CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 kwietnia 2016

Z DZIADKIEM PO ŚWIECIE - WOREK TRZECI

- Oprócz tego worka włóż do wózka szypę i grabie - powiedział dziadek i zakurzył papieroska wciśniętego w nieodłączną fifkę.
- Gdzie idziemy? - zapytałem.
- Zobaczysz - oświadczył tajemniczo i powolutku, krok za krokiem, udaliśmy się w stronę bezpańskich łąk położonych po zachodniej stronie stawów. Za tymi stawami torowisko oddzielało łąki od pól.
Szliśmy powoli, bo dziadka nogi musiały być starsze od niego. Oj, nachodził się po tym świecie, nachodził.
Na świecie zielono było od trawy, biało od stokrotek i żółto od mniszka.
Wreszcie doszliśmy. Dziadek chwycił szypę i z wielką starannością podbierał zasuszone krowie talerze. Wypełniał nimi worek a mnie kazał grabiami zbierać resztki. Talerzy na łące było sporo, bo też i pasły się na niej krowy z całej, sąsiedniej wioski.
Bywały takie dni, kiedy wracaliśmy jeszcze raz na tę łąkę, aby zebrać kolejny worek.
W ogrodzie pod drewnianym płotem stały wkopane głęboko w ziemię dwie kadzie: pięciuset i dwustu litrowa. To do nich wszyscy mężczyźni w rodzinie, czyli dwóch i moja połowa, wlewaliśmy wodę przyniesioną w wiadrach z pobliskiego stawu. Kadzie zawsze w trzech czwartych były wypełnione wodą.
To właśnie do tej wody wsypywaliśmy z dziadkiem krowie talerze przyniesione z łąki. Dziadek rozbijał je metalowym prętem i wszyscyśmy czekali tydzień lub dwa na to, aby krowi nawóz porządnie się rozłożył. Kiedy już ten roztwór uzyskał pożądaną gęstość, pobieraliśmy go konewkami i używaliśmy do podlewania rozsad truskawek przed kwitnięciem, sadzonek kapusty i kalafiorów, a później raczyliśmy tym napojem korzenie ogórków i pomidorów. 
Darowaliśmy sobie podlewanie, z wiadomych powodów, warzyw korzennych. Te rosły na najlepszej glebie i wystarczyła im woda ze stawu.
Mieliśmy najpiękniejsze pomidory i ogórki, bez względu na gatunek. Nie imały się choroby, a mszyce i inne niszczące rośliny paskudztwo skrapiane były wywarem ze skrzypu i pokrzywy.
A tych wycieczek na łąkę i nad staw po wodę nie brakowało.
Należało tylko uważać, aby nie pomylić worków.

 [29.04.2016, Dobrzelin]

6 komentarzy:

  1. Tego się nie spodziewałam, ale masz rację - nawet działkowcy dziś znają ludowe sposoby na uprawy bez nawozów sztucznych i oprysków. Kiedyś w książce Londona natknęłam się na istną skarbnicę wiedzy ogrodowej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no cóż, ten trzeci worek jest trochę wstydliwy, choć wtedy nikt sie nad tym nie zastanawiał, bo liczył sie końcowy efekt...

      Usuń
  2. W ub. roku natknęłam się w sklepie ogrodniczym na 10 litrowe baniaki, na których naklejka głosiła, że to jest krowi nawóz, już gotowy do użycia. Ale ja akurat potrzebowałam nawóz biohumus, do kwiatków doniczkowych, więc nie skorzystałam.Wiem, że sporo działkowców
    kupuje już gotowy krowiak-zawsze to prostsze niż szykowanie samemu.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, Anabell, teraz jest to prostsze, ale w mieście raczej nie uświadczysz dzisiaj krów, a wtedy na wsi, wielkiego wyboru nie było... trzeba było samemu to wszystko przyrządzać... podobnie miała się rzecz z mszycami, z którymi walczono wtedy nie ostrą chemią, lecz... powiedzielibyśmy dzisiaj... ekologicznie...

      Usuń
  3. Moja mama nazywała to krowimi plackami. Zbierałyśmy, a potem takie pokruszone trafiały do doniczek z kwiatami. Ale rosły, liście miały ciemnozielony kolor, a kwiaty były dorodne i duże. Obecnie krów praktycznie nie uświadczysz, placków nie ma, kwiaty u mnie już nie mają tego koloru. Dziękuję za przypomnienie. Fifkę też pamiętam, bo był czas, że - niestety - paliłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... znaczy się napisałem prawdę i pamięć nie wpuściła mnie w maliny :-)

      Usuń