Luis Alberto Sangroniz - Portret kobiety (1932)

Luis Alberto Sangroniz  -  Portret kobiety (1932)

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 września 2025

ODKURZONE - JEJ CHŁOPAK

 

JEJ  CHŁOPAK

[Pisane 29.10.2017, Grandvillers, Oise we Francji i 30.10.2017, Gannat, Allier, Owernia we Francji]


- Nie śmiej się ze mnie. Ja naprawdę się przestraszyłam. Weszłam na tę kamienistą drogę i usłyszałam twoje kroki. Początkowo zdawało mi się, że to ten starzec.

- Starzec?

- Tak. Mamusia mówiła, że jest tu taki, co w każdą jesień zachodzi do domów i pyta, czy nie ma jakiejś roboty dla niego, bo nie chce darmo jeść chleba.

- Taki ci on straszny?

- Brodaty i trochę brudny, i powłóczy jedną nogą.

Uśmiechnął się do niej.

- To ja ci go przypomniałem? Przecież nie kuleję.

- Przecież mówię, że mi się zdawało. W dodatku zrobiło się ciemno, a w ciemności…

- Mama nie powinna cię puszczać samą na wieś.

Udała oburzoną.

- Nie powinna. A ty? Czemu się włóczysz sam po nocy?

- Jestem od ciebie starszy.

- Bagatela! Zaledwie dwa lata.

- Ale jestem do tego chłopakiem.

- A co to ma do rzeczy? Mamusia wysyłając mnie na wieś, nie wiedziała, że wrócę o tej porze.

- To dlaczego wracasz tak późno?

Machnęła ręką. - Wszystko chce wiedzieć - pomyślała. - Na co to mu potrzebne?

- Zabałaganiłam. Tam u Kaczorów mają takie śliczne owieczki i kozy. Pani Kaczorowa pozwoliła mi je zobaczyć i nakarmić.

- Aha. Byłaś u Kaczorów po mleko?

- Po mleko i ser. Znasz Kaczorów?

- Znam. Też braliśmy od nich mleko.

- A teraz skąd wracasz?

- Z kasztanówki. Kasztany zbierałem. Popatrz.

Zdjął z ramion plecak. Otworzył. W postępującej szarości wieczoru nie było widać, co kryje się we wnętrzu plecaka. Dziewczynka wsunęła do środka dłoń. Poczuła śliskie, chłodne kule, przyjemne w dotyku.

- Duży chłopak, a zbiera kasztany!

Obruszył się na te słowa. Zasunął plecak i zawiesił go ponownie na ramię.

- To nie dla mnie. Dla siostry. Obiecała przynieść kasztany na zajęcia dla całej klasy.

- A ty jako dobry braciszek spełniłeś jej zachciankę - ironizowała.

- Lubię zbierać kasztany. Dziadek robi z nich mączkę, a z niej klej.

- Klej z kasztanowej mąki?

- Nie wierzysz? Przyjdź do mnie kiedy, to ci go pokażę. Mamy cały woreczek.

- Ale po co wam klej z kasztanów?

- Niemądra. Do klejenia papieru, tektury. Kiedy robimy świąteczne dekoracje i zabawki z papieru, przydaje się.

- Ty robisz te dekoracje i zabawki?

- A ja, ale najwięcej dziadek. On robi różne modele z papieru, samoloty. Mnóstwo tego mamy w domu, na strychu, wszędzie.

- Pokazałbyś mi je?

- Pewnie. Jak przyjdziesz, to zobaczysz.

Szli nierówną asfaltową drogą do osady. Spostrzegli, że zapaliły się lampy na słupach wzdłuż drogi. Latarnie stały jedna od drugiej w odległości stu kroków. Srebrzysty strumień światła powoli przejmował kontrolę nad zmrokiem. Łatwiej było iść obok siebie i zaglądać sobie od czasu do czasu w oczy. Oczy dziewczyny błyszczały jak kasztany, które chłopiec niósł na ramionach w plecaku. Zauważył, że dziewczynka ubrana w czerwoną ortalionową kurtkę podbitą „misiem” przekrzywia się na lewą stronę, trzymając wypchaną torbę w prawej.

- Nie wiem, czy mama mi pozwoli - odezwała się nagle.

- Czemu miałaby nie pozwolić? Wysyła cię na wieś po mleko; to znacznie dalej niż ja mieszkam.

- Nie o to chodzi. Myślę, że mama uważa, że…

Przerwała w pół zdania, rozważając, czy w ogóle powinna mówić o takich sprawach.

- Co… twoja mama?

- To chyba nie wypada, aby dziewczyna szła w odwiedziny do chłopaka, prawda?

- A chłopak może?

- Może. To co innego. A poza tym, wiesz jak to jest, koleżanki zaraz będą mówić „zakochana para”, jak się dowiedzą.

- A niech mówią. Przecież wiesz, że zaprosiłem cię, abyś mogła zobaczyć ten klej i modele z papieru. Dziadkowi też będzie przyjemnie i na pewno zechce cię nauczyć wycinać i kleić.

