CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 czerwca 2024

KARTKA Z KALENDARZA - 23.06.2024

 

Kartka z kalendarza na dzień 23 czerwca 2024 roku

Niedziela


Imieniny dzisiaj obchodzą: Wanda, Zenon oraz Agrypina, Albin, Anna, Arystokles, Atanazy, Edeltruda, Jan, Józef, Maria, Piotr, Sydonia, Zenona


Przysłowia na dziś:

W dniu Wandy gdy słonko bezchmurnie zachodzi, święty Jan (24.06) pogodą rolników nagrodzi”

Wanda z Janem (24.06) wianki puszczają po wodzie i wspólnie radzą o żniwnej pogodzie”

Słońce

Świt: 03:23

Wsch. Sł.: 04:13

Zenit: 12:38

Zach. Sł.: 21:03

Zmierzch: 21:52

Cytat dnia:

Każdy ma swoje miejsce ulubione w dzieciństwie. To jest ojczyzna duszy”

Stefan Żeromski – „Przedwiośnie”


Anna Achmatowa - Anna Andriejewna Gorienko, ur. 11 lub 23 czerwca 1889 w Odessie, zm. 5 marca 1966 w Domodiedowie – jedna z najwybitniejszych rosyjskich poetek XX wieku.



Poniżej wiersz poetki *** „Ty przyszedłeś pocieszyć mnie...”


Ty przyszedłeś pocieszyć mnie, miły,

Taki tkliwy i łagodny taki...

Unieść się z poduszki nie mam siły,

A na oknach wszędzie gęste kraty.


Ty myślałeś, że martwą zastaniesz

I przyniosłeś wianuszek na czoło.

Jak boleśnie uśmiechem mnie ranisz,

Drwiący, dobrotliwy, niewesoły.


Co mi teraz ta śmiertelna trwoga!

Jeśli ze mną pobędziesz choć trochę,

Przebaczenie wymodlę u Boga

Tobie i tym wszystkim, których kochasz.


[23.06.2024, Toruń]

SOWIZRZAŁ KROTOCHWILNY I ŚMIESZNY (23)

 

23.

Historyja, jako Sowiźrzał konia swego

złotemi podkowami dał podkować,

które król duński płacić musiał

88. Ilustracja edycji strasburskiej z 1539 r. do 23. historii

Takowy znamienity kupiec był Sowiźrzał, że jego cnota przed rozmaitemi książęty a pany znamienitemi słynęła. Tak że wszyscy ludzie pospolicie o nim rozprawiać umieli i owszem, panom żadna powieść tak miła ku słyszeniu nie była, jedno kiedy o Sowiźrzale powiedziano, i dla błazeństwa radzi go przy sobie mieli, jemu wszystkie potrzeby dawali, jako szaty, konie, pieniądze i strawę. Tak-że przytrafił się do króla duńskiego, który nań łaskaw był. Prosił Sowiźrzała, żeby go rozweselił a nieco misternego okazał, za co przyrzekł mu konia co nalepszemi podkowami dać podkować. Sowiź[rzał], wżdy nie spuszczając się na jego obietnicę, pytał króla, jeśliby jego obietnicy miał wierzyć. Król rzekł:

Jeśli mi to uczynisz, co ja tobie każę, uznasz, że ja swemu słowu dosyć uczynię.

Sowiźrzał, pojąwszy swego konia, jechał na nim do złotnika, kazał go sobie złotemi podkowami podkować, a śrebrnemi gwoździkami podkowy przybić. Gdy się to zstało, do króla poszedł, aby od podkowania zapłacił podług swojej obietnice. Król rzekł:

Zstanie się tak. – I pytał go, co by przyszło dać, a w tym rozkazał pisarzowi, aby się zapłata zstała. Pisarz rozumiał, idąc z Sowiźr[załem], żeby do kowala miał iść, a on go do złotnika przywiódł. Złotnik za podkowy i od roboty sto duńskich grzywien mieć chciał. Pisarz mu tak wiele nie chciał dać i było mu barzo gniewno. Szedł do króla i powiedział mu to. Król Sowiźr[zała] kazał do siebie zawołać i rzekł mu tak:

Jako żeś ty konia swego kazał ukować? Gdybym ja wszytkie swoje konie tak miał dać ukować, musiałbym miasta swe i poddane zaprzedać. Nie była to wola moja, żeby miano konia twego złotemi podkowami ukować.

Sowiźrz[ał] rzekł:

Najaśniejszy a miłościwy królu, wszakeście sami mówili, aby nalepsze podkowy miały u mego konia być, a jam miał we wszytkim W[aszej] K[rólewskiej] M[iłości] wolą uczynić. Tak się mnie widzi, że lepsza podkowa być nie może, jedno ze złota a ze srebra.

Król jemu rzekł:

Tyś miedzy moimi dworzany jest mnie namilejszy, bo wszystko uczynisz, co ja tobie rozkażę. – I rozśmiał się, a kazał sto grzywien za one podkowy złotnikowi dać. Gdy już były zapłacone, Sowiźr[zał] potym dał one złote podkowy odłamać, a żelaznymi konia podkować i był przy królu aż do śmierci.

89. Ilustracja edycji erfurckiej z 1532 r. do 23. historii


  • Tytuł: król duński – być może mowa o królu Krzysztofie II

  • powieść – opowieść.

  • potrzeby – rzeczy potrzebne do życia.

  • przytrafił się – trafił.

  • nie spuszczając się na jego obietnicę – tj. nie ufając jego obietnicy.

  • pojąwszy – wziąwszy.

  • ukować – podkuć.

  • aż do śmierci – tj. aż do śmierci króla w 1332 r. .


[23.06.2024, Toruń]

22 czerwca 2024

SŁOWNICZEK (476 - 490)

 

476. ad acta

[czytaj: ad akta] z łaciny: (odłożyć) do akt (uznając za zakończone pomyślnie lub niewymagające rozpatrywania)


477. ad astra

z łaciny: do gwiazd, wysoko


478. ad augusta per angusta

z łaciny: do wzniosłych (osiągnięć) trudną, ciasną dróżką


479. ad captandum vulgus

[czytaj: ad kaptandum wulgus] z łaciny: dla przypodobania się pospólstwu, dla zdobycia poklasku tłumu (zwykle o demagogicznych wypowiedziach)


480. ad deliberandum

z łaciny: do przemyślenia, do namysłu, do zastanowienia się


481. ad depositum

[czytaj: ad depoz-itum] z łaciny: do przechowania, na przechowanie


482. ad exemplum

[czytaj: ad egzemplum] z łaciny: na przykład, dla przykładu


483. ad extremum

z łaciny: na koniec, ostatecznie, wreszcie


484. ad fin.

skrót od: ad finem (z łaciny: do końca, całkowicie


485. ad fontes

z łaciny: do źródeł, do początków; renesansowe hasło powrotu do utworów w wersji oryginalnej (nietłumaczonej i niekomentowanej)


486. ad futuram rei memoriam

łac. na przyszłą rzeczy pamiątkę


487. ad hoc

[czytaj: at hok] z łaciny: do tego - wyrażanie używane, gdy chcemy podkreślić, że coś zostało stworzone do spełnienia doraźnego celu, na potrzebę chwili (np. Nie spodziewał się, że przyjdzie mu prowadzić ten wykład, ad hoc wymyślił więc temat zajęć.); bez przygotowania, specjalnie w tym celu


488. ad honores

z łaciny: dla zaszczytu, dla uczczenia (skrót: a.h.)


489. ad inf.

z łaciny, skrót od: ad infinitum; do nieskończoności, bez końca


490. ad infinitum

z łaciny: do nieskończoności, bez końca; ad inf.



[22.06.2024, Toruń]

FILMY (47) TADEUSZ CHMIELEWSKI - WŚRÓD NOCNEJ CISZY

 

Piotr Łysak  i  Mirosław Konarowski

Rok produkcji: 1978

Lokacje: Bydgoszcz (Wyspa Młyńska, tzw. Wenecja Bydgoska, spichrze przy ul. Grodzkiej, nabrzeże Brdy, ulica Pod Blankami), Toruń (ulica Ciasna, Port Zimowy przy ul. Rybaki, kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Marii Panny; Wrocław, Warszawa.

Film powstał na bazie powieści „Śledztwo prowadzi radca Heumann” czeskiego pisarza Ladislava Fuksa.

Piotr Łysak  i  Tomasz Zaliwski


Lata dwudzieste w jednym z pomorskich miast. Mieszkańcy zostają wstrząśnięci kilkoma okrutnymi zabójstwami, których ofiarami są 8-10-letni chłopcy. Narzędziem zbrodni jest zawsze ten sam pistolet, a wizytówką mordercy - mała zabawka z rysunkiem kota.

Śledztwo obejmuje komisarz Teofil Herman, wkrótce jednak staje się obiektem napaści prasy i ludności, gdyż akcja nie przynosi rezultatów. Sterroryzowani lękiem rodzice boją się o swe dzieci, żądają natychmiastowego ujęcia zbrodniarza. Zwierzchnicy Hermana także nie są zadowoleni, po wielu latach nienagannej pracy komisarzowi grozi dymisja. Trudną sytuację Hermana pogłębia konflikt z 15-letnim synem Wiktorem, z którym nie potrafi się porozumieć. Pruski dryl stosowany przez despotycznego ojca, sprawia, że wrażliwy i uczuciowy Wiktor zaczyna nawet myśleć o ucieczce, z przyjacielem Bernardem planują wyprawę w "wielki świat" łodzią "Zwycięzca". Gdy Herman zabrania synowi przyjaźnić się z Bernardem, Wiktor w szale nienawiści strzela z pistoletu znalezionego w pokoju ojca w jego stojące na półce zdjęcie. Trwają bezskuteczne poszukiwania mordercy. Wiktor wie o tym, ale marzy, by ojcu nie udało się - liczy, że może wówczas poprawią się ich wzajemne stosunki.

Tymczasem jeden z wywiadowców trafia na ślad niejakiego Juliusza Stopka. Herman dowiaduje się, że Stopek przywiózł kiedyś całą walizkę zabawek z kotkiem. Wizyta w domu żony Stopka, kobiety wątpliwej konduity, nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Stopka nie ma w domu od trzech miesięcy, od dnia, w którym rozjątrzona stosunkiem męża do kilkuletniego syna (którego słusznie podejrzewał, że nie jest jego dzieckiem) Stępkowa oblała mu twarz wrzątkiem. Policja odwiedza szpital, pamiętają tamten wypadek, który zdarzył się w dniu, gdy do szpitala przywieziono palacza z holownika "Annelore". Podejrzenia Hermana stają się bardziej konkretne. Wezwany malarz retuszuje zdjęcie Stopka, opatrując jego twarz blizną wg wskazówek lekarzy. To zdjęcie dostrzega w domu Wiktor i uprzytamnia sobie, że jest to twarz człowieka, z którym rozmawiał rano w porcie, namawiając go do podholowama "Zwycięzcy" do Gdańska - palacza z holownika "Annelore", który właśnie zawinął do portu.

Biegnie na holownik, ostrzega Stopka i ukrywa go. Herman odbiera telefon: "Nigdy go nie złapiesz, jesteś skompromitowany, musisz się podać do dymisji!". Od urzędniczki na poczcie dowiaduje się, że telefonował młody chłopiec. Jej opis telefonującego sugeruje Hermanowi, że był to jego syn...

Dzień wigilijny. W domu komisarza po raz pierwszy od wielu lat będą obchodzone święta. Przed wigilijną kolacją Wiktor odwiedza malarza Rastera, zaprzyjaźnionego niegdyś z Hermanami, chce dowiedzieć się czegoś o swojej matce, która popełniła samobójstwo - jak podejrzewa chłopak - z powodu ojca. Raster broni jednak Hermana, obciążając matkę Wiktora. Malarz daje chłopcu obraz, który ten po powrocie do domu ofiarowuje ojcu jako prezent gwiazdkowy. Od ojca otrzymuje zestaw do charakteryzacji, w którym znajduje się maska Riki Castello, awanturnika uwielbianego przez dzieci i młodzież.

Uroczysta wieczerza nie przebiega w sympatycznej atmosferze. Herman dowiaduje się o holowniku "Annelore", wysyła tam wywiadowców, ale oczywiście nie zastają Stopka.

W tym czasie zostaje zastrzelony następny chłopiec, jeden z małych kolędników. Jego kolega zeznaje, że zbrodniarz wyglądał jak Riki Castello. Nadkomisarz zleca dalsze śledztwo wywiadowcy Stefanowi Wańkowi, który przynosi Hermanowi pamięciowe portrety mordercy, odtworzone na podstawie zeznań małego kolędnika. Wywiadowca jest przerażony, sugeruje komisarzowi, by je zniszczył.

Następnego ranka Herman proponuje synowi udział w obławie na mordercę. Na ośnieżonym brzegu rzeki komisarz strzela do syna, kładąc obok trupa zabawkę z kotkiem. Wraca do domu, odnajduje ukrytą maskę Riki Castello, czyta list od Wańka, w którym wywiadowca pisze, że ostatnie dziecko zabite zostało z pistoletu, z którego oddano strzał do zdjęcia Hermana, potem pali pamięciowe portrety. Z ostatniego z nich, pozbawionego charakteryzacji, spogląda nań Wiktor...

Obława trwa. Herman odwiedza ukrytego na "Zwycięzcy" Stopka i prosi, by go zastrzelił - zapewniając, że potem będzie mógł bezpiecznie uciec. Pada strzał. Stopek próbuje uciec, ale zabija go - wbrew poleceniom nadkomisarza - Waniek. Żyjący jeszcze Herman zatrzymuje na swym wywiadowcy ostatnie spojrzenie. Tylko Waniek zna prawdę...

Henryk Bista  i  Piotr Łysak


  • Reżyseria - Tadeusz Chmielewski
  • Scenariusz - Tadeusz Chmielewski
  • Zdjęcia - Jerzy Stawicki
  • Scenografia - Teresa Smus-Barska
  • Muzyka - Jerzy Matuszkiewicz
  • Obsada aktorska:
  • Tomasz Zaliwski - komisarz Teofil Herman
  • Piotr Łysak - Wiktor, syn Hermana
  • Henryk Bista - Stefan Waniek
  • Mirosław Konarowski - Bernard Piret, przyjaciel Wiktora
  • Jerzy Bończak - Juliusz Stopek
  • Bolesław Smela - Bolesław Raster, preparator zwłok
  • Antonina Barczewska - Katarzyna, gosposia Hermana
  • Halina Kowalska - Genowefa Stopkowa
  • Zygmunt Maciejewski - wojewoda
  • Czesław Jaroszyński - nadkomisarz
  • Teresa Lipowska - Helena, żona Wańka
  • Tadeusz Teodorczyk - szyper niemieckiego kutra
  • Leonard Andrzejewski - niemiecki marynarz
  • Wiesław Drzewicz - fotograf w kościele
  • Henryk Dudziński - gazownik
  • Jerzy Felczyński - wywiadowca śledczy
  • Zdzisław Kozień - lekarz
  • Czesław Lasota - przesłuchiwany mężczyzna
  • Joachim Lamża - Gienio Pajęczarz, kochanek Stopkowej
  • Bogdan Łysakowski - wywiadowca
  • Wanda Majerówna - siostra szpitalna
  • Zygmunt Malawski - archiwista
  • Zbigniew Skowroński - kelner
  • Jerzy Obłamski - niemowa Jaremko
  • Zygmunt Bielawski - dziennikarz
  • Andrzej Bielski - wywiadowca
  • Tadeusz Bystram - fotoreporter
  • Agata Chmielewska - Małgosia, siostra Bernqarda
  • Tadeusz Chmielewski - technik policyjny
  • Jolanta Czaplińska - Piretowa, matka Bernarda
  • Aleksander Fogiel - przystaniowy
  • Jerzy Fornal - wywiadowca dyżurny
  • Zdzisław Gradowski - Władek - starszy "anioł"
  • Henryk Hunko - przesłuchiwany mężczyzna

