WŁADYSŁAW BRONIEWSKI - ANKA
Aniu, mówię na głos, ale cichutko, bo tak mi lepiej,
żeby się myśl najczulsza nie umknęła,
Aniu, już prawie rok idę, jak idą ślepi,
za tobą, któraś mi się umknęła.
Mówię na głos cichutko, cichuteńko,
żeby Ewa nie usłyszała:
stąd bliziutko, zamknięte okienko,
mogę przysiąc, że nie będzie słyszała.
Aniu, my stąd, z Juraty,
wybieraliśmy się Rzeką Wisłą
w światy, a może w Zaświaty,
no i nic z tego nie wyszło.
Anulu! Od kiedy ciebie nie ma,
podjąłem tym groźniej, tym śmielej
poemat,
z którego będzie Wesele!
Na naszej ziemi nie będzie Hiroszimy,
będą tańczyły topole i wierzby,
płockiej zimy my się nie boimy:
popłyną płockie jesienne zmierzchy.
O tej Wiśle ja nie powiedziałem
tobie tego, corn pragnął,
ale wierz mi, że naręczem calem
tobie wiersz by się ugiął i nagnął,
tobie będą sprawy się działy,
ty byłaś dla nich,
tobie będą słowiki śpiewały
w każdych doznaniach.
Zawsze pierwsza, choć nieżyjąca,
choć taka na pozór daleka,
jedyna spośród tysiąca -
a ojciec czeka...
[11.06.2023, Toruń]
Przepiękny...I przeraźliwie smutny wiersz.
OdpowiedzUsuńStokrotka