- I tak będą gadać. Pamiętam, jak w pierwszej klasie miały ze mnie ubaw, kiedy wyszłam na spacer z lalką w wózku.

- I z czego tu się śmiać?

- A śmiały się, bo pierwsza klasa to nie przedszkole.

- Miej to gdzieś. Powinnaś robić to, na co masz ochotę.

- Łatwo ci mówić, bo jesteś starszy ode mnie i do tego chłopak.

Zatrzymali się na chwilę. Dziewczynka chciała zmienić rękę niosącą torbę.

- Daj ją, poniosę ci. Mnie nie ciężko, bo kasztany dźwigam na plecach.

Dziewczynka była nieco zaskoczona, ale po chwili wahania wcisnęła mu w prawą dłoń torbę, w której niosła mleko w dwulitrowej bańce i ser.

- Tylko nie wylej mleka. Ja raz wylałam. Gumka nasunięta na pokrywkę się przesunęła…

- Mama cię skrzyczała?

- Nie, ale poplamiłam sukienkę.

- No tak, sukienka, to najważniejsze.

- A żebyś wiedział. Plamy wprawdzie puściły po praniu, ale wtedy zrobiło mi się przykro. Tobie zawsze się wszystko udaje?

- Nie wszystko, ale się tym nie przejmuję. Naprawiam, poprawiam…

- A ja tak. I wiele rzeczy mnie martwi.

- Na przykład?

- Na przykład w szkole.

- Uczysz się przecież dobrze. Z nagrodą zdałaś.

- No właśnie. I dlatego nazywają mnie kujonem… i w ogóle…. Tobie nie dokuczają w szkole?

- Dokuczali, ale sobie poradziłem.

- No tak, jesteś chłopakiem.

- Wystarczy powiedzieć słowo, a dorwę tych, którzy tobie dokuczają.

- Słowo?

- Słowo.

Nie więcej jak dwie latarnie dzieliły ich od bloku dziewczynki i w świetle tej bliższej spostrzegli szybko krocząca w ich stronę kobietę. Oboje rozpoznali w niej matkę dziewczynki i już za chwilę usłyszeli jej głos.

- Elu, tak się martwiłam. Powinnaś być przynajmniej godzinę temu! - głos matki nie był może karcący, ale zdradzał zdenerwowanie i zaniepokojenie.

- Dobry wieczór pani - pozdrowił kobietę chłopiec.

- Dobry wieczór. Znowu zatrzymały cię te zwierzęta - rzuciła w stronę córki. - Ale nie rób mi tego więcej. Tak się martwiłam.

- Niepotrzebnie, mamusiu. Byłam z Pawłem.

Dziewczynka po wypowiedzeniu tych ostatnich słów czuła, jak jej twarz purpurowieje.

- No, widzę właśnie. Kawaler nie dość, że ci towarzyszył, to jeszcze pomógł ci nieść nasze zakupy.

Kobieta odebrała z ręki chłopca torbę, spoglądając w jego stronę z satysfakcją i wdzięcznością, po czym wypowiedziała całkiem głośno:

- Dziękuje ci Piotrze.

Jej kolejne zdania zabrzmiały już refleksyjnie.

- To moja wina. Nie powinnam puszczać cię samą. Dnia ubywa i mogłam przewidzieć, że się ściemni zanim wrócisz.. i jeszcze z taką ciężką torbą. To co, może kawaler wpadnie do nas na chwilę? Upiekłam drożdżowca, a z tego mleka zrobimy dla was kakao. Ela bardzo lubi kakao.

Dziewczynka przez chwilę pomyślała, czy przypadkiem nie staje się podobna do przedszkolaków  i znów znów może być z tego heca.

- No co, wpadniesz? Zapraszam.

Chłopiec, który zwykle zachowywał spokój, rozwagę i stanowczość, tym razem się zawahał. Dziewczynka nagle wyciągnęła ku niemu rękę i szarpnęła jego dłoń.

- Co tak stoisz? No chodź. Chłopakom to wypada.

Poszli w trójkę, a przy podwieczorku dziewczynka oczywiście zdała relację z rozmowy jaką po drodze prowadziła z Pawłem. Było w niej o tym, że zaprosił ją do siebie, aby zobaczyła klej z kasztanowej mączki oraz papierowe modele jego dziadka… no i nie mogła nie wspomnieć o tym, że w razie czego Paweł kogoś tam dorwie… w końcu jest już chyba jej chłopakiem.



[26.09.2025, Toruń]

2 komentarze:

  1. Bardzo sympatyczne opowiadanie, przypominające czasy, gdy ludzie ze sobą rozmawiali, a nie pisywali smsy. Pamiętam czasy, gdy też zbierałam kasztany dla syna, choć nie robiliśmy z nich kleju tylko ludziki i zwierzaki. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję... a ja w domu naprawdę miałem taki suchy klej z kasztanów

      Usuń