ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 grudnia 2017

TRANSPODRÓŻ (32) WYŚCIG

Ilekroć przejeżdżam przez Saksonię w pobliżu miasteczka Meerane, doznaję szczególnego uczucia - nawrotu pamięci. Dla wielu Meerane to miasteczko jakich w Niemczech wiele, ba, kto tak naprawdę wie, z czego słynna jest ta miejscowość. Ja pamiętam.
Meerane (właściwie jedna z głównych ulic tego miasta, niezwykle stroma, swego czasu (nie wiem czy również i obecnie) pokryta typową niemiecka kostką brukową) słynne jest z tego, że śledziło zmagania kolarzy w kultowym „Wyścigu pokoju”. To na tej „ścianie płaczu” rozgrywały się dawnymi czasy losy etapu (wyścigu). Według relacji komentatorów, między innymi wspaniałego Bogdana Tuszyńskiego, dochodziło do tego, że aby pokonać tę „ścianę, wielu kolarzy zsiadało z rowerów, zarzucało je na swoje barki i wbiegało z nimi na górę, aby ukończyć etap.
Mówcie co chcecie, wieszajcie psy na PRL-u, ale Wyścig Pokoju to było niesamowite przeżycie nie tylko dla sympatyków kolarstwa w Polsce. Wyścig Pokoju żył własnym życiem, przyciągając tłumy na trasy, na stadiony, przed odbiorniki radiowe i telewizyjne. Przerywano prace w zakładach, lekcje w szkole, aby na bieżąco usłyszeć w radioodbiorniku relacje z wydarzeń  na poszczególnych  etapach emitowane w radiowej jedynce co trzydzieści minut: kto się zabrał w ucieczce, kto wygrał lotną czy górską premię, jak tam nasi. Doniesienia te przygotowywały miłośników „dwukółek” (należałoby raczej napisać - społeczeństwo) do obejrzenia ostatnich kilometrów walki na szosie z widoku helikoptera, z motocykla, a w końcu, gdy napięcie sięgało zenitu oczekiwało się na ten moment, który z kolarzy pojawi się pierwszy na stadionie, kto pierwszy dojedzie do mety i dlaczego będzie to Szurkowski lub Szozda.
A kolarzy mieliśmy świetnych. Zaczęło się od Staszka Królaka, ale byli także Zieliński, Gawliczek, Gazda, Kudra, Magiera, Czechowski, Stec, Hanusik, Bławdzin, Mytnik, Nowicki, Szurkowski, Szozda, Brzeźny, Sujka, Kowalski, Lis, Jankiewicz, Piasecki, Lang, Szczepkowski, Wadecki, Halupczok, Mierzejewski (tyle z pamięci) i wielu, wielu innych.
Mieli też Rosjanie Nielubina, Sajdchużyna, Lichaczewa i Suchoruczenkowa; mieli Niemcy Amplera i Ludwiga; mieli Czechosłowacy Moravca, Svoradę a wcześniej Veselego; i mieli Rumuni takiego, co wiecznie uciekał - Romascanu.
A my, chłopcy od kwietnia do czerwca, mieliśmy swoje zawody …w guziki.
Robiło się przepiękne trasy: proste, kręte, czeskie kopce, piaszczyste bezdroża i kamieniste Meerany, a zawodnikami były guziki lub kapsle.
Kapsle to taki trochę niższy poziom - taka „urawniłowka”, bo kapsle były takie same i jakby bez duszy, natomiast guziki, oho, to dopiero była elita. Nadawały się do tego naszego „kolarstwa” zapasowe guziki od nowych marynarek ojców i tych starszych, przechodzonych, rzadko używanych. Były guziki z palt, jesionek, kurtek, spodni, matczynych lub babcinych wdzianek i te zakupione w pasmanterii, a podkradzione z szuflad i metalowych pojemników po „krakusowej” szynce. A trzeba było wybierać takie, które potrafiły z odpowiednia precyzją wchodzić w zakręt, umiały się wspinać na wzniesienia, pokonywać wyboje i zachować siłę na skuteczny finisz.
Pstrykało się nimi na raz albo na trzy razy; wypadnięcie z narysowanej trasy powodowało, tak jak w przypadku gry w „chińczyka”, cofnięcie się na z „góry upatrzoną pozycję”… a peleton uciekał, a nikt nie chciał być maruderem.
I tylko wieńców nie było; nie było triumfalnego przejazdu wokół stadionu.

[06.12.2017, Botans, Teritoire de Belfort we Francji]

5 komentarzy:

  1. TO PRAWDA - te Wyścigi Pokoju to było niesamowite przeżycie...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale pamiętam te dawne wyścigi. Chyba byłam w siódmej klasie podstawówki, gdy Wyścig Pokoju miał przejeżdżać przez miasto, w którym się uczyłam. Wszyscy usiedliśmy na skarpie obok wiaduktu kolejowego, pod którym mieli przejeżdżać kolarze.
    Gdy już pracowałam jako nauczycielka i m.in. uczyłam wieczorówkę, uległam namowom chłopaków niewiele młodszych ode mnie, otworzyłam gabinet, w którym był jedyny w szkole telewizor i razem się darliśmy.
    Pamiętam większość wymienionych przez Ciebie nazwisk, nawet słynnego Królaka.
    Teraz Tour de Pologne nie ma już tego uroku, przynajmniej dla mnie.
    Wprawdzie gdy kiedyś kolarze przejeżdżali przez miasto, w którym obecnie mieszkam, wyszliśmy z mężem na balkon, ale nie odczuwałam żadnego napięcia emocjonalnego.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyścig Pokoju to była "narodowa sprawa". Oglądali i kibicowali wszyscy. Ulice natenczas pustoszały i tylko słyszało się tu i ówdzie głośniejsze wyrazy wsparcia i dopingu.
    Proste to i idące z serca były emocje.
    Kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto nie słyszał o Szurkowskim?
    A gra w kapsle nie była taka zwyczajna, bo każdy kapsel można było ozdobić według własnego pomysłu, nawet dziewczyny w to grały :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Komercja zabiła spontaniczność i radość z e sportowej rywalizacji.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń