CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 czerwca 2023

OPOWIEŚĆ SENTYMENTALNA (2)

 


2.

    Obrałem te ziemniaki, a on zrobił cały obiad według swojego pomysłu: jakieś wieprzowe mięso w pachnącym borowikami sosie, kapusta taka i taka, „moje” ziemniaki, zupa jarzynowa na kościach z ryżem. Trzeba w tym miejscu dodać, że kim jak kim, ale Artur był wspaniałym kucharzem i podobnie jak mój ojciec potrafił ugotować coś smacznego z niczego; także nawet w tym przypadku narzekał, że kupiłem za dużo mięsa, że można było taniej, ale zaraz potem podsumował, że może to i lepiej, bo starczy na jutro. No i posiłek mieliśmy świetny, lecz ja cały czas myślałem o tym, jak długa będzie u brata ta przerwa w piciu; i tak mi się wydawało, że abstynencja trwa długo i Bóg jeden wie, co z sobą przyniesie. Zatem po konsumpcji zdziwiłem się, bo to Artur zagadnął mnie o to picie, a tak zaczął, że szczerze się wzruszyłem.

- Ja już ledwie wytrzymuję – mówił – stąd wniosek, że powinieneś mi dać co do roboty albo żebyśmy wspominali nasze dawne czasy, to zawsze jakąś mi przyniesie ulgę… wiesz, nie chciałbym zacząć od nowa, ale jeśli już zacznę pić, to trzymaj mnie z dala od wódki, oszukuj słabszym piwem i pamiętaj, co najwyżej po jednej butelce do głównego posiłku, bracie, możesz to zrobić.

    Owszem, mogłem i żal mi się zrobiło tych jego drżących dłoni, które próbował ukryć przed moim wzrokiem, aż tu nagle stukanie do drzwi, podchodzę, otwieram, a tu trzy kobiety, jedna starsza, dwie przed czternastymi urodzinami pewnie; wprowadzam do środka, do największego pokoju, gdzie mocarny, dębowy, czarny stół stoi. Rozsiadły się wokół niego.

- Przyprowadziłam z sobą te dwie dziewczynki – tu wskazała na jedną, potem drugą – Basia, ta moja jest, a druga to siostry mojej Marcelina, obie chciałby się poduczyć w malowaniu, bo myślą sobie do akademii malarskiej się udać po liceum. I kiedy się od państwa Młyńskich dowiedziałam, że pan się przeniósł na swoje, od razu pomyślałam, że mógłby pan zwrócić na nie uwagę i pomóc…

- A do liceum plastycznego nie idą? Wypadałoby.

- Oj, świetne mamy tu liceum w mieście. Gdzież tam je w tak daleki świat posyłać?! A pan, sławny przecie i tuż pod ręką.

- Sęk w tym, że na emeryturze od stycznia.

- Toć przyda się panu grosz jaki. Ja to, panie, Roszewska jestem, oj, zna mnie pan, pana rodziców znałam, świeć Panie nad ich duszami. Ja może niebogata, ale siostra niczego sobie, obie dzieci nasze w jeden czas urodziły, a we wcale niemłodym wieku – ja miałam trzydzieści siedem, siostra bez mała czterdzieści, ale mówią, że ze starych matek potomstwo mądre i uczone i one, panie Adamie, do sztuki uzdolnione. A i biologię kochają, jakby się z jednej matki rodziły. Powiedzcie śmiało, chcecie przychodzić na lekcje do pana?

Obie dziewczyny przytaknęły.

Spodobały mi się. Wyglądały na pilne i obie jak od jednej matki – podobne, bliźniaczki czy co pomyślałem i w końcu umówiliśmy się na trzeciego maja, i na to, co mają przynieść z sobą, ustaliłem, że kartony, ołówek, węgiel, niech szkicują najpierw. Wyglądałem za nimi, kiedy szły wąską ścieżką pomiędzy ogródkami, a potem dalej, jeszcze węższą idącą tuż przy stawie.

- Tego nie wiedziałem – odezwał się Artur – że nauczałeś rysunku i malarstwa w szkole. Myślałem, że tylko literatury.

- Bo też tylko literatury uczyłem, a sztuka to taki dodatek. Prowadziłem kółko. Zawsze uważałem, że, w szkole powinno się uczyć plastyki, muzyki, tańca i śpiewu… przynajmniej na bazie chóru i ogłady.

- Ogłady? A cóż to za przedmiot? - zapytał.

- Umiejętności zachowania się w towarzystwie, takiej etyki na co dzień.

- Braciszku, jaki ty jesteś mądry – usłyszałem od niego i wybuchnąłem śmiechem.

- Mądry? A tyś to nie grał na instrumentach? nie potrafiłeś zreperować roweru, motocykla, nie wymyślałeś rozmaitych zabaw, kiedyśmy byli małymi brzdącami? A wiesz, co mi się przypomniało – kontynuowałem – byliśmy kiedyś na mszy w kościele, jak raz Wielkanoc była, matki dały nam po pięć złotych na tacę, tłum był wielki, a nowy wikary nie radził sobie z przechodzeniem pomiędzy ławkami i szpalerami osób stojących pomiędzy dwoma rzędami ław. Nie zdołałem rzucić na tacę swego piątaka, a tyś to zrobił, pognałeś za księdzem, który już wyszedł z diakonem na zewnątrz kościoła, bo tłum był wielki, w ogóle ludzi więcej wtedy do kościoła chodziło. Udało ci się i kiedy wróciłeś do miejsca, gdzieśmy stali i siedzieli z naszymi rodzicami, moja matka spojrzała na mnie z takim wyrazem twarzy, jakbym zrobił co złego.

- Dzisiaj nie chciałoby mi się tak gnać za księdzem, a w dodatku tracić kasę.

[…]


[11.06.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz