Odwiedzanie domów pomocy społecznej stało się dla mnie codziennością, by nie powiedzieć obowiązkiem. Z reguły docieram do starych ludzi, o których istnieniu świat zapomniał, więc spełniam rolę łącznika tego pana lub pani z rzeczywistością.
Konrad Nagórski liczy sobie lat sześćdziesiąt dziewięć i nie należy do najstarszych pensjonariuszy „biura rzeczy zapomnianych”, jak sam mówi o miejscu, w którym się znajduje. Otóż pan Konrad wpadł na pomysł, aby upoważnić mnie do reprezentowania go przed sądem, notariuszem do rozporządzania swoim lichym mieniem, które pozostawił po sobie, mieniem w postaci mieszkanka – klitki, całe 32 metry kwadratowe oraz abym zajął się jego osobą w przypadku, gdy skończy swój żywot. Nagórski ma rodzinę, syna i siostrę, a zatem powoływanie się na mnie i angażowanie do jego sytuacji rodzinnej jest właściwie nielogiczne, ale starszy człowiek uparł się, co często jest typowe dla jego wieku. Chce mnie zobowiązać do tego, abym sądownie zabronił informowania rodziny o swoim zejściu, a jeśli już rodzina dowie się, że jednak zszedł był poza dostrzegalny widnokrąg, to abym zabronił rodzinie uczestnictwa w celebracji pogrzebowej.
Nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób mógłbym pomóc i właśnie podczas dzisiejszych odwiedzin miałem zamiar przedstawić panu Konradowi wszystkie dręczące mnie wątpliwości w kwestii przedstawionej przez starszego pana.
Okazało się, że przyszedłem za późno. Dwie godziny przed przyjściem do ośrodka, Konrad Nagórski umarł.
- Jak będzie z pochówkiem? - zapytałem jednej z pielęgniarek.
- Pochowamy go na cmentarzu w wiosce na koszt, jak to się mówi, państwa. Wiadomo, że nikt nie przyjedzie na jego pogrzeb, choć ma trochę rodziny.
[05.08.2025, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz