KONWERSACJA NIEZROZUMIAŁA
Wezbrane fale ciężkich, niskich nocnych chmur zgotowały ulewę, a sążniste podmuchy wiatru nagle odcięły nas od elektryczności. Psy wpuszczono wcześniej do sieni – wtuliły się w swoje gorące i drżące ciała, przywierając do zamkniętych drzwi. Cała rodzina skupiła się w największym pokoju, gdzie przyjmowano od święta gości, a w dniach powszednich schodzono na obiad. W tym pomieszczeniu kluczowym miejscem był kominek, w którym palono, głównie w dni chłodne i pochmurne. Tego dnia, parnego i ciepłego, rozpalono ogień w kominku raczej dla zabawy i poprawy nastroju. Po nagłym wyłączeniu prądu okazało się, że płonące na ruszcie sosnowe polana jako jedyne ogniska dostarczały niezbędnej w takich okolicznościach jasności. Burza narastała i trzeba było wziąć w karby młodzież, zająć ją jakim dobrym a pożytecznym słowem, aby gromy z błyskawicami wydawały się mniej groźne.
Każda rzecz przykra ma swój kres (oby!!!) i jeszcze tej nocy, choć wypadałoby powiedzieć – wczesnym rankiem, otwarto okna, a ja z gospodarzem siedliska obeszliśmy zagrodę, zaglądając we wszystkie te miejsca, gdzie przebywały udomowione stworzenia. Poza spadłymi fragmentami gałęzi z pobliskich drzew nie odnotowaliśmy strat po przejściu nawałnicy i wróciliśmy do domu.
Przed późnym tego dnia snem, przy tlących się jeszcze polanach w kominku, przy lampce wina zapytałem gospodarza, czy moja obecność nie staje się dokuczliwa i czy nie zakłóca porządku dnia i spraw domowych.
Zdziwił się, skąd u mnie ten nagły niepokój i zapewnił, że mogę zostać tak długo, jak będę chciał. Odpowiedziałem, że coraz częściej miewam sny niespokojne, nawet podczas krótkich popołudniowych drzemek i w tych snach niepokój przeradza się w strach przed nieznanym, smutek w agresję, a jasne spojrzenie w beznadzieję.
Nie wiem dlaczego, ale w końcu to powiedziałem:
- Zniszczę, spalę wszystko, co łączyło mnie z przeszłym moim życiem. Boże, jak chciałbym stamtąd uciec i zburzyć za sobą mosty.
- Rozumiem cię i spróbujemy, aby było ci u nas dobrze – zareagował.
Poczułem się wasalem, zdającym się na łaskę i niełaskę seniora, biorącego mnie w opiekę, ale też będącego władnym dostosować moje nowe życie do swoich potrzeb.
_ Będzie ci dobrze z nami, uwierz – dodał.
- Będę potrzebował dużo papieru – stwierdziłem, myśląc o tym, że chciałbym opisać to, co we mnie płonęło i powstawało na nowo jak feniks.
Nasza rozmowa, która toczyła się jeszcze z godzinę była jedną z najmniej zrozumiałych konwersacji dla tych, którzy nie mieli bladego pojęcia o mnie i niczego nie byli świadomi.
- Potrzebuję tego, wiesz, zajmę się gospodarstwem, dziećmi, zrobię wszystko, co każesz, tylko chcę mieć dużo papieru.
Sen spadł potem nagle i znowu spostrzegłem w nim nieuchronność losu, który kazał mi odejść jak najdalej od spraw, które dotąd wypełniały bez reszty moje życie.
[13.06.2023, Toruń]
Napisałeś tekst wybitny Andrzeju...
OdpowiedzUsuńStokrotka
Zgadzam się ze Stokrotką!
OdpowiedzUsuń