[22.06.2024, Toruń]

KARTKA Z KALENDARZA - 22.06.2024

 

Kartka z kalendarza na dzień 22 czerwca 2024 roku

Sobota


Imieniny dzisiaj obchodzą: Paulin, Tomasz, Paulina oraz Achacjusz, Achacy, Agenor, Alban, Albana, Będzieciech, Eberhard, Flawiusz, Innocenty, Jan


Przysłowie na dziś:

Gdy słońce w Raka z grzmotem wschodzi, to posuchę zwykle przynosi”


Słońce

Świt: 03:23

Wsch. Sł.: 04:13

Zenit: 12:38

Zach. Sł.: 21:03

Zmierzch: 21:52


Cytat dnia:

Bo wiem już od dosyć dawna, już od dosyć dawna się przekonałem i wiele nad tym studiowałem w miejskich bibliotekach, i myślałem, i wiem, że ci najwięksi to nie są wcale ci najwyżej, tylko ci najniżej. Tych trzeba całować w rękę uniżenie. A nie tych, co otoczeni są światłem splendoru. O, większość tych powinna być przez psy rozszarpana albo przez kruki. - Edward Stachura


22 czerwca 1904 roku zmarła Elżbieta Bośniacka - dramatopisarka, poetka i publicystka. [urodzona w roku 1837 w Rebadajłówce]



Poniżej wiersz poetki „Mogiła

MOGIŁA

Jest dotąd na błoniu

Samotna mogiła,

Tam jeździec na koniu

Gdy noc się zciemniła


Przy blasku księżyca

Spływa na obłoku,

Blade ma on lica

I łzę w czarnem oku.


I patrzy przed siebie

W zadumie głębokiej,

Wzrok błądzi po niebie,

Po ziemi szerokiej



A niebo i ziemia

Jednako zamknięte —

Od smutnego cienia

Uciekł pokój święty.


I gdy kraj się krwawi

Krew płynie niewinna,

Gdy bratnią krwią pławi

Lud rękę zbył winną,


To cień wtedy płacze

I jęczy rozgłośnie,

I w życie tułacze

Znów wraca żałośnie.


I błądzić tak będzie

Po stepu przestrzeni,

Aż oświecon w błędzie

Lud serce odmieni.


Co zrobił, odrobi,

Duch Matki, przejedna,

I ojczyzna z grobu

Podźwignie się biedna.



I winę Kaina

Zetrze z swego czoła,

I z miłością syna

Do Matki zawoła:


«Niech złączy nas braci

Miłość i ofiara,

Niech jedna zaświeci

Nam wolność i wiara!»


A wtedy duch owy

Odpocznie w mogile,

Pod darń schyli głowę

I będzie śnić mile.


