CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 września 2021

KAWIARENKA. ROZDZIAŁ 18. PIANINO.

 


ROZDZIAŁ 18. PIANINO

(z którego dowiemy się jakie zasługi położył pan doktor Koteńko w pozyskaniu dla kawiarni pianina; będzie w nim również mowa o prześwietnej obywatelce Różanowa, pani Eleonorze - sędziwej darczyńczyni.)


- Jak to się panu udało, doktorze? – Adam wciąż nie mógł uwierzyć, choć przecież od pani Zofii dużo wcześniej wiedział już o tym pianinie.

Doktor Koteńko w odpowiedzi ramionami wzruszył, tak jakby żadnej swojej zasługi względem rzeczonego nie widział.

Kawiarennik nie mógł nie kontynuować wątku. Zaraz też przyniósł kawę z ptysiami, które pani Rybotycka specjalnie dla pana doktora zrobiła; a krem był w nich pierwszorzędny z posmakiem wanilii, nie za słodki, o solidnej konsystencji i jakże przepięknie rozpuszczający się w ustach… a ciasto… rumiane, chrupiutkie, lecz nie łamliwe – palce lizać.

- Niechże pan powie – nalegał gospodarz.

Rad nie rad doktor Koteńko, przymuszony pysznościami do odpowiedzi, postanowił sprostać ciekawości Adama.

- Bo to było tak… babcia Leonia, zna pan tę wielce szanowaną w mieście rodzinę o arystokratycznych korzeniach… jej stryj to bardzo porządny był obywatel, stryj Benedykt… w odróżnieniu od jej dziadka, który fortunę z kilku wiosek przed wojną przetrawił, ladaco, na romansowe podróże po Europie… babcia Leonia osiemdziesiątki dobiega, więc w tym sędziwym wieku, pan wie, starość, nie radość, imają się choroby różne, właściwe dla podeszłego wieku. No cóż, panie Adamie, od lat trzydziestu jestem jej lekarzem i musi mi pan na słowo wierzyć, że znam jej organizm, lepiej od własnego. Nie powiem, na szczęście kobieta roztropny tryb życia prowadząc, słucha się moich rad jak dobrze wychowane dziecko, więc te jej dolegliwości, które przecież i młodemu się zdarzają, łatwo zwalczyć…

Kawiarennik słuchał zniecierpliwiony, lecz przerwać nie potrafił.

- Staram się bywać u babci Leonii przynajmniej raz na dwa tygodnie. No, niech pan policzy, ile tych odwiedzin było przez tych trzydzieści lat. W tym miejscu koniecznie muszę nadmienić, że nie tylko z poradą zachodziłem do jej domostwa… nie tylko. Babcia Leonia posiadała bowiem stare, lecz nadzwyczaj strojące się czeskie pianino Petrofa, na którym ćwiczyła różne kawałki. W jej domu słuchano muzyki, grano i śpiewano. Wiem, o czym pan myśli, panie Adamie. Tak, tak, spędzałem u niej sporo czasu słuchając muzyki z jej płyt, których miała multum, ale nade wszystko babcia Leonia pozwalała mi grać. Musi mnie pan zrozumieć... ja mam taką słabość do muzyki. Co za odprężenie! Jaka radość po długich godzinach pracy. Już pewien czas temu babcia Leonia sugerowała, abym wziął sobie te pianino, bo jej już ciężko do niego zasiadać, mylą jej się palce, słowem, mnie bardziej się przyda. Odmawiałem, bo przecież i tak niemal zawsze, kiedy do niej zachodzę, mogę sobie Schuberta, Schumana czy Chopina zagrać. I tak się schodziło aż do czasu, kiedy napomknąłem o kawiarence. Mówi wtedy, że jeśli taka moja wola, niech pianino znajdzie dla siebie to zacne miejsce, a ona czasami, i w tym miejscu widzi moją rolę, do kawiarenki wpadnie z wizytą, aby się przekonać, czy powiadam prawdę o atmosferze tutaj panującej. Tak też się stało. powiedziała, abym nie zwlekał dłużej, bo ona chciałaby w jasny dzień majowy w kawiarence posłuchać muzyki ze swego pianina. Ot i wszystko, co do powiedzenia miałem.

- I tak bez ceregieli, na słowo panu zawierzyła i mnie, którego nie zna, zaufała. Nie żal jej rozstania?

- Panie Adamie, ja myślę, że uradowała się, że jej rodzinne pianino służyć będzie innym, co muzykę kochają. Samotna jest, ma dochodzącą opiekunkę, czasami rodzina dojrzy, nie powiem, choć rodzina daleko, dba o starowinkę, a i sąsiedzi często u niej bywają… do czego zmierzam… w jej wieku inaczej się o świecie myśli, zna się własne możliwości i większe przywiązanie ma się do wspomnień, mniejsze do przedmiotów, a radość czerpie się z obdarowywania innych.

Kawiarennika oblicze zafrasowało się nie na żarty, a w jego uśmiechu pojawił się błysk, jakiś zew, imperatyw, który motywował go do czynu.

- Ja muszę, panie doktorze, muszę koniecznie odwiedzić tę panią, zanim jeszcze zostanie faktycznym i honorowym gościem kawiarenki, i pan mi w tym pomoże, zgoda?

    Pianino zajęło poczesne miejsce na sali, przez co należało zawęzić przestrzeń między stolikami, lecz dzięki przestrzennej wyobraźni Marii wydawało się, że nie utracono ani piędzi miejsca. Już dnia następnego pan Adam z kwiatami, ciasteczkami pani Rybotyckiej i likierem ziołowym na miodzie (co może służyć jako lekarstwo) udał się do babci Leonii z doktorem Koteńko, aby podziękować za łaskawość i do kawiarenki ją zaprosić.

    W kawiarence natomiast Maria osadzała na ścianie tuż nad pianinem etykietkę z napisem „Dar od Pani Eleonory Wiśniewskiej”.


[05.09.2021, Toruń]


2 komentarze:

  1. Gry na pianinie uczyłyśmy się z siostrą, ale niewiele z tego zostało. Później matka moja na lekcje muzyki prowadzała mojego syna, skutek był równie marny. Ale w kawiarni czy innym podobnym miejscu, dobry instrument, to bardzo przydatna rzecz. Gdyby nie to, że od 5 lat nie opuszczam mieszkania, to chętnie spędziłabym godzinkę słuchając muzyki na żywo, a nie z laptopa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również mam za sobą bardzo krótki epizod muzyczny. Uczyłem się grać na pianinie. Byłem chyba na dwóch lekcjach. Kiedy miałem grać na dwie ręce - zrezygnowałem. Oczywiście nie przeszkodziło mi to w słuchaniu muzyki, nie tylko rozrywkowej.
      Mam to szczęście, że na osiedlu, na którym obecnie mieszkam, w bloku naprzeciwko (nie są na tym osiedlu duże odległości pomiędzy blokami) jakaś dziewczyna - 15-latka grywa całkiem dobre na pianinie. Mimo że nie jest to gra doskonała, to ta dziewczyna swoim graniem sprawia mi przyjemność.... pozdrawiam

      Usuń