ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 września 2021

OPOWIEŚCI PROFESORA TUTKI

 


Jerzy Szaniawski


    Nie będzie w tym przesady, co napiszę, że lektura opowieści Profesora Tutki Jerzego Szaniawskiego dała mi pewien asumpt do stworzenia przeze mnie kawiarnianych opowieści. U Szaniawskiego zbiera się w kawiarni grupa znajomych, którzy przy herbatce, kawie, ciasteczku lub nawet lampce wina prowadzą wdzięczne i ciekawe rozmowy, a wyróżnia się w nich Profesor Tutka, który przytacza interesującą opowieść ze swojego życia. Po jej zakończeniu pora jest na niejaki morał, finalizujący opowieść będącą swego rodzaju przypowieścią. Nie ukrywam, że podoba mi się narracja Szaniawskiego, świat przedstawiony jest tu i niesamowity, i bajeczny, trudno odnaleźć w nim czasową realność. Tematy rozważań Tutki są różne, w jego opowieściach można dostrzec trącący myszką staroświecki klimat, co jednak zaciekawia bardziej, aniżeli odpycha od tego pogodnego języka autora "Dwóch teatrów" obdarzonego specyficznym, często występującym na pograniczu surrealizmu humorem.

    Wydawało mi się, że wprowadzenie podobnej, choć nie identycznej atmosfery pogody ducha, zaproponowanie postaci, które świetnie się z sobą komunikują może zachęcić nie tylko czytelnika do poświęcenia drogocennego czasu, ale też pobudzić mnie, autora, do kompilowania kolejnych opowieści.

    Mimo wszystko sądzę, że opowieści Jerzego Szaniawskiego, w których dominującą postacią jest Profesor Tutka, są nie do podrobienia, a ja, często przed zaśnięciem czytuję sobie te miniaturki z pełną satysfakcją.

    Poniżej jedna z opowieści Jerzego Szaniawskiego...

Przeczucie Profesora Tutki

    Rozmawiano o różnych dziwach, z których człowiek nie może zdać sobie dokładnie sprawy i dobrze tego wytłumaczyć: o snach proroczych, o tajemniczych znakach ostrzegawczych, o przeczuciach. Dawano wiele przykładów. Sędzia, człowiek trzeźwy, jak sam o sobie mówił, twierdził, że miał przeczucie, aby nie jechać nocnym pociągiem. Nie pojechał i zrobił dobrze: pociąg ten się wykoleił. Mecenas miał raz sen, że chce go zamordować klient: i rano przegrał sprawę. Doktor twierdził, że w ogóle nie wierzy w przeczucia i nie dawał przykładów. Ale rejent opowiedział o swej babce, że kiedy miała dziewięćdziesiąt siedem lat i była najzupełniej zdrowa, powiedziała do otoczenia, że wkrótce umrze. Żyła jeszcze dwa lata, ale umarła. Rodzina wtedy zaczęła przypominać, co babka sobie przepowiedziała.

    Profesor Tutka słuchał, a potem opowiedział wypadek ze swego życia.

Miałem niegdyś po raz pierwszy lecieć samolotem, żeby znaleźć się w mieście portowym nad Adriatykiem i stamtąd udać się statkiem w dalszą podróż. Tego dnia, w którym miałem wsiąść do samolotu, czułem się nieswojo: nie mogę i teraz określić dlaczego, ale czułem, najwyraźniej czułem, że spotka mnie jakieś nieszczęście. Jednak postanowiłem nie ulegać nerwom, karciłem się w myśli, odrzuciłem wahania — jechać czy nie jechać. Wreszcie samolot ze mną odleciał. Gdy maszyna spadała jak w przepaść, myślałem sobie: «Przepadłem! To już mój koniec». Ale sąsiad, stary wilk powietrzny, śmiał się z nowicjusza i mówił mi, że to są zwykłe przyjemności jazdy samolotem. Gdy uspokojony spytałem go, czy dawno lata, odpowiedział mi, że leci już po raz drugi w życiu.

    Dolecieliśmy bez wypadku na lotnisko w mieście portowym. Byłem naprawdę zadowolony. Wykąpałem się w hotelu i wyszedłem na miasto. Kpiłem ze wszelkich przeczuć, ośmieszałem się przed sobą samym. Wesoły, radosny, przechadzałem się po ulicach miasta, zachwycałem domami oplecionymi glicynią, a wszystkie młode dziewczęta wydawały mi się pociągające. Pamiętam jeszcze, iż rzuciłem do skrzynki pocztowej kartkę dla ukochanej w kraju, do której. napisałem: «wszystkie me myśli są tylko przy tobie», i wstąpiłem do jakiegoś sklepu, gdyż zobaczyłem na wystawie drobiazg, potrzebny mi do dalszej podróży. Sięgnąłem do kieszeni, aby kupcowi zapłacić — nie ma pugilaresu... Szukam jeszcze po innych kieszeniach — nie ma. Okradziono mnie!

    Proszę sobie wyobrazić — mówił Profesor Tutka — co to znaczy znaleźć się w obcym kraju, w obcym mieście, bez pieniędzy, bez dokumentów, bez biletu na statek, który miał mnie zawieźć dalej. To trzeba nazwać katastrofą. Byłem tym, kim byłby sędzia, gdyby pojechał tym nocnym pociągiem, którym nie pojechał: to jest, stałem się człowiekiem wykolejonym. Powiem więcej: byłem zdruzgotany!

    Profesor Tutka przestał mówić i siedział zamyślony, jakby przeżywał wypadek, który spotkał go niegdyś nad Adriatykiem.

    Wreszcie sędzia spytał, jak sobie Profesor Tutka dał radę, będąc w takiej sytuacji, w obcym kraju, w obcym mieście, bez pugilaresu?

Ano cóż miałem robić?... — odpowiedział Profesor Tutka. — Wróciłem zgnębiony do hotelu.

Czy był w tym mieście nasz konsulat, który panu pomógł?—spytał mecenas.

Nawet nie wiem. Gdy wszedłem do swego pokoju, zobaczyłem pugilares na stole. Wychodząc na miasto, po prostu zapomniałem go zabrać.

Czy pan zakpił w tej chwili z nas, czy z przeczucia? — spytał jeden z panów.

W każdym razie nie z przeczucia. Przeczucie mówiło prawdę: spotkała mnie katastrofa. Tylko, że wyszedłem z niej cało.


[07.09.2021, Toruń]

2 komentarze:

  1. Kiedyś też sobie czytałam opowieści profesora Tutki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach taka lektura jest lekiem jeśli nie na całe zło, to przynajmniej na jego część...

      Usuń