Peder Severin Krøyer - portret Marie Krøyer, żony malarza

Peder Severin Krøyer  -  portret Marie Krøyer, żony malarza

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 września 2025

SZEŚĆ TYGODNI LATA (12) SZKIC

 

Zuzanna z jej charakterem, otwartością i urzekającym stylem życia zrobiła wrażenie na spożywających kolację. Nie potrafiłem tego, choć parę dni tutaj spędziłem. Ona zdążyła porobić znajomości; wymieniła serdeczności z kolejarzem, dwiema pracownicami zakładu przetwórczego, parą pracującą w zieleni miejskiej i tajemniczą turystką oraz młodszym od niej adoratorem. Przypadła do gustu pani Honoracie i obsługującej pensjonariuszy kelnerce, słowem stała się prawdziwą organizatorką życia towarzyskiego w Irysie. Ale po kolacji szybko zaszliśmy na górę: ja zachwycony jej animuszem, ona zaciekawiona tym, co zdążyłem napisać, o czym nie wiedziała oraz chciała poznać historię z tymi pamiętnikami. Najpierw jednak musieliśmy zejść (niestety) na dół do łazienki i zażyć luksusu kąpieli, ochłodzić się, gdyż na zewnątrz pomimo wieczornej pory panował upał. Po powrocie do mansardy wyszukaliśmy dwa egzemplarze pamiętników i zaczęliśmy czytać w łóżku. Zuzanna zdawała się być zainteresowana pamiętnikową historią;przypadła jej w udziale ta, która rozgrywała się głównie pod Szczecinem, a ja trafiłem na wioskę pod Sudetami i chociaż tekst ten wart był przeczytania, a i styl autorki do tego zachęcał, to nie mogłem się skupić na czytaniu, mając u boku kobietę, której jędrne piersi prześwitywały przez lekką bawełnianą koszulkę. Odrzuciłem więc swój pamiętnik i przekręciwszy się w łóżku przytuliłem się do piersi właśnie, szczególnie tej bliższej memu ciału. Wkrótce też odnalazłem sutek, do którego dotarłem po odwinięciu koszulki, później nawet jej zdjęciu, w czym pomogła mi, unosząc ramiona, ale jeszcze wtedy miała w prawym ręku pamiętnik pisany odręcznie. Wciąż próbowała go czytać, podczas gdy ja zacząłem ssać ten sutek, potem drugi; przypominałem sobie ich smak i zapach piersi. W pewnym momencie Zuza zwinęła kartki pamiętnika, który czytała i położyła go starannie na podłodze.

- Wiedziałam, że tak będzie. Dzwonisz do mnie o pomoc w pracy, przyjeżdżam, a ty zajmujesz moim ciałem, tak jakby było ci go mało – wykrztusiła z siebie.

- Bo jest mi go mało – odparłem – a ponadto późny wieczór i noc nie są dobrym czasem na oddawanie się pracy edytorskiej.

- Niby dlaczego?

Cały czas moje usta stykały się z sutkami Zuzanny.

- Dlatego, że trzeba oszczędzać prąd, a kiedy się kochamy, elektryczność nie istnieje.

- Jak wobec tego trafisz w te wszystkie miejsca mojego ciała, które będziesz chciał pocałować?

- Znam topografię twego ciała.

No i rozpocząłem wędrówkę według mapy, trafiając bezbłędnie w każde oznaczone w pamięci miejsce (trwało to długo, gdyż na topograficznej mapie jej ciała było tak wiele miejsc do zwiedzenia, a każde następne było ciekawsze od poprzedniego, że cały czas czułem się nienasycony). W pewnej chwili jednak ziemia, po której odbywałem intelektualnie mozolny, acz intrygujący i dostarczający samych przyjemności spacer, ta ziemia zadrżała i wionął na mnie jej tak silny i gorący oddech, że musiałem mocno pochwycić Zuzę w ramiona, aby przeczekała to trzęsienie ziemi, które nią (a także mnie, nie ma co udawać) owładnęło.

Leżeliśmy obok siebie słysząc nasze stłumione już teraz oddechy i łaskotanie serc pod piersiami. Patrzyliśmy na siebie niedomkniętymi oczami, a na ustach pojawił się tak serdeczny uśmiech, jakby były one karmione słodką truskawkową konfiturą. Wkrótce, zdjęliśmy z naszych ust krwawą słodycz i coś tam powiedzieliśmy do siebie z czego ja usłyszałem:

- Ale szybko, mój Boże, nie wiedziałam, że mogę tak szybko.

- Nic się nie stało, kolejnym razem wykorzystamy spowalniacza namiętności – odpowiedziałem ściszonym głosem.

- Już myślisz o kolejnym razie? O ty nienasycony!

Czy to był jej żart, czy strategia, nie wiedziałem i jednocześnie zaplanowałem powiedzenie jej czegoś ważnego, ale nie miałem śmiałości, nie wiedziałem, jak przyjmie moje słowa; objąłem dłońmi twarz tak jak to robi dziecko, które w zabawie w chowanego pełni rolę tego, kto szuka, lecz nie jest mu dozwolone odsłonięcie oczu.

- Zuziu, musimy poważnie porozmawiać – zacząłem nawet śmiało.

- Słucham cię uważnie.

- Nie przerywaj, bo to sprawa poważna.

Pauza

- Zastanawiałem się nad tym długo. Jak tylko przyjechałem tutaj, jeszcze przed zadzwonieniem do ciebie myślałem nad tym.

Kolejna pauza.

- Widzisz, ja już od dawna byłem zdecydowany, ale brakowało mi podjęcia decyzji. Nie wiedziałem jak to przyjmiesz… Zuziu, czy ty mnie kochasz? - zaryzykowałem.

- Głuptasie, chyba ci już parę razy o tym mówiłam

- Ale wiesz, to było wtedy, gdy my…

- Pisarz, a nie potrafi sformułować prostej myśli.

- … gdy my kochaliśmy się, ale chodzi tu o coś więcej – no i nie mogłem skończyć.

- Głuptasie, oświadczasz mi się w tak zakamuflowany sposób?

Już nie zakrywałem oczu, nie zakrywałem dłońmi twarzy. Skinąłem głową.

- No pewnie, że się zgadzam - roześmiała się i ugryzła mnie w ucho.

- Chciałem ci jeszcze przedstawić swoje plany związane z…

- Adasiu, odwróć się. Chcę teraz wstać, ubrać się i zejść na dół wziąć kąpiel.

Poszła. Chyba zasnąłem.


[25.09.2025, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz