CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

18 stycznia 2023

HOTELOWY NUMER (1)

 

Uliczka w Pitigliano, Toskania we Włoszech
artysta nieznany

HOTELOWY NUMER (1)

    Zatrzymałem się w tym obskurnym hotelu, mówią że w tej części kraju najgorszym, najmniej sympatycznym, odrapana elewacja, także efekty działań młodzieżowych gangów wyposażonych w farby w sprayu, a wchodząc na górę, bo hotelik ma te swoje niskie piętra, więc wchodząc na górę, stąpa się po skrzypiących drewnianych schodach, ale wcześniej należy się zameldować w recepcji, tam za ladą niepiękna pięćdziesięcioletnia kobieta zaskoczona, że w ogóle zjawia się jakiś gość, więc będąc zdumioną, odgrywa rolę kogoś, kto stara się być żywą reklamą tego przedsięwzięcia i opowiada historię powstania obiektu dla podróżnych zwanego „Śledzikiem”, doprawdy dziwna nazwa dla hotelu; ona tłumaczy, że przybytek został otwarty jeszcze w czterdziestym-szóstym zeszłego wieku, zaraz po wojnie, a dlatego „Śledzik”, że jej dziadek miał ciężarówkę, którą dostarczał morskie ryby gdzieś z Kołobrzegu albo Ustki, a babka, jego żona prowadziła ten hotelik i zawsze można było w nim zjeść świeże ryby, więc chyba tak źle nie było, trzymali się dzielnie nawet w tamtych czasach, gdy prywaciarzy gnębiono podatkami, ale w końcu babcia zapoznała kogoś na stanowisku i ten ktoś później ożenił się z córką babci i dziadka, z córką, a moją matką; tak mi to wszystko w skrócie opowiedziała, więc ja, ni z tego, ni z owego, zapytałem, czy mogę zjeść rybę na kolację, rybę i coś w płynie do ryby, odpowiedziała, że z ryb posiada na ten tydzień leszcze, ale ich nie proponuje, bo są ościste, ale golonkę z chrzanem, ziemniaczkami i koniecznie z setką dla poprawienia apetytu może mi podać, i tak myśląc o kolacji, wchodziłem po tych chwiejnych i skrzypiących schodach, a kiedy wszedłem do numeru, przeżyłem miłe zaskoczenie, gdyż pokoik zdawał się być akurat dla mnie, taki malutki, parę mebelków najpotrzebniejszych, małe okienko z widokiem na ulicę, no i łóżko, widać że stare, na sprężynach, zaopatrzone w gruby i, ciekawe, że niezniszczony materac, a taki wygodny, taki przyjazny mojemu kręgosłupowi, że natychmiast rzuciłem się na to swoje łoże i zasypiałem szczęśliwie, dopóki ta pani z dołu nie zapukała i zapytała się, czy ma kolację przynieść do numeru, czy zjem golonkę na dole, no i że za godzinę posiłek będzie gotowy, bo trzeba jeszcze ziemniaki ugotować; odparłem, że może przynieść na górę, zamknęła drzwi i odeszła, a ja zasnąłem na dobre, przesypiając całą godzinę.

    Przyniosła tę golonkę z dodatkami, ledwie zdołała mnie obudzić, bo sen, choć krótki, był intensywny, a ja zdezorientowany, nie wiedziałem, gdzie jestem, patrząc na stojącą po drugirj stronie pokoju niewielką szafę na ubrania, kiedy trącała moje ramię, nareszcie obudziłem się, poczułem zapach gotowanej wieprzowiny, rozlał się po całym pokoiku, kobieta dała mi kompot śliwkowy – domowej roboty – powiedziała; natychmiast odzyskałem rezon, ucieszyłem się nawet z głosu, jaki usłyszałem, także wtedy, gdy dodała, że za piętnaście minut przyniesie mi coś słodkiego, kawę, a wspomniała też coś o wiśniówce, którą chciałaby się napić ze mną, oczywiście po kieliszeczku, przynajmniej dla niej, bo ona wcale nie pije, no, nigdy nie widziano ją wstawioną, ale ma ochotę napić się ze mną, no i nie odeszła, usiadła na łóżku, podczas gdy ja jadłem golonkę, a na każdy kawałek nakładałem sobie śmietanowego sosu chrzanowego, więc ja konsumowałem to wyśmienite danie, a ona mówiła do mnie, wspomnienia przeplatając z marzeniami, radosny uśmiech zamieniają na słone kropelki łez, które gromadziły się pod powiekami; jedząc, zastanawiałem się nad tym, kim naprawdę jest ta kobieta i jedyne czego się domyśliłem, było to, że prowadziła ten pensjonacik zupełnie sama, tak jak żyła w samotności od paru ładnych lat, ale wzruszała ją nie doskwierająca jej obecnie samotność, a czasy, kiedy kogoś jeszcze miała, pomyślałem sobie, że podobnie jest ze mną, sentymentalizm budzi się we mnie, gdy wspominam chwile spędzone z rodziną, w ogóle z ludźmi, nie tak jak teraz, gdy nie mam się do kogo odezwać, a zresztą w końcu przyjechałem do tego miasteczka po to, aby odwiedzić osobę szczególnie dla mnie ważną; zasiedziałam się, tak powiedziała, czy lubi pan szarlotkę, skinąłem głową, bezszelestnie wyszła z pokoju i zeszła na dół.


[18.01.2023, Toruń]


2 komentarze:

  1. Czy odwiedziny u "szczególnie ważnej osoby" były udane? Obyś nigdy nie czuł się samotny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...jest to oczywiście fikcja; pisząc w pierwszej osobie nie mam na myśli siebie... ja już wiem, co się stanie w zakończeniu tej opowieści; samotność nie zawsze oznacza, że żyje się samemu, czasami żyjąc pośród ludzi, człowiekowi doskwiera samotność... pozdrawiam

      Usuń