ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 marca 2015

„DO TYCH PÓL MALOWANYCH ZBOŻEM ROZMAITEM”


Dnia wciąż przybywa, więc w kawiarence dnie wypełnione większym niż dotąd tłumem gości, choć może tłum nie jest właściwym słowem opisującym biesiadników.
Dla starego pisarza, co w samotności najczęściej przebywał przy jedynym kubku mleka, lecz z nieodłącznymi papierzyskami, wspomnienie poszukującej miłości Aleny, na tyle było silne, że do pisania się zawziął chętniej, tłumacząc swoje postanowienie bezapelacyjną koniecznością.
Jakże rozpocząć tu opowieść o kobiecie skromnej i pracowitej, w pięknej wiosce wychowanej, w niepełnej rodzinie (ukochany ojciec odumarł niestety za wcześnie… a jakież on na wsi miał poważanie… tym boleśniejsza przecie strata), kobiecie, która w stan nauczycielski poszła, za głosem serca, z zapałem, bo rozkochała się w dzieciach i całą duszę swą im oddała… bo komu innemu miałażby podarować? Jakże napisać o jej pragnieniu skrytym, jakie przystoi kobiecie, a więc: kochać i być kochaną. Banalna rzecz, ktoś powie, lecz w tym banale siła i niepowtarzalne prawo każdego człowieka do bycia szczęśliwym.
Już tak się w życiu plączą ludzkie drogi, że ta, która najbardziej godna zamążpójścia, najdłużej na swego czeka, a ta trzpiotka-podlotka, co to w głowie ma niewiele, prędzej wybranka znajdzie, prędzej go usidli i do małżeństwa przymusi.
Ta zaś nie tylko kochanką być gotowa, lecz nade wszystko matką dzieciom, przyjaciółką najpierwszą mężczyzny, a bywa i opiekunką i powierniczką tajemnic nikomu nie znanych, ta musi bezustanną toczyć walkę o miłość odwzajemnioną, o szacunek, który jest towarem w cenie, lecz jakoś w niedostatku w magazynie spoczywa.
Stary pisarz poznawszy historię Aleny, wiedząc że gdzieś tam w dalekim świecie znalazła nareszcie wybranka, kibicował jej uczuciom i losowi. Niech w końcu okaże swą łaskawość.
Snując opowieść o kobiecie, chciałby bowiem optymistyczne znaleźć dla niej zakończenie. I nie tylko o tę fikcyjną, na kartach papieru napisaną się rozchodzi, lecz o tę realną, do bólu prawdziwą, gdyż, jak zażartował, chciałby, aby utoczono mu dzban wina na jej weselisku.
A chciałby też stary pisarz odwiedzić Alenę, zobaczyć, jak żyje, bo dla realiów powieści to rzecz ważna niesłychanie. Chciałby wreszcie w białoruską krainę się udać, szukając wieszcza Mickiewicza śladów; odnaleźć dworek w Zaosiu, przypatrzeć się nowogródzkiej dziedzinie, obejrzeć Grodno, wykąpać się w przeczystych Świtezi wodach, powrócić pamięcią do czasów, gdy wieść gminna baśnie niosła po grodach, lasach i polach, gdzie pęczniała słońcem dzięcielina, gdzie len zazdrościł błękitu niebu. Zatęsknił stary pisarz do tych wzgórz i pagórków, do zaścianków i podmurowanych modrzewiowych dworków, do wodnych lilii i ruczajów, do ptactwa, zajęczej i sarniej czeredy, do malw i słoneczników przed oknami chałup, do Zosinowego ogródeczka i ruin zamków, gdzie złe licho nie śpi a straszy.
Jak tam jest, chciałby zobaczyć, a co zobaczy opisać najpiękniej, przed śmiercią, co pewnie wcześniej niż później przybieży; już się w kolejkę ustawiać każe, gdy smutek drąży coraz częściej duszę. Chciały stary pisarz się przekonać, czy coś jeszcze z tego świata, jaki ukochał przed laty, w księgach się zaczytując, zostało, bo cały ten świat już nie powróci. A może nie ma tych miejsc, nie ma i nic już nie pozostało, jak po młodości własnej? Lecz nie, Alena zapewnia, że nie cała przeszłość zatracona bezpowrotnie.
Już wyobraża sobie to powitanie: szczęśliwa kobieta u boku mężczyzny, który pół świata zjechał, aby trafić do niej, pół świata przejechał, to może i zagarnie ją do swego i dobrowolnie uprowadzi. Czy ona z kolei zgodzi się na to? Opuści matkę, dzieci, dla których tak ogromne ma serce? Czy porzuci ojczyznę dla innej, nieznanej, niepewnej… tylko dla niego? Ot, wielka niewiadoma. Jak potężna może być siła miłości.
I tak myśląc, stary pisarz w coraz głębsze popadał strapienie, nie słysząc wokół siebie ni głosów rozmów, ni śmiechów, ni muzyki.
- I cóż pan taki zamyślony? – dziarski głos pani Zofii ułapił mocno za szyję rozterki pisarza – zamówiłam dla nas po jarzębiaczku rozsupłującym język, szczególnie przed przyjacielem.
- Pani Zosiu, w samą porę. W samą porę pani przyszła.


2 komentarze:

  1. Jak sympatycznie znów się zatopić w cudnym klimacie Kawiarenki... Korci mnie jednak, by maleńką poczynić uwagę językową. Z góry przepraszam, ale moja wciąż polonistyczna dusza cierpi z powodu mylenia ,,kibicowania'' i ,,dopingowania''. Kibicuje się komuś lub czemuś, natomiast dopinguje się kogoś lub coś.
    Przyjmij, proszę, tę poprawkę z całą życzliwością, bo wynika jedynie z troski o Twój zazwyczaj bardzo poprawny i elegancki styl.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszna uwaga, choć celowo wybrałem "dopingować", chyba dla "udziwnienia" :-) . Błąd mój wynika z tego, że zdało mi się, iż jeśli już wybrałem dopingowanie, to skierowałem je ku "uczuciom" i "losowi", nie zaś ku "niej ", a zatem konstrukcja z biernikiem jakoś mi nie pasowała do zastosowania z rzeczownikiem abstrakcyjnym. Ale faktycznie "kibicować", bez udziwniania, brzmi lepiej i dokonuję zmiany :-)

    OdpowiedzUsuń