[22.06.2024, Toruń]

KAWIARENKA - ROZDZIAŁ 111 - GDZIEŚ PONAD TĘCZĄ

 


ROZDZIAŁ 111 - GDZIEŚ PONAD TĘCZĄ

Trzeba zacząć od tego, że w kawiarence już od połowy czerwca zaczęli pojawiać się ludzie dotąd tu niewidziani, a wzięło to się stąd, że w pobudowanym ośrodku wypoczynkowym, gdzie przystawali kierowcy, gdzie przyjeżdżały kampery, gdzie dzieciarnia i starsi mogli sobie porzucać piłką do kosza, zagrać w „siatkę” czy „w nogę”, gdzie można było odpocząć po zwiedzaniu miasteczka, po przejażdżce starą wąskotorową ciuchcią, po leśnych spacerach i koncertach w domu kultury pana Korfantego, wzięło to się stąd, że z każdym dniem przybywało przyjezdnych, którzy wybierając się do miasta, nie omieszkali odwiedzić kawiarenki usytuowanej przy jednym z dwóch głównych placów Różanowa. Jedni trafiali tu całkiem przypadkowo, pragnąc ugasić pragnienie lub też nacieszyć podniebienia lekką, słodką strawą, jak i też (czemu się dziwili, że tak można w kawiarni) zjeść porządny obiad. Inni przychodzili w określonym celu, dowiedziawszy się jakimś sposobem, że będąc w Różanowie nie należy przeoczyć kawiarni, gdyż to właśnie w niej kwitnie prawdziwe życie położonego nad Mętnicą miasta.

Można się było zastanawiać nad tym, czemu przyjezdni (ci pierwsi - przypadkowi) wybierali się na posiłek do centrum miasta, skoro nieopodal ośrodka usadowili się ze swoimi kramami: turecki sprzedawca kebabów, wietnamski „chińczyk” i kobieta serwująca dania mięsne z grilla. Ten Turek jeszcze pod koniec kwietnia pojawił się w kawiarence z pełnym niepokoju pytaniem, czy przypadkiem nie zrobi Kawiarennikowi nieuczciwej konkurencji, otwierając swój kram na kółkach, podobny do cyrkowego wozu, tuż obok parkingu, podłączając się do kanalizacji wodno-ściekowej, jaką turystom zafundowało miasto.

- Jakaż tam nieuczciwa konkurencja? - odezwał się wtedy Adam. - Nasze garkuchnie (tak się właśnie wyraził - „garkuchnie”) znajdują się w takim od siebie oddaleniu, że o podbieraniu klientów mowy być nie może.

- Ale pan, ludzie mówią, że ten ośrodek, co go zbudowali, to jego pomysł, pan, wyszedł z kawiarni, myślałem, że mu zawadzę.

- Nic podobnego, przyjacielu - skwitował Kawiarennik - ludzie muszą mieć wybór, więc im go dajmy. Sam zaprosiłbym się kiedy na kebab, którego u nas nie serwujemy.

Kawiarennik mówił to całkiem serio, albowiem był tego świadom, że niejaka renoma, która towarzyszyła kawiarence pozostanie nienaruszona, o ile tylko nie zostanie zaprzepaszczona przez tych, którzy o reputację kawiarenki dbać powinni, a że wszyscy bez wyjątku pracownicy zacnej jadłodajni dokładali starań, aby tak było, tedy Adam Kawiarennik mógł spać spokojnie, zwłaszcza że z nadejściem sezonu urlopowego jako właściciel kawiarni zaplanował organizowanie w soboty koncertów (także występów), którymi zachęci gości do odwiedzin tego jakże miłego przybytku.

Nie da się ukryć, że przy tym planowaniu Adam porozumiał się z dyrektorem domu kultury Korfantym. Ten drugi, aby uczynić z Różanowa miasto przyjazne kulturze i wypoczynkowi, wyznaczył na każdy piątek zabawę taneczną, a to w głównej sali swego przybytku, to znów wychodząc z potańcówką na plac przed dom kultury. Niedziele z kolei, w porze popołudniowej przeznaczone były na spektakle teatralne, koncerty popularnych zespołów, występy orkiestr - różanowskiej i zaproszonych ze świata, tudzież pokazów filmowych, na które spraszał, przy znacznej pomocy pana Majewskiego aktorów, reżyserów, scenarzystów i operatorów.

W ten oto sposób trzy dni tygodnia - od piątku po niedzielę zagospodarowano wspólnym wysiłkiem na kulturę, co nie mogło ujść uwadze nie tylko obywatelom miasteczka, lecz również przyjezdnym.

Inauguracja „sobót” w kawiarence zapowiadała się okazale. Na mieście dały znać o sobie plakaty, informujące nie tylko o pierwszym występie, ale również o tym, co do kawiarenki wniesie lipiec.

Dla stałych bywalców kawiarenki nie było zaskoczeniem to, że na pierwszy ogień poszła Kasia z zespołem. Panna Kasia wypełniając egzaminowy obowiązek maturalny (choć wyników jeszcze nie poznała, to z egzaminów była zadowolona) z odrzuconym z serca kamieniem, poczuła nadspodziewany przypływ energii twórczej, a jej radosny optymizm był o tyle uzasadniony, że czuła na własnej skórze talentu przychylność i wsparcie ludzi, dla których śpiewała. Odczuwała ogromną wdzięczność dla starszego wiekiem lecz młodego duszą doktora Koteńki oraz pana Majewskiego, który zajął się piosenkarką na poważnie i przedsięwziął wobec niej stosowne plany na przyszłość.

Dla Kasi ważne było również i to, że jej impresario planował przyszłość nie tylko jej, ale i zespołu, którego była solistką od samego początku i aby utwierdzić pana Majewskiego, że uczynił dobrze nie rozłączając jej od muzycznych przyjaciół, postanowiła zrobić niespodziankę swemu mecenasowi, niespodziankę w pełnym tego słowa znaczeniu - nikt bowiem, prócz pana doktora Koteńki (temu zawierzyła całą swoją artystyczną duszę i nie tylko) nie wiedział, co znajdzie się w repertuarze inauguracyjnego koncertu.

Obie sale kawiarni zapełniły się tłumem ciekawych występu gości. Wspomniany pan doktor Koteńko wraz żoną, panią Zofią, zajęli oczywiście miejsce szczególne, tuż przed wykonawczynią, ale większość przyjaciół z panem radca, burmistrzem panami: Szydełko, Bekiem, Pokorskim, ze Starym Pisarzem, z leśniczym Gajowniczkiem, z jego żoną i towarzyszącym swoim mężom zonami zasiadło przy stolikach; z nimi obywatele świata, nieznani, niewidziani wcześniej, a chętni zobaczenia pierwszej, jakże młodej damy różanowskiej pieśni i muzyki.

Tym właśnie nowicjuszom pan Majewski, jako opiekun artystyczny panny Kasi i jej zespołu winien był kilka słów wstępu, w których przedstawił artystów, przysięgając, że nowi słuchacze (starych nie trzeba przekonywać) za chwilę będą mieli do czynienia z występem niezwykle jasno wschodzącej gwiazdy - piosenkarki i poetki (poetki, bo panna Kasia pisała teksty do własnych kompozycji zespołu), której towarzyszyć będzie jeden z najambitniejszych zespołów grających na pograniczu dżezu, bluesa i muzyki popularnej.

Publiczność powoli zamieniła się w słuch, kiedy panna Kasia zaśpiewała czystym, melodyjnym, nieco zmatowiałym głosem:

Somewhere over the rainbow, way up high

And the dreams that you dreamed of, once in a lullaby

Oh, somewhere over the rainbow, blue birds fly

And the dreams that you dreamed of, dreams really do come true…”

Kapela grała niby szeptem, nie pozwalając na to, aby głos piosenkarki niknął w oparach myśli słuchającej jej widowni, publiczność kamieniała z zachwytu, pan Majewski okazał ciepłe zadowolenie, a pan doktor Koteńko aż przymykał oczy, myśląc zapewne o tym, że sam towarzyszy Kasi akompaniując jej na pianinie.

A po oklaskach, ciepłych szalenie i zasłużonych nadeszła pora na niespodziankę. Nagle do młodej damy zbliżył się jeden z muzyków i zapoczątkował taką oto muzyczną historię:

Well I see trees of green and red roses too

I watch them bloom for me and you

And I think to myself

What a wonderful world

Well I see skies of blue, and I see clouds of white

And the brightness of day

I like the dark

And I think to myself

What a wonderful world…”

I nie był to sparodiowany głos Armstronga, lecz jego własny, mniej chrypliwy, stonowany, lecz z jakim uczuciem zaśpiewał….

A panna Kasia kończyła:

The colours of the rainbow,

So pretty in the sky.

Are also on the faces,

Of people going by.

I see friends shaking hands,

Sayin': "How do you do?"

They're really sayin'

"I love you".

I hear babies cryin',

I watch them grow.

They'll learn much more,

Than I'll ever know.

And I think to myself,

What a wonderful world!

Ponowne oklaski. Pan Majewski szczerze zdziwiony i wzruszony. Pani Zofia unosi się ze swego krzesła. Stary Pisarz krztusi się mleczną kawą. Mecenas Szydełko chyba najgłośniej bije brawo. W oczach żony Kawiarennika, Marii pojawiają się kropelki łez.

Nie dość na tym.

Tym razem przy Kasi dwóch muzyków. Nowa, jakże odmienna i pełna energii pieśń:

Hit the road Jack and don't you come back

No more, no more, no more, no more

Hit the road Jack and don't you come back no more

What you say?

Hit the road Jack and don't you come back

No more, no more, no more, no more

Hit the road Jack and don't you come back no more.

No more, no more, no more, no more

No more, no more, no more, no more …”

Poruszenie na sali. Ten stary standard robi wrażenie na wszystkich. Z różnych stron padają okrzyki, a nawet gwizdy serdeczne. Klaszcząca publiczność powstaje z miejsc. Powstały naprędce chórek musi bisować.

Pora na przerwę. Wykonawcy? Kilka łyków chłodnego napoju, po czym krótki, instrumentalny jam session. Kasia podchodzi do pana doktora, o czymś rozmawiają. Pan Majewski kręci z podziwem głową, podobnie jego żona. Korzystając z chwili wolnej od piosenek, kelnerki wypełniają zamówienia na sali. Nareszcie muzyka przybiera ton romantycznej ballady z przymrużeniem oka.

Jeśli ci się już znudziła,

przeprowadź się do mnie

na dzień, na noce dwie.

Widzisz, naczyń nie pomyłam.


Jesteś w końcu przyjacielem.

Przydasz mi się na coś.

Nie dąsaj się, nie złość.

W przedpokoju ci pościelę,


Przypilnujesz mojego snu,

Póki nie kupię psa.

Wieczorem wrzucisz drwa

do kominka, nie stój tak, mów!


Tak, zapomnisz o niej przy mnie

w końcu pojmiesz swój błąd

a jeśli nie - idź stąd,

bo może to się skończyć źle”

Tak śpiewała Kasia. I przez kilka jeszcze pozostałych zwrotek zmieniła się w femme fatal, a może w dziewczynę bezskutecznie walczącą o odrobinę szczęścia w życiu, o kogoś, kto kiedyś od niej odszedł i któremu daje kolejną, może ostatnią już szansę? Tak, to była piosenka romantycznej, acz nie ckliwej jej duszy. Śpiewała ją, zerkając na doktora Koteńkę - tego, który jako pierwszy odkrył w niej talent, bo pan doktor na wszystkim, co z muzyką ma cokolwiek wspólnego, znał się w Różanowie najbardziej.

Koncert trwał jeszcze z przerwami niemal godzinę. Pan Majewski zacierał ręce. Nowi goście kawiarenki nie pożałowali ani minuty sobotnio-niedzielnego czasu, jaki tu spędzili, a wracając do swych kamperów, do namiotów, z których wnętrza wyparował już czerwcowy upał, nucili po drodze zasłyszane melodie.


[pomysł - 24/25.06.2018, Saint-Priest, Rhone, we Francji]


[22.06.2024, Toruń]