ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 listopada 2016

KOŃCÓWKA - W HISZPANII

We wtorek ósmego listopada dostaje wytyczne odnośnie dojazdu pod Madryt do Pozuelo  (bagatela - 330 kilometrów), skąd dnia następnego, o dziewiątej, mam odebrać towar i jechać z nim do Włoch (ładny kurs w stronę domu!).
Uruchamiam więc auto i po zmroku stawiam się pod zakładem, gdzie czeka już busiarz, z którym będę miał przyjemność jechać do Italii razem (wieziemy po dwie ciężkie, duże skrzynie).
Jak się później okaże obecność partnera w tym kursie będzie pożądana.
Wstajemy o umówionej porze i po dziesiątej jesteśmy załadowani.
Na autostradzie za Madrytem (jakieś 25-30 kilometrów) „wystrzeliwuje” mi przednia opona (od pasażera) w renówce i to w chwili, gdy wyprzedzałem niemieckiego tira. Jego kierowca daje mi znak klaksonem, co się stało z moim kołem, choć w sumie nie musiał tego robić - poczułem, co się dzieje z autem. Po stu metrach zjeżdżam na pobocze, w dosyć nieciekawym miejscu, tuż przy barierze. I w tym momencie przydaje się mój partner, który tymczasem zatrzymał swoja renówkę przed moją.
Okazało się bowiem, że mój specjalny klucz do odkręcania koła zapasowego jest tak zdezelowany, że niczego odkręcić się nim nie da. Busiarz pożycza mi swój, odkręcam „zapas”, a potem zamieniał koła.
Jeśli opona „strzela” nagle na równej, dobrej drodze, a samochód nie jest przeciążony, oznacza to tyle, że moje opony, zwłaszcza przednie do jazdy nie bardzo się nadają. I tak miałem sporo szczęścia, albowiem podczas poprzednich dwu kursów: do Barcelony  i później do Villanueva de la Serena z konieczności jechałem momentami 130-140 kilometrów na godzinę.
W stronę granicy z Francją jedziemy już wolniej, utrzymując średnią prędkość 90 kilometrów na godzinę. Teoretycznie powinniśmy być we Włoszech na rozładunku dnia następnego o 17-tej, co oznaczałoby jazdę niemal bez przerwy, a do przejechania mamy 1860 kilometrów. Możemy jednak stawić się u celu o siódmej trzydzieści w piątek rano i raczej liczymy z tą drugą opcją.
Cały czas jadę jako pierwszy (wolę prowadzić, niż jechać czyimś tempem. Przed granicą w Jonquerze podczas tankowania mój partner stwierdza, że udało mu się zaoszczędzić „na Hiszpanii” 150 kilometrów. Nie chwaląc się, ten wynik to po części zasługa „mojego tempa jazdy.

[11.11.2016, Grasgrub w Niemczech]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz