CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 stycznia 2023

JĘDRZEJ KITOWICZ - OPIS OBYCZAJÓW I ZWYCZAJÓW ZA PANOWANIA AUGUSTA III - ROZDZIAŁ II, §. 4. KOLĘDA

 

§. 4.

K o l ę d a.

    Kolęda jest to obrządek kościelny pewny, który się zaczyna od nowego roku i trwa do wielkiego postu. Księża plebani lub ich wikariuszowie, w te czasy jeżdżą po dworach i wsiach, albo po miastach chodzą po domach, ogłaszają w krótkiej przemowie, przyjście na świat słowa wcielonego, życzą błogosławieństw wszelkich niebieskich i ziemskich; i po skończonej perorze, egzaminują czeladź domową, i służących z katechizmu. Asystujący księdzu do tej kolędy, organista z bakałarzem, gdzie jest i kilku chłopców, śpiewają na wchodzeniu i wychodzeniu jaką pieśń o Bożym narodzeniu. Po wyjściu księdza dziewki ubiegają się do stołka, na którym ksiądz siedział, która pierwsza usiądzie, ma sobie za wróżbę, że tego roku za mąż pójdzie. Po wsiach chłopi w wielkiej i w małej Polszcze dają księdzu kawałki słoniny, serki, grzyby suche, orzechy i owoce, kokosze, a oprócz tego po kilka groszy. Po miastach zaś, tylko same pieniądze, na jakie kogo stać, toż samo i po dworach szlacheckich, w których pospolicie, po odbytej kolędzie, raczą się gospodarz z księdzem, obchodząc dzień kolędy bankietem według przepomożenia.

Rysunek Andriollego (1836 - 1893)
"Z gwiazdą"

    W Prusach zaś, kolędny akcydens jest dochodem kościelnym stałym, tak na przykład, jak mszane i dziesięcina. Muszą to kolędne oddawać księżom katolickim nawet dysydenci pod księżą katolickimi mieszkający, chociaż kolędy nie przyjmują. I gdy Prusy dostały się podziałem Polski królowi pruskiemu Fryderykowi drugiemu, a dysydenci rozumiejąc się być wolnymi od danin księżom katolickim przedtem dawanych, jako od monarchą dysydentem zaprzestali oddawać pomienionych danin. Księża zaś katoliccy nie rozumiejąc inaczej tylko, że z dołożeniem się królewskim te daniny ustały, nie śmieli się upominać; ale na ostatek dla finalnej rezolucji odważyli się podać do króla pruskiego memoriał, względem nie oddanych sobie przez trzy lata należytości kościelnych. Król pruski zaraz wydał ordynanse do całego kraju zabranego, aby kościołom katolickim wszystkie daniny zatrzymane oddano i odtąd punktualnie corocznie oddawane były, nie pytając się, od kogo one należą, czy od dysydentów, czy od katolików, dosyć, że z posesjami tymi daninami obciążonej.

    Rzecz nowa i tylko w samych Prusiech znajoma, że po całym kraju kiełbasy nie idą pod miarę, oznaczają się tylko sztukami różnej wielkości. W Prusiech zaś te, które należą kościołom za kolędne, mierzą na łokcie, i tak kościół jeden ma kiełbasy kolędnej łokci czterdzieści, drugi 80, inny 120, według zaszłej raz na zawsze zgody, czyli asygnacji fundatorskiej. Nie bierze jej ksiądz w ten czas, kiedy kolęduje, ani potem razem, ale po trosze, kiedy chce, posyłając do sołtysa po tyle łokci, wiele chce, który natychmiast księdzu wyznaczoną miarę kiełbasy szafuje.

    Zabłądziłem z kolędą między szkoły, za co przepraszam czytelnika: Należał ten kawałek do artykułu pobożności, ale gdy mi w swoim miejscu z pamięci uszedł, musiałem go tu wsadzić, gdzie mi się przypomniał, mając go za cząstkę obyczaju dawnego, które od mała do wielu chcę potomności podać.


[22.01.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz