ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 marca 2024

KARTKA Z KALENDARZA - 28.03.2024

 

Kartka z kalendarza na dzień 28 marca 2024 roku

Czwartek


Imieniny dzisiaj obchodzą: Aniela, Jan oraz Aleksander, Doroteusz, Gedeon, Guntram, Ingbert, Joanna, Kastor, Krzesisław, Krzysław, Malachiasz, Malkolm, Pryskus, Renata, Rogacjusz, Rogat


Przysłowie na dziś:

Gdy chcesz poznać pogodę w czerwcu roku tego, uważaj jak będzie w Jana Damasceńskiego


Słońce

Świt: 04:42

Wsch. Sł.: 05:16

Zenit: 11:40

Zach. Sł.: 18:04

Zmierzch: 18:39

Dzień jest dłuższy od najkrótszego o 05:02:37.

Cytat dnia:

Bądźcie samoukami, nie czekajcie aż was nauczy życie” - Stanisław Jerzy Lec


28 marca 1868 oku w Niżnym Nowogrodzie urodził się Maksym Gorki - rosyjski pisarz i publicysta. [zm. 18 czerwca 1936 roku w Moskwie]



Poniżej początkowy fragment powieści „W więzieniuw tłumaczeniu Franciszka Mirandoli.

[język tłumaczenia oryginalny]

Był zimny, dżdżysty dzień. Nad miastem zwisały nieruchomo ponure, szare chmury, a na brudną ziemię bez szelestu sączył się wolny, cienki deszcz i mętną, drgającą siatką przysłaniał ulice...

Kuląc się pod zimnymi, mokrymi murami, otoczona łańcuchem żołnierzy policyjnych szła ociekającym wodą trotoarem gromada ludzi, mężczyzn i kobiet, a nad niemi unosił się zgiełk niepewny, głuchy, niewyraźny.

Twarze szare, ponure, szczęki zaciśnięte, oczy spuszczone w dół, ten i ów uśmiecha się z zakłopotaniem, żartuje niby wesoło, usiłując w ten sposób zapomnieć o tem co go gnębi, co ciąży, co narzuca się świadomością bezsilności. Czasem rozlegnie się wykrzyk tłumionego oburzenia, ale brzmi głucho niepewnie, jak gdyby nie wiedział ów człowiek czy już pora się oburzać, czy może już zapóźno.

Znużone twarze niektórych policyantów osiadła troska i złość, inni obojętni jakby rzeźbione z drzewa figury. Gęste krople deszczu połyskują na ich czapkach i wąsach, a ponad dachami niebo szare, beznadziejne, ciężkie wilgocią, sieje na tę, bez walki pokonaną gromadę ludzi wraz z deszczem duże lepkie płaty śniegu, od których ciemno się robi i bezmiernie smutno.

 — Zapędź ich na podwórze! — woła jeden z konwojujących zachrypłym głosem.

Policyanci poczęli brutalnie wpychać przemokniętych, zbłoconych ludzi w bramę zamykającą skład drzewa. Powstał ścisk, ludzie zbili się jak owce w zwartą masę i tłum rozlał się ciemną falą po podwórzu. Głośniejsze stały się okrzyki oburzenia, ostre, nerwowe, rozgoryczone głosy się podniosły, z kobiecych ust wybiegły wołania przesiąkłe łzami.

Misza Malinin, student z pierwszego roku, wesoły, dobroduszny młody człowiek, szedł pośrodku tłumu i wodził naiwnymi, niebieskiemi oczami po bladych zagniewanych, zakłopotanych twarzach. Płacz i krzyki kobiet, nerwowy śmiech, głuchy pomruk drażniły go, dusił się pośrodku tłumu, przepełniony poczuciem wstydu, gotów płakać z gniewu roztrącał wkoło ludzi, by prędzej dostać się na podwórze i ukryć się tam, odsunąć od innych i zostać sam.

...Małe rączęta chwyciły za rękaw jego płaszcza — ujrzał przed sobą bladą twarzyczkę z wielkiemi wilgotnemi oczami. Mokra od łez i śniegu podniosła się ku niemu, a czerwone, kurczem ściągnięte, wargi wyszeptały namiętnie:

 — Nie pójdę!... nie mogę i nie chcę! Potrącił mnie, nie mogę na to pozwolić... powiedz mu pan to.

Dziewczynka dyszała ciężko, gwałtownie trzęsła głową, a czarne kędziory włosów latały niespokojnie po wilgotnych policzkach i białem czole.

 — Niech się tylko jeszcze raz poważy! — wykrzyknęła nagle tak głośno, że zagłuszyła cały zgiełk. Podniosła pięść w górę, wyprostowała się jak stalowa sprężyna, a oczy jej rozbłysły płomieniem gniewu.

Duma zapaliła się nagle w piersi Miszy, gorąco przeniknęło jego członki, znikło kędyś poczucie wstydu, zaćmiło mu się przed oczyma i poczuł młodzieńczą odwagę, zuchwalstwo. Rzucił się w tłum, który rozprysł się pod jego naporem jak błoto uliczne pod kamieniem, który w nie pada... ujrzał przed sobą wysokiego, barczystego człowieka w szarym szynelu żołnierskim i drżącym z gniewu głosem wykrzyknął

 — Nie wolno bić, nieważ się bić!

 — Doprawdy... a to straszna rzecz... a któż bije? — odparł sołdat i zaprzeczająco machnął ręką. Znużoną jego twarz wykrzywił pogardliwy grymas. Potem kładąc rękę na ramieniu Miszy, rzekł:

 — Chodźno pan... proszę... bardzo proszę!

Misza widział ten grymas i uczuł w sercu ostre ukłucie.

 — Nie pójdę! — wrzasnął rozwścieklony. — Nikt z nas nie pójdzie!... nie jesteśmy trzodą! Dosyć już gwałtów!

I wszystkie zasłyszane piękne słowa o wolności i godności ludzkiej popłynęły mu przez usta potokiem i uderzyły w tłum, budząc u jednych gniew, rozgoryczenie u innych.

Upojony własnym głosem, ogłuszony szaloną wrzawą wykrzykników, począł, niby iskra w kłębie dymu, krążyć w tłumie, nie zauważył nawet jak ktoś się z nim kłócił i jak go wreszcie porwano z tłumu. Dopiero w dorożce, w drodze do komisaryatu policyi, przyszedł do siebie. […]


[28.03.2024, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz