Ośrodek narciarski w Alpach przy granicy z Włochami w Les Menuires jest o tej porze niemal kompletnie pusty. Domki wypoczynkowe i wysokie do 10 pięter ośrodki są późnym wieczorem całkowicie nieoświetlone z wyjątkiem kilku okien, za którymi mieszka obsługa i nieliczni goście. Jedynie uliczne latarnie płoną brzoskwiniowo. Minąwszy Albertville, dojazd aż po sam wyciąg narciarski nie należał do łatwych i przypominał wspinaczkę w Pirenejach, choć okoliczne szczyty Alp nieco wyższe, ze śniegiem zalegającym w nieosłonecznionych, północnych kotłach.
Sporo tras narciarskich opada zakosami ku dolinom. Zdecydowanie tu wyżej niż w samej wiosce Albertville, nie mówiąc już o Grenoble.
Spotykam Polaków, jak na co drugim odcinku podróży. Mieszkają w jednym z pensjonatów i pracują jako posadzkarze. Daję się zaprosić na kawę i, co istotniejsze, na prawdziwą gorącą kąpiel., zwłaszcza że do Les Menuires przywiozłem z sobą paskudne przeziębienie, które leczę piorunującą dawką paracetamolu i antybiotykiem, gdyż mam "anginowe" gardło.
Niestety, to ten suchy, silny i dokuczliwy Mistral w połączeniu z geograficzną specyfiką trasy (góry - morze - góry) odcisnął piętno na moim zdrowiu.
Z obłędem sobie nie poradził.
jeden z ośrodków w Les Menuires
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz