CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 kwietnia 2016

POGADUSZKI

Niemiłosiernie lunęło, choć dotąd popołudnie skrzyło się ciętym ostrzem słońca na tle soczystego błękitu nieba. Jedynie pani Krach miała parasolkę, pod której baldachim próbowały się dostać trzy pozostałe panie - byle tylko przez ryneczek przeskoczyć suchą stópką, byle przebiec uliczkę i już, już dostać się w końcu do kawiarenki.
Najpierwsza w drzwiach znalazła się pani Teresa Trojanowska - bibliotekarka, z tak szerokim uśmiechem na twarzy, jakby jakieś przymierze z deszczyskiem zawarła. Następnie próg kawiarenki przekroczyła pani Janeczka Szydełko, a tuż po niej pani Zofia Koteńko. Ta uchylone drzwi wejściowe podtrzymywała, albowiem żona pana radcy, Jadwiga, nic a nic nie mgła sobie poradzić ze złożeniem parasolki. W końcu jednak złośliwy przedmiot ustąpił niewieściej konsekwencji i wszystkie cztery panie do kawiarnianej sali gęsim truchtem i obyczajem weszły i pierwszy z brzegu stolik dla siebie zaanektowały.
Tutaj panie, otrzepały wierzchnią odzież z deszczowej powodzi i zamówiły natychmiast kawę (z wyjątkiem pani Teresy, która zażyczyła dla siebie zieloną herbatkę), a kawiarennik czym prędzej zaspokoił pań żądania, wnosząc na tacy gorące, buchające parą napoje.
- A może tak po jakim ciasteczku? - nieśmiało zaproponował.
Nastąpiła ta przecudna, właściwa niewieściej nacji, przedłużająca się w nieskończoność chwila milczenia, refleksją zwana. I wreszcie…
- No co, kobiety, weźmiemy po napoleonce? - z takim zapytaniem zwróciła się do sąsiadek pani Janeczka, a te, tym razem w przykładnej zgodzie zgodziły się na tę identycznie smakującą odrobinę słodkiego szaleństwa. 
Zatem pan Adam za znacznie krótszą chwilę z napoleońskimi wypiekami się pojawił, a wzrok jego natrafił na spojrzenie pani Zofii, która zdradzała nim chęć przekazania kawiarennikowi pewnego komunikatu. Ten jednak panią Zofię uprzedził.
- A tak, oczywiście, wiem już o tym. Pan profesor w samo południe zadzwonił do mnie, informując o tym, że pan Korfanty konkurs wygrał.
- Jak to się wieści po mieście szybko rozchodzą - zmartwiła się uśmiechnięta całym swym obliczem pani Zofia. - Znaczy się prysła bańka tajemnicy i niepokoju.
Pan Adam pokłonił się paniom, albowiem w tej samej chwili do kawiarenki weszły dwie, w stosownym wieku, pary, a on przecie, pełnił dzisiaj kelnerską służbę na sali, próbując ze wszystkim nadążyć, co tego popołudnia nie było sprawą łatwą.
- Cieszę się bardzo, moje panie, że pan Korfanty konkurs na dyrektora domu kultury wygrał, ponoć w cuglach - przemówiła pani Zofia. - A moja radość wynika z tego powodu, że z panem Korfantym wcześniej rozmawiałam i poznałam dokumentnie jego koncepcję. To bardzo oryginalny człowiek i jego pomysły oceniam pozytywnie.
- Mówisz, Zosieńko, że jest ci ten wybór na rękę. Ja wiem o nim niewiele - westchnęła pani Janeczka - ale skoro tak mówisz, to znaczy, że masz rację względem niego.
- Ale że też zrezygnowałaś z zasiadania w komisji podczas konkursu - zdziwiła się pani Jadwiga, żona pana radcy.
- Nie mogłam, kochana, mówię ci, że nie mogłam. Przecież prywatnie optowałam za tą kandydaturą i mogłabym być nieobiektywna, ale cieszy mnie to, że pomimo tych przedkonkursowych zawirowań, pan Korfanty wygrał.
- Ja koleżankom powiem tyle - wtrąciła się do rozmowy pani Teresa - że pan burmistrz miał ciężki orzech do zgryzienia, bo podsuwano mu z różnych stron wielu kandydatów i w końcu, czy to nie mógł, czy to nie chciał zawieść poszczególnych popleczników, zdecydował się nie popierać nikogo z nich. Podobno na dzień przed konkursem zebrał całą komisję i powiedział im, żeby na nikogo się nie oglądali, a sądzili każdego kandydata według kryteriów merytorycznych.
- Przecież tak być powinno zawsze - stwierdziła pani Jadwiga.
- Ty wiesz, ja wiem, wszystkie wiemy - odmieniła przez osoby pani Zofia - ale nie bądźmy naiwne. Takie sprawy zwykle załatwia się zgoła inaczej.
- I takim oto sposobem - zauważyła pani Janeczka Szydełko - nadmiar kandydatów poprawił szanse na zwycięstwo panu Korfantemu. Jak też on się ubiera, moje kochane. Artysta w każdym calu - dodała skwapliwie.
- No cóż - westchnęła pani Zofia - i tacy się zdarzają. A teraz, moje panie, zajmijmy się merytorycznie napoleonkami.
A jakże, pojadły sobie i nawet o kolejną porcję poprosiły, dzióbnęły sobie też po kieliszeczku likierku, rzecz jasna dla poprawy trawienia, a przy tej słodkiej uczcie rozmawiały.
Pani Zofia zdała relację z pana Korfantego planów, z których bardzo do serca sobie wzięła to, że nowy dyrektor postawił na teatr a także na kurs tańca towarzyskiego. Pani Janeczka Szydełko ucieszyła się, że pod patronatem domu kultury rozwinie się idea plenerowych atrakcji. Pani Jadwiga Krach z kolei wdzięczna była temu, że pan Korfanty całkiem poważnie o otwarciu uniwersytetu trzeciego wieku myśli, natomiast pani Teresa, bibliotekarka, pozytywnie wyraziła się na temat planów goszczenia w mieście poczytnych pisarzy i poetów, tudzież organizowania cennych wycieczek kulturoznawczych.
Na zakończenie tej przemiłej i merytorycznej rozmowy, jaką raczyły się panie, głos zabrała pani Zofia, stwierdzając, że …
- Powinnyśmy kibicować panu Korfantemu w jego planach, a także zaciągnąć go czym prędzej do naszego towarzystwa, które zasiada w kawiarence, bo będzie to z pożytkiem dla stron obu.
A po kolejnym kieliszeczku ziołowego likieru przemiłe panie nie debatowały już na temat pana Korfantego śmiałych planów, lecz skupiły się nad wdzięczną postacią pani Teresy Trojanowskiej.
- Powiedzże nam, kochana, kiedyż zaprosisz do kawiarni pana leśniczego? - zapytała pani Zofia.
- O, to… to właśnie. Kiedy ujrzymy tego, co uległ wreszcie kobiecie? - dodała pani Janeczka.
- Czy to poważne uczucie? - uzupełniła ankietę pytań pani Jadwiga.
Biedna pani Teresa, choć tak nie do końca, bo wzmocniona siłą damskiego alkoholu, musiała wreszcie przyznać, że sprawy z panem leśniczym wyglądają bardzo poważnie, czego by się po sobie, a także po nim, nigdy nie spodziewała, ba, nadto przebiegają w arcyszybkim tempie, co jest już wręcz niewytłumaczalne, aby w takim wieku… w takim wieku…
- Moja droga - spostponowała pani Zofia - toż ja z panem doktorem, co dzisiaj użycza mi swego nazwiska, o całe wieki starsza jestem od ciebie…
- No właśnie, pani Zosieńko - weszła w słowo pani Zofii Teresa - no właśnie… jak u państwa te małżeńskie sprawy się przedstawiają… znaczy się nie mam na myśli, no wie pani… tak ogólnie…
- Tak ogólnie, pani Teresko, to narzekać nie mam prawa. Pasujemy do siebie, to człowiek ze złota… ale… licho nie śpi, w pewnych ryzach trzymać trzeba. Myślicie o małżeństwie?
Pani Teresa przeciągle westchnęła, a co takie westchnienie oznacza… trzy siedzące przy stoliku z panią Trojanowską panie odgadły w mig.
I chyba każdy rozpoznałby znaczenie tego westchnienia.

[17.04.2016, Beauvais we Francji]

6 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc, to bardzo nie lubię wszelkich plotek i może dlatego mam zbyt mało koleżanek.
    Panie z Twojej opowieści muszą się bardzo nudzić, bo interesują się chyba wszystkimi mieszkańcami miasteczka.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nieco odmienne zdanie na temat przedstawionych powyżej pań... ale przeciez nikt nie jest doskonały :-)

      Usuń
  2. Nie jestem pewna czy westchnienie oznacza, że dama nie może się zdecydować, czy raczej oblubieniec nie wychodzi z propozycją - obie opcje wszak możliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Westchnienia są dwojakiego rodzaju i róznia sie rodzajem gramatycznym. Niewieście OCH w reakcji na pytanie: czy jest pani mężatka, czy panną? oznacza: niestety jestem jeszcze panną. Męskie OCH z kolei w odpowiedzi na podobne pytanie znaczy: - niestety, jestem żonaty... czy tego nie widać???
      W kawiarnianej historyjce mieliśmy oczywiście do czynienia z tym pierwszym OCH :-)

      Usuń
  3. Te kawiarniane rozmowy zwykle posuwają całą akcję do przodu.Informują, że miejscowy dom kultury ma nowego dyrektora, którym został artysta Korfanty wybrany drogą jak najbardziej uczciwą, przecież był fachowcem w swojej dziedzinie i z planami na przyszłość. Oby jak najszybciej trafił do Kawiarni. Tam doborowe towarzystwo podpowie i pomoże ku pożytkowi ogólnemu. Kurs tańca, teatr, uniwersytet trzeciego wieku, a czemu nie? Życzę, aby i pani Teresa osobiste sprawy rozwiązała po swej myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no musi cośz tego wyniknąć. Stary pisarz, który to wszystko opisuje ma z pewnoscia jakieś plany :-)

      Usuń