CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 kwietnia 2016

JAK TO W RODZINIE

1.
- W liczniku będzie: dwa iks minus igrek, w nawiasie, razy trzy igrek plus dwa; w mianowniku dwadzieścia cztery. Do tego dodać cztery igrek minus dwanaście, równa się… dla igrek równego trzy piąte…
- Igrek równa się trzy piąte - powtórzył - wreszcie do czegoś doszłaś.
Siedzący obok jegomość w czarnym, jakby szytym na pogrzeb, garniturze, powstał i zszedł z katedry.
- Panie derechtorze, co wy tu mi o iksach i Grekach godacie? O Polsce mi mówcie!
Dyrektor nadął policzki i zacisnął usta, aby przypadkiem nie parsknąć śmiechem.
- Ta, ta… Kaczmarkówna… będzie dosyć. Już rozwinęłaś, Kaczmarkówna, ale więcej niż trójka ci się nie należy. Historia ci się została, tak?
- Tak, panie profesorze.
- Popatrz no, Kaczmarkówna, jak ta trója będzie szpecić twoje świadectwo maturalne. Same piątki i trója z matematyki, najważniejszej z nauk. No… chyba, że z historii… ale nie, życzę piątki. Szczerze ci życzę, Kaczmarkówna.
Podał jej swoją masywną dłoń. Grzecznie dygnęła.
- Dziękuję, panie profesorze. 
Właśnie stawiał jej ocenę, piórem, zamaszyście.
- No, no, Kaczmarkówna, widzimy się zatem na rozdaniu świadectw, a potem na balu… tak?
Skinęła głową i wtedy podeszło do niej to ciało społeczne w czarnym garniturze, rękę chłopsko-robociarską jej podało.
- Mnie się, panienko, podobało, o tak, podobało. Ale te Greki nie Greki… gdybyż tak jeszcze o Polsce, może nie byłoby trói, co? No nic… gratuluję.
Jadźce ulżyło. Kamień spadł z serca. Tak się bała. Wybiegła na korytarz. Dostąpili do niej. 
- Jak tam? Jak ci poszło? Wszyscy cię pytali? 
- Tylko dyrektor. Fizyk milczał jak zaklęty.
- A ten trzeci? Przemaglował? Pierwszy raz gościa widzę.
- Trzeci był najlepszy - uśmiechnęła się - Danka, nie masz się czego bać. Zaczekam na ciebie przed szkołą, bo pewnie mama przyszła. Też się denerwuje.

2.
Matka nie przejmowała się za bardzo, jak sobie Jadźka daje radę w szkole. Zwykle sobie dawała i to jak, w przeciwieństwie do Irki. Ta może nie tyle mało zdolna była, ale z pewnością mniej pilna. Do szkoły chodziła głównie po to, aby z koleżankami porozmawiać. Była tez pierwszą buntowniczką i zawsze miała nauczycielom coś do powiedzenia, domagając się sprawiedliwości przy ocenianiu. Raz jej wychodziło, innym razem przynosiła do domu tę wielką niesprawiedliwość, jaka ją spotkała… ale serce miała złote.
Matka jak te żywe srebro, pracowita, wszędzie jej było pełno. A życie po wojnie ciężkie: trójka dzieci, oprócz dwóch córek trafił się powojenny syn, mąż Władek - spawacz, nie zarabiał wiele, w każdym bądź razie ledwie na życie starczało. Helena nie pracowała na stałe. Na jej głowie stał dom, ale do rozmaitych prac się najmowała. Najczęściej w polu. U rodziny lub znajomków spod miasta. Ktoś powiedział, że połowa miasteczka to Helci rodzina, a druga połowa - znajomi. Nic dziwnego, że prace jej dawali. Później, gdy dzieci wszystkie pożeniła i zostali z Władkiem sami, trochę im się polepszyło. Już nie chodziła w pole. Wystawała w kolejkach. Jak ona lubiła te kolejki! Można było pogadać do woli, a kupowała dla rodziny, dla sąsiadów, którzy czasu nie mieli.
Przyszła pod szkołę, bo jakże to, Jadźka maturę zdaja, a nie zapytać? Gdyby nie ta matematyka Jadźka byłaby pierwszą w nauce w całej szkole i właśnie po egzaminie z matematyki przyszła, aby się dowiedzieć, jak córce poszło.
- No, to już maturę masz z głowy - powiedziała, a w głosie jej było coś nie do końca wesołego, bo po egzaminach Jadźka pomyśli o studiach - umyśliła sobie, aby być synoptykiem - a tu trzeba, aby poszła do pracy. Jest przecież najstarsza i ma obowiązek pomóc rodzinie.

3.
- Wiesz, ja to zawsze byłam gadatliwa - opowiada Irka. - Zawsze coś do powiedzenia miałam, ale jak tu nie mieć własnego zdania, kiedy widzi się taką niesprawiedliwość. I to nie tylko wobec mnie, a innych. Byłam takim adwokatem… i wiesz, co ci powiem, gdybym się uczyła jak moja siostra, to na pewno zostałabym prawnikiem. Ja wiem, co Jadwiga ci powie: „Jakby się Irena uczyła, to nie musiałaby narzekać na niesprawiedliwość nauczycieli. Przecież jest młodsza ode mnie tylko o dwa lata i miała tych samych nauczycieli co ja.”
- No bo wiesz, Jadwiga to zawsze była taka, och, ach, idealna, a ja, od maleńkości taki urwipołeć. Mama zawsze stawiała mi Jadwigę jako wzór, a mnie zawsze dostało się od mamy ścierką. Od ojca nigdy. Mówię ci, takiego mieć ojca, jakeśmy mieli, to ze świecą szukać. O, przepraszam… raz mnie uderzył, jeden jedyny raz. Kiedy? Sobie wyobraź, skończyłam 18 lat i oficjalnie zapaliłam papierosa. A co, pomyślałam sobie, jestem pełnoletnia czy nie, a tato mnie chwycił i na kolana położył… i… wyobraź sobie, mnie, dorosłą dziewczynę, zdzielił po pupie, aż wióry leciały.
- Dorosłą się staniesz, kiedy będziesz na siebie zarabiać, a póki co, ja jestem twoim ojcem i to ja będę decydował, czy masz palić, czy nie.
Tak powiedział. Dał mi kilka porządnych klapsów, ale każdy kolejny był jakby lżejszy. Później, niby z głupia frant, podszedł do mnie i zapytał:
- Boli cię jeszcze?
Widzisz, jaki był? Już mu przeszło… już żałował, że mnie uderzył. Ten jeden, jedyny raz.
 (…)

[11.04., Saarbrücken w Niemczech, 12.04.2016.Otteswiller we Francji]

11 komentarzy:

  1. Przede wszystkim przepraszam, że rzadko u Ciebie ostatnio bywam, ale jestem w sanatorium.Bywam właściwie tylko na swoim blogu
    Ale tekst ten udało mi się przeczytać i od razu przypomniałam sobie swoją maturę.
    Do dzisiaj mówię że cudem ją zdałam, bo byłam antytalentem matematyczno-fizyczno-chemicznym. Z matematyki pisemny egzamin to właściwie zdał za mnie mój profesor od matematyki, bo stał przy mnie i podpowiadał mi cały czas.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem jak najszybszego dojścia do najpiękniejszej kondycji fizycznej. U mnie z tą matmą było baaardzo podobnie :-) Pozdrawiam...

      Usuń
  2. Chciałabym jeszcze raz zdawać maturę, bo w rzeczywistości to "mały pikuś" w porównaniu z egzaminami, które czekają na studiach.
    Nie przepadałam za naukami ścisłymi, ale pisemną matematykę udało mi się zdać i to za pierwszym razem, na dodatek nie potrzebowałam ściągi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja z rachunku prawdopodobieństwa zadanie wykonałem w całości, pozostałe cztery takowoż, aczkolwiek "po łebkach" i z pomocą :-) ... pozdrawiam

      Usuń
  3. Jaki zbieg okoliczności, moja mama miała na imię Jadwiga, a jej siostra - Irena.
    Matmy nie lubiłam, ani chemii, bardziej może fizykę, bo dawała pole dla wyobraźni i można było opanować bez wkuwania na pamięć.
    Pozdrawiam humanistycznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a nie jesteś przypadkiem moją siostrą? :-)

      Usuń
    2. Z tego co wiem, to nie...ale możesz mnie adoptować (nie wiem czy tak można):-)

      Usuń
  4. Ha, na maturze z matmy dostałam w kanapce ściągę, do dziś zachodzę w głowę od kogo. Podobno wszyscy dostali, nawet ci, którzy nie potrzebowali. O tempora, o, mores.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja ściągi nie mogłam znaleźć, tak ukryta w toalecie, że kilka osób szukało...

      Usuń
    2. A'propos tych ściąg... ja niby miałem już napisane zadania, wszystkie 5 po 1,5 godzinie, tyle że jedno tylko na medal. Pozostałe jakimś tam trafem bez rozwinięć, nie do zaliczenia. Ściąga był konieczna, a dostałem ją od kogoś z matematyczno-fizycznej klasy. Naprawiłem więc niedociagnięcia, wykonując pracę w 100 procentach (5 zadań na 5) a za 3 tróję się dostawało. Przechodzący obok mnie matematyk kręcił głową, mówiąć że mam źle i źle. Na pół godziny przed oddaniem pracy powiedział, że zadania są dobrze zrobione... ot sobie pożartował ze mnie :-) a dostałem tróję..

      Usuń
  5. Skoro zadania dobrze zrobione, to czemu trója? Po uważaniu, czy dla zasady?

    OdpowiedzUsuń