CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 kwietnia 2016

NIEMCY: MAŁA RZECZ A MARTWI

Ponieważ jesteśmy przy Niemcach, a w dodatku w niemieckim kraju spędzam czas niesłusznie zbyt długo, to pociągnę jeszcze niemiecki wątek.
Inna sprawa, że tekst niniejszy został poniekąd sprowokowany wypowiedzią Anabell, sprowadzającą się w najogólniejszym zarysie do tego, że niemiecki ład i porządek przedkłada Ona nad słowiańską odwrotność tego, co niemieckie.
Rzadko w kawiarence czynię podobnie, to znaczy - odnoszę się wpisem do czyjejś wypowiedzi; raczej sam wybieram tematy… czy to głowy, czy z obserwacji, czy też z innej okoliczności; tym razem uczynię wyjątek, albowiem odkurzyła mi się w pamięci pewna realistyczna scena, jak raz a’ propos wypowiedzi miłego gościa kawiarenki.
Otóż lat temu kilka miałem przyjemność z młodzieżą szkolną przebywać w Bratysławie, gdzie wraz z grupą szkolniaków z Niemiec, Włoch i Słowacji realizowaliśmy, jak to się mówi, scenariusz wymiany młodzieży w ramach programu Młodzież. Nie będę w szczegółach opowiadał, cośmy w słowackiej stolicy porabiali; dość powiedzieć, że nie był to dla nas czas stracony, a i zasadniczy temat wymiany dotyczący funkcjonowania mniejszości narodowych w czterech naszych krajach, zdawał się być interesujący.
Zamieszkaliśmy w całkiem niezłym bratysławskim hotelu (był to styczeń), gdzie większość zajęć „nie pod chmurką” się odbywała. W tym celu nasi południowi sąsiedzi, gospodarze imprezy wynajęli w tymże hotelu wielką salę, która służyła nam tak podczas posiłków, jak i ćwiczeń, prezentacji, zabaw i czegóż tam jeszcze.
Stało się tak, że ostatniego dnia naszego pobytu, wskutek jakiegoś niedopatrzenia, pokoje, w których mieszkaliśmy, my - Polacy, musiały być zwolnione przed południem, a koniec imprezy z uroczystym zakończeniem, telewizją i prasą następował późnym wieczorem. Chcąc nie chcąc przekwaterowaliśmy się z bagażami do onej wielkiej sali i sam przykazałem, aby dzieciaki w samym rogu ulokowali swoje torby i walizki. 
Kiedy, jak co dzień, po południu zaczynaliśmy kolejne zajęcia, podszedł był do mnie główny opiekun młodzieży niemieckiej z ogromną prośbą, abyśmy swoje bagaże z rogu sali usunęli i przenieśli je na korytarz, albowiem rzeczone walizy pozostawione w miejscu zabawy, nadto w tak ważnym, ostatnim dniu imprezy, popsują atmosferę przedsięwzięcia. W związku z powyższym poleciłem swoim „pociechom” torby podróżne usunąć w bezpieczne miejsce, aby, broń Boże, nie zakłócały uroczystości i, sławetnym zawołaniem: „róbta, co chceta”, dałem podopiecznym do kolacji czas wolny. Usłyszałem bowiem jakiś głos wewnętrzny, który podpowiedział mi, że skoro niemieckiej braci bagaże nasze zawadzają, to pewnie to samo dotyczyć może naszych nędznych postaci.
Osobiście udałem się, o zgrozo, do nieodległego marketu, gdzie w kawiarence poczęstowałem się kieliszkiem przepysznej wody ognistej wytworzonej z owoców gruszy. 
Chyba nikogo przekonywać nie muszę, że troszkę nas, Polaków, zabolały te ostatnie godziny wspólnego biesiadowania. Najpierw ta niespodziewana przygoda z koniecznością opuszczenia hotelowych pokojów, choć do przebolenia; później ta niezwykła prośba z niemieckiej strony, której uległem.
Tak sobie myślę, że żaden słowiański opiekun młodzieży, znajdując się na miejscu naszych niemieckich przyjaciół nie wysunąłby propozycji usunięcia z sali bagaży jakiejkolwiek innej nacji, motywując tę prośbę w taki sposób, jak to miało miejsce w opisywanym przeze mnie zdarzeniu, które, aczkolwiek wyglądające niewinnie, dało mi bardzo wiele do myślenia.
W tym miejscu pragnę dodać, że grupa niemiecka była całkiem sympatyczna i jak najbardziej proeuropejsko nastawiona, bez żadnych anty uprzedzeń… a jednak… a jednak było to „coś”, co spowodowało takie a nie inne postawienie sprawy przez Niemców.
Otóż jest takie „coś” w niemieckim narodzie, co pozwala nawet tym najbardziej spolegliwym Niemcom występować w roli tego, kto wyznacza reguły - w tym wypadku - zabawy. Tak sobie myślę, że jest to pewna pozostałość po myśleniu, że wprawdzie mamy demokrację, to jednak Niemcy winni górować nad innymi narodami, bo ich gospodarka, kultura, w ich mniemaniu, stoją wyżej. Niestety tę łyżkę dziegciu wyczuwam również dzisiaj, podróżując po tym pięknym kraju. Ciekawe, że nie wyczuwam tego smaku we Francji, w Austrii, Włoszech czy Holandii. Do diaska, coś w tym jednak być musi! Mógłbym przytaczać rozliczne przykłady dla poparcia swego myślenia, choć z drugiej strony obserwuję przecież, że dzisiejsi Niemcy nie mają wiele wspólnego z przedwojennymi, że coś w tym narodzie się zmieniło na korzyść; coś jednak niepięknego zostało w ich mentalności… charakterze.
Bardzo nie lubię kategoryzowania zjawisk, wydarzeń, ludzi czy całych narodów. Może właśnie dlatego powstał ten tekst.
Jeżdżąc już jakiś czas po Europie, stwierdzam z całym przekonaniem, że ludzie, bez względu na nacje są tacy sami w podstawowych, kluczowych dla człowieczeństwa cechach; różnią się tradycją, obyczajem, przyzwyczajeniami, czy ogólnie mówiąc - kulturą. Nie istnieją dobre i złe narody. Nie ma dobrych Niemców czy Szwedów i złych Polaków, czy sięgając dalej - Słowian. Wszędzie, w każdej nacji, tak jak w każdym człowieku obecność cech pozytywnych nie wyklucza istnienie negatywnych, a to, co w teorii bywa przymiotem, w praktyce może nie wytrzymać konkurencji.

[10.04.2016, Donauwörth w Niemczech]

10 komentarzy:

  1. Dziwię się tylko, że nikt z organizatorów nie wyznaczył jakiegoś miejsca (zamykanego) na Wasze bagaże. Bardzo często zdarzało mi się, że doba hotelowa (w wielu krajach) kończyła się o 10 rano, a grupa wyjeżdżała dopiero o 20,00 i zaraz po śniadaniu proszono turystów o złożenie bagaży w jednym pokoju, bo reszta musiała być szykowana na przyjazd następnej grupy turystów.
    Nie był to szczyt luksusu, bo albo trzeba było wziąć ze sobą jakąś podręczną torbę i z nią się przez resztę dnia taszczyć, albo co chwilę wpadać do recepcji i razem z personelem lecieć do swojej walizki. I wiesz, jakoś tego nie potraktowałam jako aktu wrogiego wobec swej nacji lub osoby.Tak samo miały wszystkie osoby, a w hotelu mieszkali nie tylko Polacy.
    Na miejscu tego Niemca też bym uważała, że bagaże i zabawa jakoś razem nie pasują- choćby z tego względu, że ktoś może je niechcący uszkodzić.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, sam fakt, że swoje pokoje musieliśmy opuścić wcześniej niż pozostałe grupy, był dla nas kłopotliwy, ale bez przesady - logistyka wszędzie potrafi zawieść (poza Niemcami :-) ), natomiast, co do niemieckiej motywacji usunięcia tychże, z samego rogu sali, gdzie nikomu w jakimkolwiek aspekcie zabawy przeszkadać nie mogły, na to mojej słowiańskiej zgody nie ma. Ale... z drugiej strony mówiąc, spodziewałem się takiej własnie Twojej reakcji na niemieckie zachowanie, gdyż nie u naszych przyjaciół zza Odry znajdujesz tylko i jedynie przymioty a każde faux pas potrafisz wytłumaczyć, bądź nawet zamykasz oczy na uczyniony nietakt. Ja z kolei szanując wszystkie nacje, jakoś nie mogę się mogę pogodzić się z mniemaniem o bezwzględnej wyższości jednej, aryjskiej nacji nad innymi. Rozumiem, że można przedkładać "ordnung muss sein" nad wszelkie inne aspekty życia, ale bez przesady - coś innego również liczy się w nim liczy. Dziwi mnie to trochę, bo historia aż nadto naucyła nas, Polaków, aby podchodzić z rezerwą do tego, co z sobą "niemiecki porządek" przynieść może... ale to temat do szerszej dyskusji niż ten wywołany niewinnym zwróceniem uwagi na pewien despekt... pozdrawiam

      Usuń
  2. Trafne spostrzeżenie. Znajoma, która wyjeżdża latem do pracy w niemieckim ogrodzie, ma podobne odczucia. Wyczuwa nutkę wyższości, choć gospodarze mili, uczciwi i dobrze płacą. Coś zatem w tym jest, chociaż "nie istnieją dobre i złe narody", są poszczególni ludzie, a oni mają wady, nie tylko zalety. Jak rozważnie piszesz "obecność cech pozytywnych nie wyklucza istnienie negatywnych." Nic dodać, znasz Europę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracowałaś kiedyś u polskich gospodarzy? Nie zawsze dobrze i uczciwie płacą a do tego zero ludzkich odruchów. I to nie tylko w stosunku do pracowników ze "wschodu", rodacy też są w ich mniemaniu kimś gorszym, bo się wynajmują do pracy fizycznej.
      Często jestem w Niemczech i jeszcze nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek wykluczeniem lub poniżeniem, choć akurat język niemiecki sprawia mi spore kłopoty w sensie werbalnym i często bardzo mnie ręce bolą od przeszukiwania stron w słowniku, a niektórych słów naprawdę nie potrafię prawidłowo powiedzieć.

      Usuń
    2. Ultra... i znam i wciąż poznaję. Cieszy mnie to, że mimo wszystko Niemcy się zmieniają, i... co ważne, ci młodzi. Osobiście wyznaję zasadę nie nastawiać się negatywnie a jednocześnie próbować zrozumieć zachowania, z którymi w kraju spotykam się rzadko.
      Anabell, przerzucasz piłeczkę. Pewnie, że są i tacy polscy gospodarze, ale mylisz się, utrzymując, że Niemcy są w tym względzie ideałem... choc pewnie i tak cie nie przekonam, bo wiesz lepiej

      Usuń
  3. W czasie moich wojazy po Polsce wyczuwam to samo u niemieckich turystów, gdziekolwiek są czy to w schronisku czy w restauracji są tak głośni i zachowują się jakby u siebie byli i ciekawe, że tylko u Niemców się to obserwuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Jotko, również to spostrzegłem, choć Niemcom daleko jeszcze do Amerykanów :-) Powiem ci, że pod tym względem z Niemcami u Niemców nie jest tak najgorzej, a co do Polaków w Niemczech - w normie :-) pozdrawiam

      Usuń
  4. A widziałaś juz polskich pseudoturystów za granicą? Ja juz nie raz za nich się wstydziłam..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za naszymi granicami bywam sporadycznie, nie przeczę więc, że możesz mieć rację, tym bardziej że polscy turyści w Polsce tez nie są święci...jednak wstydzę się tylko za siebie, za innych odpowiedzialności nie biorę.

      Usuń
  5. Z tym jest różnie... jeśli są "po kieliszku" - gorzej... ale z Włochami nie mamy co się równać... i z Anglikami :-)

    OdpowiedzUsuń