją do takiej sporej logistycznej firmy o wdzięcznej nazwie Vitra, której
chyba nie zapomnę, bom spędził w niej 5 godzin zanim mnie załadowano, narażając
na możliwość spóźnienia do Chelthenham w Anglii, gdzie miałem być w sobotę na
ósmą rano. Na załadunku było jeszcze o tyle ciekawie, że w czasie, gdy się w
niej znalazłem, przejeżdżając z magazynu C do D, potem z D do C, następnie z C
do E i z powrotem z E do D w Vitrze zjawiały się grupy zwiedzających, którym
zapewne przewodnicy wciskali kit, jak to pięknie funkcjonuje ten
logistyczno-magazynowy kompleks. Aż chciało się wyjść z auta i wypowiedzieć
przed wycieczkowiczami parę cierpkich słów na temat organizacji pracy w tej
firmie.
Ale tam… było, minęło.
Do Calais podróżowałem
najpierw przez Francję, Luksemburg (tańsze paliwo) i potem znów wjechałem znów
do Francji, a z konieczności jechałem szybko. Na szczęście nie czekałem długo
na prom i w Dover miałem całą godzinę „do przodu”, lecz wkrótce trafił mi się
objazd, bo akurat na M20 w nocy „usprawniano autostradę”.
Pojechałem zatem
objazdem, o którym moja nawigacja nie miała zielonego pojęcia, ale od czego są
przewodnicy, to znaczy głównie ciężarówki, których kierowcy mają zakupione do
swych aut nawigacje aktualizowane na bieżąco, dzięki którym można swobodnie
ominąć korki lub, jak to było w niniejszym przypadku, zablokowane fragmenty
trasy. Jedzie się więc za takim „ciężarowcem” w ciemno, aż do czasu, gdy własna
nawigacja sama wpadnie na pomysł wytyczenia nowej trasy. I tak było tym razem.
Za Oxfordem wjechałem na A40 i tam na „bujance” (parking tuż przy trasie, na
którym podmuchy powietrza przejeżdżających aut kołyszą niemiłosiernie stojącym
w zatoczce aucie) uciąłem sobie piętnastominutową drzemkę. W ten sposób miałem
jeszcze dziesięć minut „przewagi” i na miejsce rozładunku zajechałem parę minut
przed czasem.
Czekał mnie jeszcze
drugi rozładunek - w stronę Birmingham, ale dopiero na poniedziałek rano, a
zatem ruszając w dalsza drogę przemyśliwałem o tym, że warto by było znaleźć
miejsce do prawdziwego przespania się, bo przecież jechałem prawie bez
odpoczynku całą noc. I udało się. Tuż po wyjeździe z miasta Chelthenham
spostrzegłem parking, taki porządny, na którym nie „buja” - wprost wymarzone
miejsce do zatrzymania się na dłużej. Nawiasem mówiąc przy trasach oznaczanych
w Anglii literą A znajdują się „porządne” parkingi, na których można stanąć i
skorzystać z oferowanych przez mobilne, kanapkowe bary posiłków. muszę
powiedzieć, że te przydrożne jadłodajnie cieszą sporym powodzeniem wśród
kierowców. Jedynie w niedziele są nieczynne, ale pewnie i w niedziele miałby
zbyt na kanapki, szaszłyki i tym podobne rarytasy prosto z pieca.
Ja oczywiście nie
skorzystałem z oferty dań serwowanych przez te wehikuły z żywnością - mam wszak
pełną spiżarnię i możliwość przygotowywania sobie gorących posiłków, ale
skorzystałem do bólu z samego parkingu; przespałem od 10 to 18.00, co jak na
mnie jest jednym z rekordów czasu przeznaczanego na sen.
A wieczorem, już po
kolacji, śledziłem losy meczu siatkarskiego Polska - USA i aż miło zrobiło mi
się na sercu, gdy wynik spotkania okazał się dla nas pomyślny. Teraz kolej na
Brazylię.
[30.09.2018,
Chelthenham, Gloucester, w Anglii]
Gdy piszesz, że czekasz na prom do Dover, to kojarzy mi się to z jakimś filmem szpiegowskim:-)
OdpowiedzUsuńjejku, nie wiedziałem... może podsunęłas mi ciekawy pomysł na fikcję :-) pozdrawiam
UsuńNie jest łatwo w podróży, ale Twój humor pozwala widzieć jaśniejszą stronę jazdy i życia.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Jesli w ogóle można mówić o jakichś moich pozytywnych cechach, to jedna z niewielu jest własnie poczucie humoru ... pozdrawiam
UsuńWspółczuję Ci takiej ciężkiej pracy, ale widzę, że już do niej przywykłeś.
OdpowiedzUsuńChyba już wiesz, że po raz drugi Polacy zostali mistrzami świata, bo wygrali w finale z Brazylią 3:0.
Pozdrawiam.
Wiesz, jest ciężko, ale często czuję się bardziej swobodnie, aniżeli kiedyś, gdy pracowałem w szkole (powiem ci na ucho, że często mądrzejszych i bardziej uprzejmych ludzi niż ci, z którymi pracowałem w szkole)... a wiem, śledziłem mecz do ostatniej piłki przez tel... pozdrawiam
Usuń