ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 listopada 2016

KOŃCÓWKA - CHARLEROI

Na dzień dzisiejszy, niedzielę, zostawiam sobie dokładnie 187 kilometrów jazdy.
Cały dzień w Niemczech , a potem dalsza jego część w Belgii pod wpływem zachmurzenia i chłodu, lecz droga czysta, bez opadów, choć na poboczach w najwyżej położonych miejscach w Belgii widać zwały odgarniętego śniegu.
Jadę w miarę szybko, aby dotrzeć do celu jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Nie wierzę też nawigacji, która lubi mi czasem płatać figle, a rozładunek, jak mi się wydaje, odbędzie się w samym centrum miasta.
Dojeżdżając w pobliże celu łapię się za głowę. Centrum Charleroi rozkopane. Tu zakaz wjazdu, tam zakaz skrętu, gdzie indziej ślepa uliczka. Nawigacja mi nie pomaga, a wręcz przeciwnie. Dopytuję się, jak dostać się pod wskazany adres: najpierw policjanta, a potem taksówkarza. Niby podążam korzystając z ich wskazówek, lecz za każdym razem trafiam pod jakiś zakaz.
W końcu decyduje się na złamanie przepisu i wjeżdżam w wąska uliczkę na jakiś placyk, gdzie niemal na jego środku przystaję i włączam światła awaryjne. Tutaj kolejny raz pytam o drogę - tym razem jakiegoś starszego pana.
Okazuje się, że jestem 200 metrów od celu. Mężczyzna bierze mnie z sobą i na pieszo podchodzimy do prowizorycznej bramy firmy budowlanej, która jest faktycznym odbiorcą towaru jaki wiozę z Włoch. Dowiaduję się, że mogę się stawić około siódmej rano, lecz niestety nie mogę w pobliżu zaparkować auta.
Dziękuję miłemu starszemu panu i przejeżdżam renówką w najbliższe miejsce, w którym mógłbym przenocować
I tu kolejna niespodzianka.
Podchodzi do mnie Polak od 72 lat (czyli całe życie) mieszkający w Belgii. Rozmawiamy sobie na różne tematy. Między innymi o tym, że ów człowiek parkujący nieopodal swojego nowego mercedesa klasy „S” życzyłby sobie, abym mu kiedyś przywiózł z Polski kilka butelek prawdziwej wódki. On nie mieszka wprawdzie w Charleroi, ale chętnie umówi się ze mną i podjedzie po „towar”. Traktuję nasza rozmowę o polskim alkoholu z lekkim przymrużeniem oka, ale nie sądzę, że ten bardzo żywotny i znakomicie mówiący po polsku starczy człowiek mówił niepoważnie. Zostawia mi swój numer telefonu.
W końcu mówi do mnie tak:
- Tutaj jest kiepskie miejsce do parkowania. Zobaczysz, że kurwy będą ci pukały do szyb, bo chociaż od trzech lat uliczna prostytucja w Charleroi jest zakazana, te panie lekkich obyczajów i tak zaczepiają. A policja, no cóż, wyłapuje je i na 24 godziny zamyka w areszcie, ale to nie pomaga… znów pojawiają się w centrum miasta. Pokaże ci, gdzie możesz bezpiecznie zanocować.
Wsiadam do jego samochodu. Jedziemy. Rzeczywiście niedaleko stąd znajduje się parking pod estakadą. Może niezbyt czysty, ale jest. I łatwo trafić z powrotem.
Wracamy do renówki. Żegnamy się. Kolejna dobra dusza, myslę sobie.
Podjeżdżam zatem na parking pod estakadą. Przed snem nastawiam nawigację. Do domu mam dokładnie 1250 kilometrów. Daleko, ale coraz bliżej.

[13.11.2016, Charleroi w Belgii]

3 komentarze:

  1. Takie spotkania z Polakami za granicą
    Takie rozmowy
    Tyle potem przemyśleń.
    Tyle wspaniałych, życiowych tekstów.
    Gratuluję.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no cóż... powiem tak: zawsze miło jest usłyszeć za granicą polską mowę... robi się cieplej na sercu

    OdpowiedzUsuń
  3. Tęsknota jest najważniejsza przy pobytach za granicą, dlatego wyjazdy powinny zawsze odbywać się we dwoje, a kiedy to niemożliwe, zawsze na krótko. Każdy ma takie nierealne marzenia. Z kolei - cóż byłoby warte życie, gdyby zabrać marzenia?
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń