CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 stycznia 2023

KAWIARENKA - ROZDZIAŁ 73. WIZYTA NA WSI

 

Zdjęcie z roku około 1965. 
Lekarz Czesław Pniak i pielęgniarka Wanda Leśniak przy pracy.
Zaczerpnięto ze strony internetowej:

ROZDZIAŁ 73. WIZYTA NA WSI

[w którym na wizytę na wsi udają się Kawiarennik, doktor Koteńko i nowy proboszcz różanowskiego kościółka - Andrzej]

    Zaczęło się od tego, że samochód pana doktora Koteńki był w naprawie, a bez niego ani rusz. Swoim zwyczajem w co drugi poniedziałek, jeśli tylko nie miał dyżuru w szpitalu lub w pogotowiu, wyruszał pan doktor na wieś do swoich pacjentów. Zabierał z sobą część kartoteki chorobowej, niezbędne instrumenty, a nie zapominał też o dobrym, pełnym pociechy słowie, które chyba w każdej chorobowej przypadłości pacjentowi się przydaje.

    Zawitał zatem pan doktor do kawiarenki niepocieszony ale dziwnie spokojny, że dzięki panu Adamowi ze złośliwością losu sobie poradzi.

    Kawiarennik, aczkolwiek nieuprzedzony wcześniej o fakcie awarii auta przyjaciela, nie znalazł innego wyjścia poza tym, że należy wspomóc przyjaciela swoją limuzyną i odbyć nią podróż wespół z panem doktorem.

    Los zechciał, że w owo poniedziałkowe wczesne popołudnie w kawiarence przy jednym stoliku zasiadali, kończąc obiadek ksiądz Kącki wraz z nowym proboszczem, księdzem Andrzejem, który przed ledwie dwoma tygodniami miejsko-wiejską parafię objął.

    Obaj księża, choć spożywaniem obiadu zajęci, mieli otwarte uszy na rozmowę pana doktora z kawiarennikiem dotyczącą problemów pana Koteńki z autem.

- Słuchaj, mój drogi, a może byś tak ty… - zaczął nie kończąc ksiądz Kącki do proboszcza.

- Nie wiem, czy wypada tak… wpraszając się…. Ksiądz zna tych ludzi znacznie lepiej ode mnie.

- Pora wie, abyś i ty poznał ich lepiej. Posłużę ci za pośrednika. Mnie pan Adam nie odmówi, bądź tego pewien.

- No… nie wiem. Spróbować można… chociaż…

- Sam przecież w homilii mówiłeś, że pragniesz zbliżyć się do ludzi, chcesz ich poznać… no i masz okazję.

- No, dobrze, mój opiekunie.

    Ksiądz Andrzej nie miał wielkiego wyboru. Po pierwsze: świadom był wagi swoich słów wypowiedzianych do wiernych przed ołtarzem, słów, które przyjęli z ukontentowaniem, słów nie rzucanych na wiatr. Po drugie: bardzo doceniał rolę księdza Kąckiego w przejęciu parafii po poprzednim proboszczu i czuł się, poniekąd, zobowiązany postępować wedle zaleceń starszego, doświadczonego i nade wszystko, lubianego kapłana. Prawdę mówiąc ksiądz Kącki, dopóki nie przeszedł na emeryturę, był jego zwierzchnikiem w ostatniej parafii był dla niego wzorem proboszcza i, jak sądził, jeszcze wiele wody w przepływającej przez miasteczko rzeczce upłynie, zanim stanie się podobnym do swego mentora.

    Pozostawiwszy księdza Andrzeja w pokornym zamyśleniu, ksiądz Kącki udał się do pana Adama i prośbę swoją przedstawił. Odmowy nie usłyszał, a nawet sprytnie pomyślał sobie, że może to i dla Kawiarennika lepiej, gdy dwie pieczenie na jednym upiecze ogniu: panu doktorowi dopomoże w dojechaniu do swoich pacjentów, a księdza Andrzeja zapozna z parafianami.

    I pojechali. A objazd schorowanych pacjentów z wiosek zabrał im czas do wieczora. O ile doktora Koteńkę spodziewano się w domach, ba szykowano mu nie byle jaki poczęstunek, o tyle obecność księdza srodze zadziwiła cierpiących i ich rodziny.

- Czyżby było aż tak źle - pytały oczy.

- Nic podobnego. Zgodnie z wypowiedzianym słowem, mam zamiar poznać swoich parafian. Nie tylko od wielkiego święta. Nie tylko w czasie kolędy - odpowiadał ksiądz Andrzej.

    Kawiarennik przyglądał się tym obrzędom nie bez satysfakcji i jakkolwiek znał zwyczaje pana doktora, jego pasję pomagania ludziom w potrzebie, to przecież pierwszy raz uczestniczył w takich wizytach i serce mu rosło, że los darował mu przyjaźnić się z panem Koteńko. A do tego ksiądz Andrzej. Pan Adam wiedział doskonale, że obecność księdza Andrzeja w tym objeździe wynikała również z filozofii księdza Kąckiego, który nawet jeśliby sukmany nie nosił, wielce byłby i tak wśród miejskiej i wiejskiej społeczności szanowany. W każdym razie z niekłamaną satysfakcją powitał to księdza Andrzeja otwarcie się na ludzi. Wracali z wycieczki w strugach zimnego, październikowego deszczu, a serca tych trojga były gorące. 


[pomysł do napisania tego rozdziału powstał w nocy z 24. na 25. października 2016 roku w Saint Julien du Sault we Francji]


[26.01.2023, Toruń]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz