ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

13 marca 2024

WSTECZ (7)

 

[...]

Kiedy powrócił do pokoju, przypomniał sobie o zeszycie w twardej okładce, chwycił go wraz z długopisem, a następnie usiadł na krześle i odczytawszy kilka ostatnich zdań z poprzedniej notatki przystąpił do pisania kolejnej.

<Zdecydowałem się wyjechać. Zadzwoniłem do Olka, aby go o tym powiadomić. Zrugał mnie, ale delikatnie i kazał jeszcze raz przemyśleć moje plany. Po wymianie kilku zdań ton jego wypowiedzi zelżał, co nie znaczy, że zaakceptował moją podróż do L., aby spotkać się z Katarzyną. Dodał, że nie powinienem wiele spodziewać się po tym spotkaniu, jeśli w ogóle do niego dojdzie. Olek nie chciał, abym się rozczarował i wyraźnie zagrał na zwłokę, proponując, abym przełożył termin podróży do Katarzyny na koniec lipca, kiedy nasza wspólna przyjaciółka z liceum wróci z Grecji. Że też on zna tak wiele szczegółów z życia pani Drozdowej. Zazdroszczę mu tego, lecz nie nalegam na podanie mi źródła tej wiedzy.

Przygotowałem się do wyjazdu, myślę, znakomicie, dzień wcześniej zakupiłem bilet i o oznaczonej porze znalazłem się na dworcu. I tutaj czekał mnie, ale i innych podróżnych pech. Opóźnienie pociągu (a przecież wyjeżdżał z mojej stacji) wyniosło ponad czterdzieści minut, a potem było jeszcze gorzej>.

Przestał pisać, gdyż usłyszał czyjeś kroki dochodzące z korytarza, następnie pukanie do drzwi; zaprosił ów głos do środka i wtedy zobaczył córkę właścicielki. Rankiem nie zwrócił na nią uwagi, a teraz w jasnym świetle dnia postać tej młodej kobiety, ciemnej blondynki lub szatynki o oliwkowej cerze i dużych, piwnych oczach, nad którymi malował się czarny sierp dopieszczonych brwi, ta postać niosła z sobą i w sobie wszelkie znamiona naturalnego piękna. Dołączył do niego cichy, aksamitny, nieco szeleszczący głos.

- Czy zejdzie pan na obiad, czy przynieść go tutaj?

Nie był zdecydowany. Z jednej strony nie wypadało mu zawieść oczekiwań gospodyni, z drugiej zaś strony pragnął przez jakiś czas pozostać sam, zjeść bez konieczności rozmowy z innymi, jak się spodziewał, gośćmi pensjonatu, a później dokończyć pisanie dziennika. Pomyślał sobie, że przed wieczorem wyjdzie na miasto, w którym nigdy wcześniej nie był i zorientuje się jak wygląda typowe miasteczko turystyczne przed najazdem turystów.

- Widzę, że się pan zastanawia – przemówił ten aksamitny głos młodej kobiety. - Proszę się nie martwić, jeśli chce pan spędzić dalszą część dnia w samotności, przyniosę panu obiad. Jest dobry krupnik, zapewniam, że dobry, sztuka mięsa z buraczkiem, kapustą kiszoną i ziemniaczkami.

Spojrzał na nią tym swoim bystrym wzrokiem reportażysty, którym wprawdzie nigdy nie był, dociekliwością i spostrzegawczością dorównywał wzrokowi dziennikarza.

- Owszem, dzisiaj wolałbym zjeść obiad w samotności, lecz pewną przeszkodą będzie to, że przysporzę pani kłopotów z wniesieniem posiłku na górę – odparł grzecznie.

- Ależ proszę się nie martwić, to mój obowiązek… tym właśnie się zajmuję. To co, za pięć minut przyniosę obiad.

Zgodził się. Przesunął zeszyt z wciśniętym weń długopisem w róg stołu i sięgnął jeszcze do walizki po krem, który wtarł w twarz, aby poczuć się lepiej.

Kobieta trzymając w rękach dużą okrągłą tacę przyniosła oba dania, nad którymi unosiła się wonna chmura pary wodnej. Z początku przyglądała mu się, jak zaczyna nabierać łyżką krupniku i powoli, z ukontentowaniem pochłania drobne porcje gorącej zupy. Odruchowo spojrzała na odstawiony zeszyt i wydawało się, że ma ochotę coś powiedzieć, lecz zrezygnowała, informując Adama, aby się nie spieszył; ona przyjdzie po naczynia.

[...]


[13.03.2024, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz