Wchodząc do wielkiego
supermarketu uderzył go strumień ciepłego, suchego powietrza, jakże inny od
tego mroźnego styczniowego chłodu, jaki rozpościerał się na zewnątrz. Tam nad
miastem iskrzyło granatowo-purpurowe niebo gwieździstego wieczoru - tu płonęły
żarówki, świetlówki i ledowe neony sklepików otaczających zwartym kręgiem
właściwy sklep wielobranżowy.
Przy wejściu otrzepał
podeszwy butów z resztek zmrożonego śniegu i zdjął kurtkę zawieszając ją na
przedramieniu. Miał zamiar przespacerować się po galerii bez intencji kupowania
czegokolwiek, ot postanowił nacieszyć się bogactwem poświątecznych promocji i
zaobserwować, co też interesuje ludzi, którzy tłumnie odwiedzali ten jeden z
największych marketów w zagranicznej stolicy.
Nie był zaskoczony
wielością zgromadzonych tutaj towarów, jak i też tym, jakie produkty cieszyły
się największą popularnością - poza żywnością wiezioną w typowych wózkach
dominowała elektronika i kupiona w promocji odzież.
Przechodząc wzdłuż
stoisk z wyrobami perfumeryjnymi, butami, artykułami sportowymi i biżuterią
dotarł do niewielkiej kafejki, w której można się było napić czegoś ciepłego
lub przygotowywany na miejscu sok z pomarańczy albo jabłek, zjeść lody i
ciasteczka oraz zamówić sobie drinka. Niewiele myśląc podszedł do sprzedawczyni
i poprosił o setkę gruszkówki, następnie zajął miejsce przy jednym ze stolików.
Sączył niezbyt mocny trunek ze satysfakcją, delektując się wyjątkowo
aromatycznym smakiem napoju alkoholowego, jakiego nigdy wcześniej nie pił. W
pewnej chwili do jego stolika przysiadła się kobieta, z wyglądu znacznie
młodsza od niego. Kobieta po zdawkowym upewnieniu się, czy mężczyzna nie ma nic
przeciwko temu, aby się do niego przysiadła, postawiła przed sobą wysoką szklankę
wypełnioną ciemnym, słodowym piwem.
- Lubię pić w
towarzystwie - powiedziała do niego.
- Pani nie Słowaczka?
- zapytał.
- Nie, mam męża
Słowaka.
- Rozumiem… i tak
sama…?
- Sama. Mąż jest
chirurgiem i ma akurat dyżur do rana, dzieci u teściowej. Odbieramy je z mężem
jutro, gdy będzie po dyżurze.
- A zatem ma pani
chwilę spokoju. Ale nie widzę, aby poświęcała pani ten czas na zakupy.
Powiedział tak, bo
oprócz damskiej torebki przewieszonej teraz przez poręcz krzesła kobieta nie
miała przy sobie żadnej torby.
- Rzadko robię sama
zakupy. Jeśli już, to z mężem. Dziwi się pan?
- Nie, dlaczego?
- Z mężem i z dziećmi.
Dwie dziewczynki. Zabieramy je do marketu raz na tydzień, a ja, pan sobie
wyobrazi - nie pracuję, więc teoretycznie mogłabym zachodzić tutaj czy gdzie
indziej częściej.
Był trochę zaskoczony
tym, z jaką chęcią i łatwością kobieta opowiada o sobie.
- Mam nadzieję, że pan
nie widzi w tym nic złego, że mężatka z dwójką dzieci korzystając z wolnego
czasu raczy się piwem i, co gorsza, przysiada się do faceta, który sączy
niskoprocentowego drinka.
- Absolutnie nie mam
nic przeciwko temu….
- Bo, widzi pan, nie
chciałabym, aby pan pomyślał sobie, że jestem tutaj, bo szukam towarzystwa,
rozumie pan, co mam na myśli?
- Owszem, rozumiem.
- Po prostu
zastanawiam się nad tym, jak tu przekonać męża do tego, aby pozwolił mi
pracować.
- Zabrania pani
pracować?
- Tego nie powiedział,
ale chyba wygodnie mu, gdy jego kobieta oczekuje na niego z obiadem,
dziewczynki są dopilnowane, chociaż chodzą przecież do przedszkola.
- Musi więc pani o
swoim zamiarze powiedzieć mężowi.
- Właśnie do tego
zmierzam. Trafiła mi się praca na pół etatu w biurze. Nic szczególnego wprawdzie,
ale przynajmniej pobędę wśród ludzi…. A pan wybrał się do marketu na drinka?
- Jestem właśnie na
kilkudniowym, międzynarodowym sympozjum i akurat dzisiaj, przedostatniego dnia
miałem nieprzyjemną scysję z paroma jego uczestnikami.
- I przyszedł pan
zapić skołatane nerwy… ale czy koniecznie gruszkówką? Musiałby pan przynajmniej
jeszcze ze dwa razy zamówić to samo, aby podziałało.
- Ale tam, mnie
interesuje smak, smak tej wódeczki.
- Pomyślałam sobie…
- Tak?
- Ech, już nic.
- Po skończeniu
sympozjum chciałem jeszcze pozostać na dzień, dwa w Bratysławie i zrobić jakieś
zakupy dla żony i syna.
- Pan też lubi
kupować?
- Nie znoszę…
- … ale czego się nie
robi dla żony.
- To prawda.
- I co, zostaje pan w
hotelu?
- Mam zamówione
jeszcze dwie noce, ale problem w tym, że zajmuję pokój wraz z jednym z moich
antagonistów.
- Wie pan, na tę
jedną, dzisiejszą noc, to mogłabym pana przenocować u siebie…
- Zrobiłaby to pani?
Po chwili namysłu.
- Oczywiście, że nie.
Ja tylko tak. No, gdyby był mąż, to co innego…
- Pościeliłaby mi pani
w jego łóżku? - roześmiał się.
- To mogłoby być
zabawne, ale mamy jeden wolny, gościnny pokój.
- W takim razie
szkoda, że pani mąż ma teraz dyżur.
- Tak pana
zniesmaczyli ci antagoniści?
- Owszem.
- Przejdzie panu. Nie warto
o tym myśleć. Prawdę mówiąc, to mógłby mi pan być pomocny…
- Ja? A mianowicie w
czym?
- Mógłby pan przekonać
męża co do moich planów w kwestii tej pracy.
- Aż tak pani na niej
zależy? I spodziewa się pani sprzeciwu męża?
- To w sumie bardzo
dobry człowiek, ale może mieć obiekcje. Powie mi, że jest w stanie zarobić na
naszą rodzinę, a nawiasem mówiąc, mój mąż jest bardzo cenionym chirurgiem, więc
zarabia świetnie.
- Myślę, że uda się
pani go przekonać bez mojego wstawiennictwa.
- Nawet
wysokoprocentowa i bardzo smaczna śliwowica nie skusiłaby pana?
- Kto wie… tymczasem,
jeśli pani pozwoli, zamówię jeszcze jedną setkę gruszkówki.
Uśmiechnęła się i
spędzili z sobą jeszcze dobrą godzinę: on przy gruszkówce, ona przy drugiej
szklance ciemnego piwa.
Kiedy wychodzili razem
z marketu, zaczął prószyć drobny śnieg. Odprowadził ją do tramwaju, a ona
wcisnęła mu do ręki bilecik wizytowy swojego męża. Tak na wszelki wypadek.
[29/30.09.2018, Chelthenham, Gloucester, w Anglii]
Dziwne spotkanie...ciekawe czy bohater wykorzysta wizytówkę?
OdpowiedzUsuńa tego to już ci nie powiem, bo nie wiem, aczkolwiek i w tej historii jest ziarenko prawdy czasu - prawdy ekranu :-) pozdrawiam
UsuńTakie rozmowy z nieznajomymi są najciekawsze, ponieważ nie są zobowiązujące, a pozwalają się otworzyć na szczerość.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
istotnie, czesto tak bywa, zwłaszcza, gdy obie strony "nadają" na zblizonej częstotliwości.... pozdrawiam
UsuńNigdy nie piłam gruszkówki nie tylko z racji tego, że jestem abstynentką, ale dlatego że nigdy nie słyszałam o takiej wódce.
OdpowiedzUsuńWidzę, że Słowaczki są szczere do bólu.
Pozdrawiam.
a ja piłem... mało procentów... taka dla kobiet w ciąży :-) no i smaczna... można popaść z tego powodu w alkoholizm :-)... pozdrawiam
Usuń