ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 listopada 2016

PRZYKRE SPOSTRZEŻENIA

Wielu rzeczy nie rozumiem. Na przykład tej, że po przyjeździe do kraju zaczynam nagle chorować i zapadam na jakieś grypopodobne dolegliwości. Jest to o tyle dziwne, że przecież podczas zagranicznych wojaży warunki w jakich podróżuję są dla zdrowotności mojej cięższe. Powiem więcej: podczas podróży zdrowieję, aby łapać jakieś infekcje po powrocie do kraju.
Oczywiście nikt mnie nie zmusi do tego, abym z byle przeziębieniem biegł do lekarza i tarasował drogę do gabinetu lekarskiego ludziom naprawdę chorym, tym niemniej od pewnego czasu zauważam, że coś z tym moim samoleczeniem jest nie tak, skoro nie potrafię zwalczyć zwykłego kaszlu, bólu gardła czy kataru.
Ale to nie jeden powód mojego niezrozumienia. Za każdym razem, kiedy wracam do kraju, docierają do mnie wieści, które gdyby dotyczyły rzeczywistości dziejącej się na oddziale psychiatrycznym w ośrodku odosobnienia, nie byłbym nimi zaskoczony. Tymczasem pewne szokujące mnie informacje rozchodzą się szerokim echem w tak zwanej przestrzeni publicznej, rozchodzą się i wprowadzają piszącego te słowa w osłupienie.
Weźmy pierwszy z brzegu przykład. Jakiś wiceminister od infrastruktury wyraził się, że zbudowane w Polsce autostrady (fakt, że jeszcze nie dokończone - chodzi o drogi A2 i A4) nie służą moim rodakom, ale głównie Niemcom, ewentualnie tym ze wschodu, bo poprzedniej formacji chodziło przede wszystkim o to, aby to Niemcy i Rosjanie mogli po „naszych” autostradach przewozić swoje towary. W tym miejscu pamiętam doskonale, że obecnie rządząca partia miała za złe poprzednim rządom, że budowa tych autostrad wlecze się niesłychanie. I tu powstaje paradoks. Skoro dzisiejszy wiceminister od infrastruktury twierdzi, że wybudowane autostrady nie służą Polakom, to może dobrze się stało, że budowano je bez pośpiechu, stanowczo zbyt szybko.
Ciekawe co na temat autostrad w Niemczech powiedziałby odpowiednik naszego obecnego wiceministra. Czy wyraziłby pogląd, że niemieckie autostrady nie służą Niemcom, skoro pędzą po nich polscy kierowcy tacy jak ja.
Prawda, że ta wypowiedź wysokiego rangą urzędnika państwowego wkracza na tereny zarezerwowane dla specjalistów od psychiatrii? Ja przynajmniej tak uważam.
Inna sprawa. Trzecioligowa pani poseł z PIS-u wyraziła pogląd, że w związku z falą uchodźców najeżdżających Europę, należy zapalić czerwone światło przez wyznawcami wszystkich religii poza religią katolicką. Napiętnowani mają być również ateiści. Konkluzja jest taka, że jedynie katolicy są w stanie zasymilować się w naszym kraju zmierzającym prostą drogą w kierunku państwa jednowyznaniowego, bo jedynie katolicy znają konstytucję i przestrzegać będą stanowionego w Polsce prawa. 
Ja oczywiście nie neguję faktu, iż ta wielka fala migracji, która rozlała się po Europie, choć w naszym kraju w chwili obecnej nie stanowi jeszcze problemu, wywołuje, delikatnie mówiąc, sprzeczne uczucia i obawy. Nie ma co ukrywać, że istnieje problem na styku różnych kultur i religii i nie można wykluczyć, że w przyszłości nasz kraj może się stać obiektem zamachów terrorystycznych. Natomiast stanowczo nie zgadzam się ze stanowiskiem trzecioligowej pani posłanki, która zamiast przestrzec przed przyjmowaniem do kraju przestępców, stwierdza a’priori, że jedynie katolicy w całej swej masie nijakiego zagrożenia nie czynią. Nie wiem, czy to twierdzenie pani poseł oparte zostało na wynikach naukowych badań, lecz pozwalam sobie w to wątpić, albowiem w naszym pięknym, katolickim kraju przestępcami, mordercami, gwałcicielami i złodziejami są w znacznej mierze katolicy właśnie.
Ponadto te zapatrywania pani poseł kojarzą mi się z pewnymi działaniami jakie w połowie lat trzydziestych zostały podjęte w sąsiednim państwie, tyle że chodziło wtedy głównie o żydów i cyganów.
Niesmaczne to i z lekka psychiatryczne.
Następna kwestia. Ten niekończący się serial z czczeniem kolejnych miesięcznic w związku z katastrofą smoleńską. Gdybym był złośliwy, zapytałbym, dlaczego pamięć ofiar nie jest przedmiotem kultu w każdą sobotę, nie tylko dziesiątego każdego miesiąca… ba, przecież można sobie wyobrazić też taki scenariusz, że każdego dnia o godzinie 8.41 czczona będzie pamięć tych, którzy podróż do Smoleńska przypłacili życiem. Nie, daleki jestem od tego, aby lekce sobie ważyć pamięć tragicznie zmarłych pasażerów, pilotów i pracowników obsługi samolotu. Przykro mi z powodu ich śmierci, tym bardziej, że wcale nie musieli zginąć w tej katastrofie i gdyby tylko w owym czasie znalazł się odpowiedzialny człowiek, który stwierdziłby: - nie, tego dnia, w tych warunkach atmosferycznych, nie wolno lądować na lotnisku samolotom, bo nie spełnia ono w tych określonych warunkach możliwości do bezpiecznego wylądowania… gdyby znalazł się taki człowiek władny podjąć taką decyzję, tych śmierci by nie było, nie byłoby też tych jątrzących sporów dzielących Polaków, nie byłoby dzisiejszych ekshumacji.
Problem pojawia się też w innym miejscu. Otóż zawsze byłem przekonany co do tego, że ludzka śmierć to może jedyna sprawiedliwość na tym świecie. Każdy z nas odejdzie przecież z tej ziemi, tak jak opuszczały nas pokolenia żyjące przed nami. Serial smoleński każe zrewidować ten pogląd. Otóż i śmierć nas podzieliła. Życie jednych warte było więcej od życia pozostałych. Obstaję jednak za tym, że tak samo ważna dla mnie jest śmierć mojego ojca i matki, jak dla pana Jarosława Kaczyńskiego ważną jest śmierć jego brata i szwagierki. Każdy człowiek, powtarzam, każdy człowiek, którego życie zagasło godzien jest takich samych uczuć, a zajmowane przez zmarłego stanowisko nie powinno mieć wpływu na jakość wyrażanej przez nas pamięci o tych, których nie ma już z nami. Tak uważam.
A tu tymczasem pojawiają się informacje o dodatkowych odszkodowaniach, o które ubiegają się rodziny za utratę w katastrofie smoleńskiej bliskiej osoby. Dla mnie to odrażające. Tak uważam.
I jeszcze ta rozgrywka Jezusem Chrystusem. Może jestem ci ja prostakiem i ignorantem, może’m niedostatecznie bystry i wykształcony, ale wybór na króla Polski Jezusa Chrystusa wydaje mi się historią z pogranicza fantazji, z bajki z mchu i paproci. Ja oczywiście nie jestem na tyle durny, aby nie traktować tej koronacji w konwencji pewnego symbolu, bo przecież, jak rozumiem Polska nie stała się z dnia na dzień monarchią, pan prezydent pozostał przy władzy, jest parlament i tak dalej. Zastanawiam się jedynie nad tym, po co to wszystko? Czy panujący nam Król Polski Jezus Chrystus sprawi, że znikną ze sceny politycznej gorszące spory i waśnie? Czy uczyni nasze życie lepszym? Czy zapewni ludziom pracę, emerytom godną starość, a nam wszystkim zdrowie? Czy naprawdę mam być tak naiwny, że od tej chwili ci, którzy dziś na naukę Chrystusa się powołują przestaną grzeszyć i odrzucą w swoich myślach i postępowaniu pychę, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew i lenistwo? Śmiem szczerzę w to wątpić i podejrzewam, że po tym symbolicznym oddaniu się pod opiekę Boga nic a nic dobrego się nie stanie. Nie dojdzie w tej kwestii do „dobrej zmiany”.
Niestety podejrzewam, iż ta koronacja ma bardzo wiele wspólnego i z tymi autostradami nie dla Polaków, i z tymi deportacjami nie obejmującymi katolików, i z tą religią smoleńską, która dzieli nas na „prawdziwych” i „nieprawdziwych” Polaków.
To przeraża, choć pewnie jak wszystko w tym naszym świecie kiedyś, niestety już nie za mojego żywota, przeminie.
A skoro tyle już powiedziałem, nieco okrętnie, to fakt, o religii, to jeszcze jeden mój osobisty wyrażę pogląd, pogląd, z którym każdy, kto zetknie się z moimi słowami, może się kategorycznie nie zgodzić.
Otóż, słowem wstępu, chciałem przypomnieć, że korzenie mojej rodziny po mieczu i kądzieli wyrosły na katolickiej glebie. Różny był ten katolicyzm moich przodków. Mniej lub bardziej silny i w różnym stopniu w katolickiej wierze wytrwały. Były w moim rodzie jednostki takie, które zakasałyby swą szczerą wiarę niejednego biskupa, ale byli też wątpiący, lub wierzący inaczej. Podejrzewam, że pod tym względem moja rodzina nie różni się zbyt wiele od tysięcy innych. A zapamiętałem na wsze czasy swojego „wątpiącego” ojca, który pomimo swych wątpliwości pouczał mnie, iż wiarę przodków, niezależnie od tego, jakie ma się względem niej obecne zapatrywanie, tę wiarę należy szanować. I nikt nie przymusi mnie do tego, abym złorzeczył na chrześcijaństwo i urągał tym, którzy modlą się po katolicku. To sprawa pamięci słów mojego ojca i niejako swoiście pojmowanego przeze mnie honoru.
Gdy tymczasem….
Tymczasem coraz bardziej zaczynam odczuwać dyskomfort z mojego do tego „polskiego katolicyzmu” przywiązania. I nie poczuwam się do winy w tej kwestii. I to zażenowanie nie jest „sprawką” Boga, lecz człowieka, ludzi, którzy do religii i wiary wnoszą zamęt, gniew, bałwochwalstwo, pychę, nieumiarkowanie słów i czynów, to wszystko, co od szacunku do katolicyzmu mnie odpycha.
Owszem, mógłbym sobie powiedzieć: - a co mnie to wszystko obchodzi? Nie zmienię przecież erotycznych zainteresowań polskiego kleru i biskupów, nie jestem w stanie zmienić pychy wielu księży, nie odbiorę im „majbachów”, nie utnę im jęzorów nienawiści. Ale dyskomfort pozostaje.
I tak sobie myślę, że chyba jedyną nicią, która dzisiaj wiąże mnie z katolicką religią jest wyszydzany, wyśmiewany, nie rozumiany choć podążający chyba jedyną, ostatnią już z pozostałych, wyboistą drogą zwykłej miłości do człowieka, papież Franciszek… i kiedy ta nić się zerwie, a przecież tak się kiedyś stanie, to mój rozbrat z katolicyzmem będzie bliższy niż kiedykolwiek. 

[21.11.2016, Dobrzelin]

12 komentarzy:

  1. O polityce nie chcę pisać... bo chcę zostać zdrowa psychicznie.
    A jesli chodzi o to Twoje chorowanie po powrocie do domu, to ja miałam podobnie. To znaczy jak wracałam z kilkudniowych zagranicznych delegacji /które były niesamowicie stresujące/ z z reguły w sobotę budziłam się z ogromna migreną i cały weekend spędzałam nieprzytomna z bólu w łóżku.
    A Ty po prostu jeżdżąc i w ten sposób wykonując bardzo stresującą i odpowiedzialną pracę wiesz, że wtedy nie mozesz sobie pozwolić na najmniejszą nawet niedyspozycję Trzymasz się dzielnie i dopiero jak przekraczasz próg własnego domu opuszczają Cię siły i odporność i dopadają wszystkie możliwe choróbska.
    Dobrze, że czekają na Ciebie kochane i kochające Cię istoty.
    Trzymaj się.!
    Jak będziesz miał siłę to zajrzyj na chwilkę do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod tymi spostrzeżeniami, są wyważone, rozsądne i oddają sens wszystkich normalnie reagujących ludzi bez względu na religijność. Zauważyłam, że im ktoś bardziej kościółkowy, tym mniej Boga w sercu. Może się mylę, ale często jad w ustach katolika budzi zdumienie.
    Przyczyną przeziębień jest stres, a kiedy puszcza, przychodzi kichanie. Stokrotka ma rację.
    Życzę zdrowia, sił i dużo spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do zdrowia, to może masz syndrom podróżnika? Gdy adrenalina trzyma i żyjesz emocjami podróżowania to i zdrowie jest O.K.
    Pozostałe Twoje spostrzeżenia są podobne do moich i tylko nie wiem czy już się bać, co jeszcze może nastąpić, czy śmiać się (chociaż mi niewesoło).
    Paradoksów wszędzie pełno,a czasem strach zabrać głos w jakiejś sprawie, bo niektórzy gotowi skreślić człowieka za kilka własnych zdań lub próbują udowodnić, że tylko wybrani swój rozum mają i znają najprawdziwszą prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż - żyliśmy przez jakiś czas w najweselszym baraku socjalistycznego obozu a teraz przyszło nam żyć w największym Psychiatryku nie tylko Europy ale i zapewne świata.
    Bardzo jestem ciekawa dokąd mnie deportują- byle jednak na zachód od Odry a nie na Wschód od Bugu.
    Masz zupełnie normalne objawy- "na wyjezdzie" zawsze działa adrenalina, w domu następuje odprężenie. Na ból gardła polecam aerozol o nazwie Argentin-T, likwiduje nawet paskudne ropne wykwity, a nie jest antybiotykiem.
    Ewentualnie można też ssać tabletki o nazwie Argentussin- są z tej samej "rodziny".Obydwa preparaty dostępne bez recepty.
    A te skoki temperatur znakomicie ułatwiają wirusom swobodne rozwijanie się.
    Zdrówka Ci życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się czuję deportowana...

    OdpowiedzUsuń
  6. Klik dobry:)
    A może to już ta zaraza się u nas rozlała, o której wspominał pan prezes? ;) :)

    A na poważnie zdrowia życzę i jeszcze raz zdrowia.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyłączam się do życzeń zdrowotnych poprzedniczek. Co do reszty, to nic na to nie poradzimy, że część narodu wybrała najgłupszych spośród siebie ,żeby rządzili wszystkimi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Co do przeziębień, to radzę Ci często brać bardzo dobrą witaminę C, ale nie taką zwykłą, bo ona bardzo szybko jest wydalana z organizmu.
    O wszystkich Twoich spostrzeżeniach na temat sytuacji w Polsce też chciałam napisać na swoim blogu, ale się powstrzymałam, bo doszłam do wniosku, że szkoda moich nerwów.
    Niestety, Polacy połakomili się na 500+ na KAŻDE dziecko i teraz nam wszystkich wychodzi to bokiem. W przyszłym roku zabraknie pieniędzy i co wtedy?
    Miały być niezamykane kopalnie, a tymczasem kopalnia Makoszowy dociągnie jedynie do końca roku, a potem zostanie zlikwidowana. Za nią pójdą inne kopalnie. Dziwne, ale jakoś nie szkoda mi górników...
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdzie jesteś Autorze tego Wspaniałego Bloga?
    Odezwij się.
    Bo tu nie tylko ja za Tobą tęsknię.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie bedzie mnie dwa tygodnie

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, że się ,,odmeldowałeś'', bo juz się martwiłam nieco...

    OdpowiedzUsuń
  12. Z okazji Bożego Narodzenia, życzę Ci Andrzeju, by spełniło się wszystko co sam sobie wymarzyłeś. Do zobaczenia w nowym roku.

    OdpowiedzUsuń