ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 listopada 2016

W DALSZĄ DROGĘ

Zatem po dwóch jestem podróżach.
Kilometry uśmiechnęły się do mnie na brukselskim lotnisku cargo pod Mechelen. Z trzema paletami zawierającymi wyciąg liści oliwek (towar z Chin!) mam kurs do Chambery. Będzie tego 760 kilometrów plus stupięćdziesięciokilometrowy dojazd. 
Droga prowadzi przez Luksemburg (wciąż najtańsze tam dieslowskie paliwo - jakieś 3,80 na złotówki), a następnie Metz, Nancy i dalej, powyżej Loynu, do podalpejskiego Chambery.
W Chambery byłem już raz, lecz podjeżdżałem tam inną trasą. Ta jest mniej uczęszczana, ale ciekawsza. Szkoda tylko, że przemierzam ją nocą, bo to i z widoczków nici, i mgła przeraźliwa urągać zaczyna ciemności, a jak się w mgle jedzie nocą, każdy kierowca wie. Na jakieś 16-20 kilometrów przed celem czeka mnie niespodzianka. 1,5-kilometrowy tunel zablokowany i - specjalność Francuzów: marna informacja na temat objazdu, a drogi są dwie, w przysłowiową prawą i lewą stroną. Od czego jest solidarność kierowców. Jadę za francuska ciężarówką i w miejscu gdzie droga urywa się nagle, Francuz robi kółko i daje mi znać sygnałem, aby podążać za nim. Robię tak i obaj wspinamy się przez strome góry, gdzie serpentyny i „agrafki”. Jest głucha, mglista noc i na domiar złego, spaliła mi się jedna z żarówek. Widzę połowę i tak źle widocznej drogi. Na jednym z zakrętów, a droga prowadzi nas w dół, napotykamy polskiego busiarza, który źle obliczył kąt podjazdu dla swego autka i zatrzymał się po wewnętrznej stronie drogi. Jak przejedziemy, zapewne wycofa swoje auto i spróbuje jeszcze raz zmieścić się w zakręcie, a będzie trudno, bo ma pod stromą górę. Zdarza się.
Dojeżdżam bezpiecznie pod zakład produkujący zdrową żywność (domyślam się po napisie na szyldzie). Mam ponad dwie godziny snu przed sobą. Zmianę żarówki pozostawiam sobie na rano.
Po przebudzeniu: jest już niemal jasno - zmieniam żarówkę i podjeżdżam pod wyładunek. Z firmy zaopatruję się też w zwykłą wodę - przyda się na dalszą drogę. W oczekiwaniu na kolejny kurs podjeżdżam pod satelickie miasteczko Chambery, gdzie znajduję pocztę i wysyłam służbowy list z dokumentami podróży do kraju. Tankuje też autko, zauważam Donalda, przystaję, chwytam na godzinkę internetowe łącze i mam już zdrzemnąć się z godzinkę, kiedy otrzymuję sms-em wezwanie na podjazd za Lyon, na parking przy autostradzie A42, biegnącej od Genewy. Tam czekać na mnie będzie TIR (przeładunek), z którego mam wziąć trzy palety na Hiszpanię. Do miejsca przeładunku mam w sumie jakieś 200 kilometrów, a drogi wokół Lyonu obfitują w miasteczka i wioski, przez które przejeżdża się wolno, więc docieram na miejsce bardzo późnym popołudniem. Sporo czasu zajmuje nam przeładunek. Pierwsze miejsce przeznaczenia - Barcelona; drugie - jakaś miejscowość za Madrytem w stronę Portugalii. Do pierwszego rozładunku, w Barcelonie mam 860 kilometrów, a najgorsze jest to, że wyznaczono mi konkretną godziną rozładunku, tj. pomiędzy 5 a 6 rano, a tu pod Lyonem jak zwykle korek o tej porze i przez godzinę przejeżdża się co najwyżej 20 kilometrów, a za Beziers, w stronę Perpignan i granicy z Hiszpanią, zwyczajowy objazd, również źle oznakowany.
Wreszcie dojeżdżam do granicy w Le Pethrus. Druga w nocy.

[05.11.2016, Villanueva La Serena, w Hiszpanii]

4 komentarze:

  1. Niełtwtwy to fach, bycie kierowcą ciężarówki. Tym bardziej podziwiam i życzę pomyślności w drodze.
    ps. zazdroszczę bycia w Hiszpanii i Portugali (tej szczególnie).
    Szerokości!

    OdpowiedzUsuń
  2. ... do Portugalii mam jeszcze trochę kilometrów i nie wiem, czy tam zawitam... dziękuję za życzenia... a kiedy nowy wpis u Ciebie??
    pozdrawiam z wietrznej, ale ciepłej Hiszpanii

    OdpowiedzUsuń
  3. Mgła i kręte drogi plus objazdy z niewiadomą to niedobry koktajl...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam te wpisy z zainteresowaniem, ponieważ to takie ciekawe reportaże z trasy życia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń