CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 grudnia 2017

TRANSPODRÓŻ (35) O SEKSIE W DWÓCH ODSŁONACH

1)
Czy wielkie miasto musi mieć w sobie coś z wulgarnej rozwiązłości? Wielkie miasto zachwyca swym ogromem, historią, sztuką, wielością możliwości, łatwością dostępu do czegokolwiek. To tutaj, w tej kolonii anonimowości tworzy się nowe. Wielkie miasto pochłania i tęgie umysły i biedotę z prowincji. Każdy znajdzie tu skrawek niezależności lub imitację tejże, odnajdzie to, za czym bezskutecznie uganiał się po świecie odartym ze złudzeń.
Przejeżdżając przez Paryż zdarzyło mi się przymusowo (wykluczone z ruchu jedno pasmo autostrady) przejechać skrajem lasku bulońskiego. Dla niewtajemniczonych informuję, że lasek buloński jest miejscem schadzek pań i panów poszukujących płatnych, pozamałżeńskich i wolnych od skrupułów przygód. Jedna tylko ulica o długości ponad dwóch kilometrów, a co sto metrów, dosłownie co sto metrów, ofiarująca swe usługi pani. Wieczór pogrążył się w zmierzchu, a jest to pora najodpowiedniejsza na pofolgowanie prostym namiętnościom. A ja byłem mimo wszystko zdegustowany ogromem propozycji, na które odpowiadał twierdząco popyt mężczyzn w zróżnicowanym wieku. Niesmak powlokłem z sobą, ja, który popełniłem nieskończoną jeszcze czytankę „Święta Magdalena od szosy”, w której zamierzałem niejako rozgrzeszyć tę skomplikowaną, przynajmniej dla mnie, namiętność dzielenia się własnym ciałem z kimś zupełnie obcym, sprzedaży pozornych uczuć; bez uciekania się do oceny sprzedawczyni złudzeń, czy też, Broń Boże, ciskania w nią kamieniem.
2)
Było to w Mysłowicach podczas długiego oczekiwania na załadunek. Chyba raczej przypadek sprawił, że na radiowym wyświetlaczu pojawił się napis „radio TOK FM”, czy jakoś tak. Słuchałem. Audycja dotyczyła społeczności LGTB. Prowadzący nią promowali najnowsze wydanie czasopisma poświęconego ludziom kochającym inaczej, a właściwie, jak się później okazało, ludziom uprawiającym seks inaczej. Cieszono się z tego, że wiceprezydent bodajże Świdnicy odważył się na tzw. „coming out”, to znaczy publicznie ujawnił, że jest homoseksualistą. Lepiej powiedzieć prawdę o sobie, nie narażając się tym samym na to, że sprawa odmienności płciowej wyjdzie na jaw od osób trzecich, często jawnych wrogów społeczności LGTB posługujących się językiem kpiny, szyderstwa, czy wręcz nienawiści. Faktycznie, z tego punktu widzenia decyzja o „coming oucie” ma sens.
Było to jednak preludium do tego, co nastąpiło potem. Przed radiowe mikrofony posadzono: mężczyznę w nieokreślonym wieku, prawdopodobnie o orientacji homoseksualnej oraz panią uczoną, która, jak się wyraziła, w celach zawodowych ogląda filmy pornograficzne. Pomyślałem sobie, że trafiła się tej pani niezła fucha. 
Rozpoczęła się wielce ciekawa a pouczająca rozmowa tych dwojga, podczas której pani uczona zdawała się być orędowniczką seksu analnego, który, kto wie, czy nie daje większej przyjemności kopulującym niż ten w tradycyjnym, damsko-męskim wydaniu. Pani, która w celach zawodowych ogląda pornusy posunęła się w objaśnieniu swoich naukowych obsesji dalej, udzielając słuchaczom stosownych instrukcji, bez znajomości których seks, o jakim mowa, może nie dostarczyć parze takich przyjemności, na jakie zasługuje. Nadto pani naukowiec wyraziła pogląd, że tak do końca nie wiemy, jakie są nasze erotyczne upodobania, innymi słowy wcale nie jest powiedziane, że mężczyzna uważający się za mężczyznę nie jest przypadkiem kobietą i na odwrót. Jednym z argumentów przytoczonych przez panią naukowiec było to, iż ponoć w starożytnej Grecji możni obywatele Aten mieli na podorędziu kochanków, co poczytywali sobie za zaszczyt. Nie posunąłem się aż tak daleko w znajomości historii i obyczajów starożytnych Greków, aby przyjąć za dobra monetę słowa pani zajmującej się zawodowo pornolami; zawsze wydawało mi się, że obywatele Aten tudzież Rzymu znaleźli chlubne miejsce w historii świata z powodu wyznawanej i uprawianej przez nich filozofii, literatury, sztuki, architektury, sportu, także umiejętności prowadzenia słusznych i niesłusznych wojen.
Pani obeznana w filmach pornograficznych postąpiła krok dalej, wysuwając tezę, iż owa nieświadomość własnej płciowości, innymi słowy to, że stosunki pomiędzy osobnikami tej samej płci nie są, na nieszczęście, akceptowane przez obywateli, wynika z uwarunkowań kulturowych i religijnych. Gdyby zatem zburzyć te bariery, ukrócić kulturowe i religijne zahamowania, mogłoby się okazać, że w gruncie rzeczy człowiekowi byłoby obojętne kto, z kim i jak popuszcza cugle swoich namiętności, swoich erotycznych upodobań.
Pani naukowiec z ubolewaniem przyjmuje do wiadomości fakt, iż miłość wyrażająca się koniecznie w stosunku płciowym osobników tej samej płci nie znajduje zrozumienia u osób heteroseksualnych. A można to zmienić. Jak? A chociażby w ten sposób, że zaakceptujemy stosunki analne. Jeżeli zaakceptujemy doodbytnicze stosunki pomiędzy heteroseksualnymi parami, kiedy doświadczymy tej przyjemności, łatwiej nam będzie pozytywnie odnieść się do „miłości” homoseksualnej, zwłaszcza mężczyzn. No tak, ale jak sprawić, aby zachęcić pary uprawiające tradycyjną miłość do polubienia analnej? W tym miejscu wywiązała się polemika pomiędzy mężczyzną w nieokreślonym wieku, prawdopodobnie homoseksualistą, a panią, która w celach zawodowych ogląda filmy pornograficzne. Mężczyzna (prawdopodobnie był to jednak mężczyzna, choć pewności mieć nie można) zasugerował, aby taka zachęta rozpoczęła się od tego, że zachęcający się podmiot będzie sobie wsuwał w odbytnicę paluszki celem jej penetracji, tudzież przekonania się, że ta niewinna czynność okaże się przyjemnością, jakiej nigdy dotąd nie zaznał.
Pani specjalistka od filmów pornograficznych była z kolei zdania, że wybrałaby perswazję oraz „zabaweczki”, którymi w ciekawszy sposób dochodzi się spenetrowania własnej pupy. Niestety nie sprecyzowała wyżej wymieniona, w jaki to sposób dochodzić by mogło do przekonywania partnera/partnerki, aby w celach drastycznego wzrostu własnej przyjemności z seksu, odrzucił (-ła) tradycyjne baraszkowanie na rzecz analnej penetracji.
Posiadając całkiem spore pokłady wyobraźni, spróbowałem przedstawić sobie to pani lubującej się zawodowo w filmach pornograficznych przekonywanie mojej nieskromnej osoby.
Zatem leżymy sobie, jak Adam z Ewą w Raju, a gorąc taki, że bez spodenek oboje i nagle ta naukowa pani powiada do mnie, czy przypadkiem nie chcę jakiejś odmiany… aż brwi uniosłem z wrażenia. No proszę, zrób to, będzie lepiej niż fajnie i podaje mi jakąś patyczkową zabaweczkę, abym sobie ów przedmiocik głęboko wsadził. Czynię to niemal bez oporów, bo nie znam jeszcze swojej religii, ani też nie jestem obciążony balastem kultury.
- I jak, kochanie?
- I s…. - odpowiedziałbym tej pani rymowanym słowem, którego z racji swych intelektualnych zahamowań nie wypowiem.
Otóż i nadeszła pora na dokonanie nieśmiałego podsumowania, które uważny czytelnik uzna, i słusznie, za polemikę względem poglądów tej pani oglądającej w celach zawodowych pornosy (czy aby na pewno w celach zawodowych?).
Otóż może i piszący te słowa osobnik jest na tyle zacofany, że nie potrafił sobie wybrać odpowiedniej płci, pozostając po dni jego ostatnie mężczyzną; może cierpi on z powodu przytłaczającego jego barki balastu kultury; może z religijnych względów uważa, że małżeństwo, co się zowie, to związek dwóch osobników o płci cokolwiek odmiennej, może….
Jednakowoż temu, któremu było dane wysłuchać audycji radiowej (nie wytrwał do końca - cierpliwość w oczekiwaniu na mądre słowa utracił) zawsze się wydawało i wydaje, że w kwestiach tak intymnych jak seksu ku obopólnej radości uprawianie, to sprawa na tyle osobista, aby pozostała w tym najmniejszym, dwuosobowym gronie kochających się ludzi. I choćby pani naukowiec, od pornosów specjalistka, wykonała plan obejrzeń tych ambitnych obrazów w procentach dwustu, ani płci mojej nie zmieni, ani orientacji, ani też nie wpłynie rozwój moich skłonności do erotycznego eksperymentowania. Jest to ta sfera ludzkiej uczuciowości i fizjologii, która była, jest i będzie dla pani naukowiec niedostępna. Na nic zatem pornograficznych filmów oglądanie, na nic mizdrzenie się do osobników, którzy przyjemność egzystencji na świecie widzą jedynie w akcie erotycznego spełnienia… bo przyjemności z życia jest tak wiele i czerpać je trzeba pełnymi łyżkami, aczkolwiek niekoniecznie z kotłów filmów, jakie pani zawodowo ogląda.
A te zabaweczki może sobie pani wsadzać, gdzie tylko popadnie. Mnie nic do tego.

[09.12.2017, La Sentinelle, Nord we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz