CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 kwietnia 2016

Z DZIADKIEM PO ŚWIECIE - WOREK PIERWSZY

Chodziło się z dziadkiem, chodziło…

Brało się brunatny worek jutowy pod pachę i szło się, szło. Worek jutowy w tej opowieści pełni rolę potrójną, a ściślej mówiąc, trzy były worki. Ten pierwszy był na brukiew.

Szliśmy z dziadkiem na plac buraczany przy cukrowni, gdzie usypywano hałdy surowca do produkcji cukru, tudzież wsypywano go wprost z furmanek i traktorowych przyczep do spławów, skąd potraktowane silnym strumieniem wody przebywały podziemną drogę do zakładu. Nie łowiliśmy jednak buraków lecz okrągłe, zielone, żółtawe bądź też fioletowe korzenie brukwi, którą w procencie liczącym się w promilach zdarzało się wypatrzeć w kilkumetrowej wysokości stertach białych, cukrowych buraków. Dziadek trzymał króliki, które surową brukwią tak się zajadały, że trzęsły porządnie uszami. Dodawał jej również do karmy przeznaczonej dla kur, gęsi, kaczek i indyków. A przecież z tą brukwią to było tak, że żywiła ludzi i to zdrowo podczas okupacji, a szczególnie ta oczyszczająca organizm zupa brukwiowa. 
Potrawy z brukwi ani teraz, ani wtedy, przed laty, nie były popularne. Być może dlatego, że nazbyt kojarzyły się z okresem powszechnej biedy, jaką przyniosła z sobą Wielka Wojna. A szkoda, bo to warzywo ma wybitne właściwości oczyszczające organizm, a mówi się też, że także antyrakowe.
Dziadek nauczył mnie wypatrywać tych elipsoidalnych kul w potężnej buraczanej masie. A kiedy taka kula znajdowała się u szczytu hałdy, trafiałem ją rzucając w nią burakiem. Brukiew, która dla produkcji cukru była zbędna, umieszczaliśmy w worku, a ten wędrował na wózek, który onegdaj mnie, niewielkiemu pacholęciu służył do podróży po świecie.

Wracaliśmy do domu uszczęśliwieni, wiedząc, że świat zwierzęcy mojego dziadka i babki będzie miał czym wypełnić żołądki.

[28.04.2016, Dobrzelin]

6 komentarzy:

  1. Aż żałuję, że ja miejska dziewczyna nie mam takich wspomnień. Dziadka żadnego też nie mogę wspominać, bo jeden umarł zanim się urodziłam, a drugi jak miałam 2 lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no... to przykre... ja pamiętam obu, i obie babcie i żadne do siebie niepodobne charakterem i temperamentem... jest kogo wspominać.... pozdrawiam

      Usuń
  2. Króliki kiedyś hodowano na potęgę, nawet na miejskich podwórkach i na działkach. Sama miałam czapkę i kołnierz z króliczych skórek, a liniało to....brukiew faktycznie kojarzyła się z biedą, ale własności zdrowotnych nie znałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a owszem... wielu hodowało króliki, a jakie z nich potrawy??? Wprawdzie kpiarz ojciec powiadał, że po tych królikach to albo mi uszy, albo zęby nadmiernej wielkości powyrastają... ale racji, na szczęście, nie miał... a co do brukwi to czasami tak bywa, że te lekceważone warzywa wiecej mają do powiedzenia swoimi witaminami... itp...

      Usuń
  3. A ja sobie zasiałam rządek brukwi. Zobaczymy. Jak to pięknie napisałeś kiedyś "żywiła ludzi". I kiedyś też w każdym domu na wsi hodowało się króliki. Szkoda, bo to jedno ze zdrowszych mięs, tylko tak rzadko trafia do sklepów. Dziękuję za przypomnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, mięso z królików jest delikatne i mniej tłuste. Sporo królików jada się natomiast we Włoszech...

      Usuń