CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

08 kwietnia 2016

ZAKALEC

Nie wiem, jak to robił. Bywało, że mała lodówka marki „Igloo” stała pusta. Była mąka, jajka, cukier, kasza manna, sól i smalec. Wychodził z tego świetny placek, nie naleśnik, a właśnie placek. Na całą dużą patelnię wychodził. Jeden był dla mnie, drugi dla niego.
Innym razem robił zupę z gwoździ. Tak mówił. Z gwoździ. W domu nie było nic rozsądnego do jedzenia, a wychodziła właśnie ta zupa.
Oczywiście takie przednówkowe dni należały do rzadkości. Wydaje mi się, że mimo wszystko jednak coś było w tej lodówce, jak również dokładał inne coś do zupy z gwoździami. Chodzi mi o to, że potrafił wyczarować coś z niczego. Czasami tak jest - możesz zrobić to czy tamto do jedzenia, bo spiżarnia ugina się od produktów, a jednak wybierasz najbardziej prozaiczną potrawę, do której wykonania nie potrzeba frykasów.
Inna sprawa, że potrafił też zrobić coś z czegoś. Takie na przykład króliki czy zające oprawiał najpiękniej w świecie… a przyrządzał? - do dziś czuję ten smak. Albo ryby, albo sałatki, albo kapustę z grochem, albo ciasto… jego słynny makowiec… mak po trzykroć przecierany, ciasto drożdżowe tak wypieszczone, tak rosnące w oczach, że nigdy przedtem… nie, nie… miał to po swojej matce. Podpatrzył chyba.
A mama kiedyś opowiadała taką historię.
Teściowej, znaczy się mojej babci, a matce ojca, zebrało się raz na zwierzenia.
- No, popatrz, Jadziu… ty wiesz, że tyle czasu już piekę i zawsze mi wychodzi (to prawda, wypieki babci to było królestwo), a od pewnego czasu nie wiem, co się dzieje z tymi moimi sernikami. Tak uważam, składniki dobieram jak zawsze, a tu wychodzi zakalec.
- Mama się nie przejmuje - uspokajała moja mama babcię - i tak wszyscy zjedzą, a Andrzej (los zechciał, że po ojcu imię dostałem, więc proszę nie mylić) to wręcz uwielbia sernik z zakalcem.
- Jadziu, ale jak ciasto z zakalcem postawić na stół. My to my, ale ktoś przyjdzie, to przecież wstyd czymś takim poczęstować.
Nadworna kucharka rodzinnego domu była w poważnym kłopocie. Żadne pocieszenia nie pomagały. Dziadek nie raz piec sprawdzał. Wszystko w porządku, mówił. To dlaczego akurat sernik nie wychodzi?
Babcia Marianna do swojej śmierci, która ją w Wielki Piątek, zgodnie z jej życzeniem, przewiozła na drugi brzeg rzeki, nie dowiedziała się, dlaczego sernik opadał, wilgotniał i twardniał po upieczeniu.
Ojciec był chyba po dwóch kieliszkach wódki, kiedy rzucił nowe światło na opisywane zagadnienie.
- Zakręciłem się po kuchni, otworzyłem piekarnik tuż przed upieczeniem i skropiłem rosnące ciasto wodą - wytłumaczył. - Ot, cała filozofia zakalca.
- Jak mogłeś? - mama zdawała się być przerażona. - Przecież wiesz, jak babci zależało na tym, aby ciasto wszystkim smakowało.
- Kiedy mnie, Jadziu, najlepiej smakował zakalec.
- Łakomczuch!!!
Ojciec za karę miał wyznaczone upieczenie sernika takiego, jakim chciała go zrobić jego matka i chociaż wykonywał go według domowego przepisu, chociaż nie otwierał drzwiczek pieca przed upieczeniem się ciasta, chociaż nie zalewał go wodą, sernik mojemu ojcu zawsze wychodził w formie zakalca.
Zapewne babcia Marianna ze świata zza rzeki musiała maczać w tym palce, albo po prostu zakręciła się po kuchni, otworzyła piekarnik i rosnący sernik skropiła wodą. Ot, cała filozofia.

[05.04.2016, Brema w Niemczech]

2 komentarze:

  1. Żartobliwa historia z tym zakalcem. Mszę się przyznać, że znam podobną. W mojej rodzinie kuzynka lubiła przypalać ziemniaki. Gotowała w małej ilości wody i na dużym ogniu. Kiedy zmarła, jej mąż ożenił się ponownie i ciągle narzekał, że ta druga żona nie umie gotować ziemniaków. Te nieprzypalone nie smakują mu i tyle.
    Hm, zupę na gwoździu gotowała moja mama. Czasem dorzucała do warzyw piętkę z chleba i łyżkę masła lub smalcu, czasem zasmażkę.
    Lubiłam jeszcze lane kluski na mleku z pajdą chleba z dżemem i naleśniki z serem polane słodką śmietaną. Ależ wspomnienia obudziły się po tym wpisie! Wow.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło słyszeć, że mieliśmy podobnie. Mówi się, że historia jest nauką ważną, że bez niej naród/społeczeństwo marnieje, ale odnosząc tę historię do rodzinnych wspomnień, tak mi się wydaje, też są one ważne, pouczające, wzruszające czasami i bez tych wspomnień człowiek niechybnie poszedłby na dno... a najlepiej pamiętać to, co najlepsze i najsmaczniejsze, a temu co przykre - pokazywać drzwi... i niech nie wraca ....

    OdpowiedzUsuń