ROZDZIAŁ 19. NOC GWIAŹDZISTA I BAŚNIOWA
(podczas której odbywa się w kawiarence impreza poświęcona wydaniu pierwszego numeru czasopisma "Nasz Głos")
Radca Krach rozlokowywał gości i w międzyczasie odbierał gratulacje, choć te należały się głównie redaktorowi Pokorskiemu, który dopilnował, aby pierwszy numer pisma ukazał się w określonym terminie. Prawdę powiedziawszy, pan redaktor siedzący z małżonką przy tym samym stoliku co państwo Koteńkowie, co i rusz narażony był na wymianę pogodnych zdań z tymi, którzy zechcieli złożyć naczelnemu wdzięczne wyrazy uszanowania. Pośród nich byli tacy, co redaktora lepiej albo gorzej, ale jednak znali i skorzystali z okazji, aby tę znajomość sobie przypomnieć; byli to także goście, którzy do kawiarenki po raz pierwszy zawitali skuszeni informacją, że w najkrótszą na tym świecie noc podwoje kawiarni otwierają się za połowę ceny wszelkiego kawiarnianego dobra, a nadto atrakcją kupałowego święta miało być puszczanie w plenerze ogrodu filmów o prastarych słowiańskich, przedchrześcijańskich obyczajach. Amatorzy filmowych przedstawień przybyli tłumnie, aż miejsc siedzących brakło i trzeba było skąd nie bądź krzesełka dostawiać.
A pośród słów, jakie do redaktora Pokorskiego kierowano, były takie:
- Bardzo dobrze pan zrobił, żeś odszedł od tego dziennika…
- Przeczytałam cały numer, panie Pokorski i jestem zbudowana szerokim spojrzeniem. Oby tak dalej…
- Czy dwutygodnik, to nie za rzadko? Tylu ma pan świetnych redaktorów przecież…
- Jak się panu udało naszego wspaniałego doktora namówić na pisanie?...
- Popieram umieszczanie faktów politycznych, a nie zajadłe ich komentowanie, a z drugiej strony to miłe, że proponuje pan zamieszczanie wypowiedzi zrównoważonych czytelników…
- Dziękuję, że o religii pan nie zapomniał…
- gdzie jak gdzie, ale w kawiarni to pismo zawsze powinno być dostępne, łącznie z archiwum numerów poprzednich…
- To mówi pan, że już od lipca hipoterapia w Ciżemkach?
- Nareszcie gazeta jakiej nam trzeba. Do tego najtańsze ogłoszenia. Życzę sukcesów…
Dawno już nie widziano tak osobliwie pogodnego oblicza pana redaktora, który jeszcze parę miesięcy temu przedstawiał się w opłakanym stanie. Cóż, wyrzucenie z pracy do przyjemności nie należy, zwłaszcza ze żona, skromna księgowa, nie zarabiała wiele, a kiedy ma się dzieci w wieku gimnazjalnym… co tu więcej mówić.
Pani Pokorska początkowo nie wierzyła w powodzenie przedsięwzięcia, choć wdzięczna była panu radcy za projekt, a panu Adamowi za doraźne wsparcie finansowe. Kiedy jednak na biurku męża pojawiła się prawdziwa sterta wydrukowanych tekstów, uwierzyła w moc odmiany życia, stojąc odtąd na straży „Naszego Głosu” finansów, obliczając koszty i starannie szacując spodziewane wpływy. Ze zdumieniem doszła do wniosku, że premierowy numer pisma, wobec rezygnacji z tantiem dla piszących, specjalnej zniżki za wydruk, może być opłacalny, zwłaszcza że, jak się okazało, nie doszacowała wielkości sprzedaży. Sądziła bowiem, że należy się liczyć z tym, że około 30 % nakładu pójdzie na przemiał. Tymczasem w punktach, które podjęły się kolportażu, zostały pojedyncze egzemplarze pisma. A jeśli przyjdzie doliczyć wpływy za ogłoszenia, które zawsze motorem są dobrej kondycji pisma (tych w pierwszym numerze, nie ma się czemu dziwić, było jak na lekarstwo), „Nasz Głos” może przynosić zyski.
Na zebraniu redakcyjnym zorganizowanym jeszcze przed wydaniem pierwszego numeru wszyscy piszący, jak jeden mąż, zrzekli się wynagrodzeń autorskich na rzecz pomyślności przedsięwzięcia.
- To całkiem normalne - wypowiedziała się pani Koteńkowa - albowiem każdy z nas, oprócz młodzieży, posiada stały dochód, więc nie jesteśmy w bezwzględnej potrzebie czerpania zysków z redakcyjnych kawałków. Kiedy nasze pismo się rozwinie, to co innego.
Natenczas przedstawiciel młodzieży zapewnił, że:
- Traktujemy nasz udział w redagowaniu pisma jako zaszczyt i możliwość wypowiedzenia się z innymi, a też, trudno nie wspomnieć o tym, nasz udział w piśmie to także promowanie nas i naszej sprawy.
Kawiarennik z kolei dodał, ze gdyby ktoś z piszących znalazł się w finansowej potrzebie, wtedy uzasadnione się wydaje za artykuł zapłacić według zwyczajowo przyjętej stawki.
Redaktor Pokorski z kolei podziękował wszystkim piszącym, którzy potraktowali swoją pracę na tyle poważnie, że korekt redaktorskich było zdecydowanie mniej niż mógłby się spodziewać. Dodał również, że aby postąpić krok naprzód z rozpropagowaniem pisma on, jako naczelny, będzie do okazyjnej współpracy zapraszał do pisania artykułów przez innych dziennikarzy, bądź też specjalistów z innych profesji, i tym godzi się za swą dziennikarską twórczość zapłacić.
Radca Krach, którego powszechnie uznano za ojca chrzestnego przedsięwzięcia (gdy zabrał, głos, powitano go oklaskami na stojąco), w podsumowaniu dyskusji, podczas której nie tylko wiele jeszcze innych słów padło, ale i kawy a herbaty wypito szklanic a szklanic, powiedział, że „Nasz Głos” nie jest jedynie kawiarenkowiczów pismem, lecz nade wszystko staje się naszym sposobem myślenia, filozofia, stanem umysłu, który niech się pomyślnie rozwija pod wodzą naczelnego redaktora, któremu, jak i pozostałym, „niech zapału do pracy nigdy nie zabraknie”.
I w końcu pani Zofia Koteńko odczytała z wdziękiem listę autorów pierwszego numeru pisma. Przy okazji każdego z redaktorów ośmieliła się obdarzyć wymieniony artykuł zwięzłym komentarzem, gdyż prócz naczelnego i jej samej pełnego zestawu autorów dziewiczego wydania nikt nie znał. Wymieniła zatem:
- wstępniak naczelnego, w którym redaktor Pokorski objaśnia motywy powstania pisma wraz z planami na przyszłość;
- Starego Pisarza opowiadanie wraz z kącikiem literackim, do którego będzie zapraszał chętnych i zmotywowanych do uprawy własnego literackiego ogródka;
- radcy Kracha artykuł o nowych gościach Ciżemek i tego konsekwencjach;
- inżyniera Beka pomysły kulinarne;
- mecenasa Szydełki prawne podpowiedzi - wstępnie cenne rozróżnienie o kodeksach i o tym w jaki sposób pozew napisać, względnie o poradę adwokata prosić;
- kawiarenkowej pani Marii wyznania o trudzie wychowania najmłodszych szkrabów z konkretnymi poradami jakich jej udzielono;
- zbiorowy artykuł młodych a gniewnych licealistów, którzy na pierwszy ogień postanowili poddać rzeczowej krytyce nowy film rodzimej produkcji oraz cenne uwagi na temat paru najnowszych płyt muzycznych umieścić;
- doktora Koteńki dwa artykuły: jeden o nokturnach Chopina, a drugi - zwiastujący cykl medyczny pod wspólnym tytułem: „jak nie dać się zwieść chorobie?”;
- pani Koteńkowej artykuł o polskiej mowie zaśmiecanej przez język plugawy;
- zbiorowy artykuł pań: Szydełko, Krach, Bek, Adamiec i Rosolskiej (dwie ostatnie to pierwszych trzech serdeczne przyjaciółki) o modzie, fotografii, rodzinie i zwierzątkach domowych;
- sióstr zakonnych zaproszenie do cyklu pod wielce znaczącym tytułem: „Wierzysz, nie wierzysz, przeczytaj”
- i wreszcie po raz kolejny pani Koteńkowa wraz z Adamem, kawiarenki właścicielem - felietony: pierwszy o świecie kupały; drugi: o zaangażowaniu społecznym
Oprócz wymienionych pani Koteńkowa nie omieszkała dodać, że redaktor naczelny dokonał zbioru najświeższych lokalnych informacji, opracował regulamin zamieszczania ogłoszeń i reklam, tudzież zachęcił wszystkich czytających do współpracy. Ponadto pani Zosia kazała towarzystwu zwrócić uwagę na graficzny kształt pisma oraz dwa rysunkowe szkice: jeden umieszczony w kontekście Ciżemkowych atrakcji a drugi będący ilustracją do opowiadania starego pisarza.
- To dzieło mojej niedawnej uczennicy, dziś studentki akademii sztuk pięknych - wyjaśniła pani Zosia. - Jestem bardzo wdzięczna, że przyjęła zaproszenie do współpracy z pismem, gdyż, przyznaję, to mój upór to sprawił, zdecydowałam, aby nasze pisemko w dużej części operowało rysunkiem, rzeczywistym obrazem, nie tylko typowym zdjęciem.
Tak było na słynnym redakcyjnym zebraniu.
A dzisiaj, kiedy redaktor Pokorski odbierał uszanowania i zbliżała się północ najkrótszej na tej długości świata nocy, puszczono zebranym gościom filmy.
A noc była piękna, chłodna, gwiaździsta i baśniowa.
[20.09.2021, Toruń]
Takie pismo to wydarzenie kulturalne, a nie tylko dwutygodnik!
OdpowiedzUsuń