MACIEJCZYK SIĘ OBWIESIŁ
Wtedy Władka, co to do sprzątania ją bioro, bo taka staranna, powiedziała, że wtedy jak tych dwóch eleganckich panów, co mercedesem podjechali, to oni tego dnia decyzje podjeni, że pegeeru naszego nie bendzie, że przendzie w rence tego jednego z nich, brata dyrechtora, któren z kolei do polityki poszed, bo mówił, że dla niego takie gospodarstwo jak nasze to byle co i un se znajdzie co inszego w Warszawie.
Władka to wpadła do mnie cała w łzach, zapłakana, bo jak une pegeer zlikwidujom, to i ona robote straci, nicht sie za niom nie ujmie, jedyny coby ją nie wyrzucił to główny księgowy, ale un sam tym eleganckim panom, derechtorowi i jego bratu nie pasuje i na dniach go zwolnio. A zwolnio dlatego, że un jeden dobrze wi, że nasz pegeer stoi dobrze, a że paru ochlajusów u kierownika Nadarzaka pracuje, to nic, bo jak trzeba było bydlątka przed wielką wodą chronić, albo jak się pare lat temu jedna stodoła zajena ogniem, to pierwsze były do ratowania. Oj, księgowy Kalicki, Władka słyszała, przemawiał do nich, żeby nie likwidować, bo akuratnie na przednówku dobra cena na pszenicę i żyto była, a ziarno - palce lizać, więc zarobili. Szczęściem też krowy się pocieliły wyjątkowo obficie, na likarstwa uprzedniego roku nie wydaliśwa wiela, paszy zostało, no i wiosna wilgotna i ciepła, już po pierwszym pokosie - udany bardzo, aże sprzedać można z pięciu hektarów. To oni mu, te eleganty, że polityka teraz taka, że państwowe nieopłacalne i z postępem trzeba iść, co niepotrzebne sprzedać i gospodorza znaleź takiego, co to wszystko ogarnie.
- Burzył się, mówię pani - jednym tchem ciągnęła Władka - ale to nic nie dało. Powiedzieli, że odgórne majo polecenie i tego komunizmu muszo się pozbyć jak najprędzy. Kalicki wcionż się stawioł, o ludzi się zapytywał, co się z nimi stanie, gdy pegeer padnie, gdzie robote znajdo parobczaki, co to od trzydziestu lat i więcej pracujo. To jeden elegant mu powiedzioł, coby się lepi o sobie pomyśloł, co go czeko, gdy roboty dla niego zabraknie, bo widać, że on, znaczy się księgowy Kalicki, to komuch zatracony i do nowych czasów nieprzywykły. Zaś drugi elegant na cito, tak powiedzioł, kazał Kalickiemu raporta przedstawić: ile ta hektarów pod uprawę mamy, a ile łąk, ile świń trzymamy, a ile krów, a to wszystko jeszcze podług wieku i czeguj tam jeszcze. Zdziwiła się ja, bo księgowy księgowym, ale kierownik Nadarzak to w jednym palcu ma te wszystkie wiadomości. Zapomniała ja, że Nadarzak sam wymówił robote, bo nie chce na to wszystko, co się będzie działo patrzeć. Do brata na Pomorze pojedzie, pieczarki będzie hodować. Żona Nadarzaka to aż się rozpłakała, chłopaka majo w trzecij klasie, co poczno teraz? Na poniewierke pójdo? To jej odpowiedzioł, że oni obadwaj bracia, co jeden za drugim w ogień by skoczył, a gospodarstwo duże majo, poniemieckie na tych Mazurach, a jak się na tych pieczarkach dorobio, to i własny pobudujo, choć się nie pali. Tak i za miesiąc Nadarzak sprzedoł swojo chałupe i te trzy hektary; nie dostoł wiela, ale zawsze coś i będzie na na ten pieczarkowy biznes. Podobno mu się wiedzie - księgowy Kalicki rozpowiadoł w gospodzie, od mojego starego słyszałam.
Władka nie raz i nie dwa zachodziła do mnie, a wczorej późno była, kiedy my już telewizor wyłunczyli, a rozdygotano tako. Zaroz od proga mnie zawołała:
- Ło Matko Bosko, wisz co się u nas stało?
- Słyszała ja syreny. Nawet podeszła ja do okna, czy się gdzie nie pali. Ale wczora też syreny były.
- Wczorej to naściongali milicjantów, bo stworzenia wywozili, wszyćkie jakie były, i krowy, i świnie, to nasze pozwoleństwa na to nie dali. To i suki pełne milicjantów przyjechały, coby porządek z nami zaprowadzili. Mówięci, Halszka, jakie to szczęście, że ty tu z tym zapaleniem płuc się potykasz, a z każdym dniem ci lepi, widzę przecie, i na ten pogrom, co oni tam z nami robio, nie patrzysz. Wczorej to taki jeden, mówio, że rządowy, godoł, że robota lo wszyćkich znajdo, a do tego czasu kuroniówke dadzo. To my go wygwizdali, ale stworzenia nam zabrali, bo to u nas ma być ino kukurydza na tych stu pięćdziesięciu hektarach. Ale, Halszka, to wczorej było... a dziś...
- Mówże!
- Kiedy nie wypowiem, takem rozdenerwowano.
- Nalij sobie prymuchy z gruszek. Tam, w pierwszy szafce. Mój zrobił. I mnie nalij. Kieby nie ta z gruszek, pewnie bym do szpitala na te płuca trafiła, a tak... poprawio się, sama widzisz.
...
- Maciejczyk, znasz go dobrze, u Zagajoków mieszka od czasu gdy mu Zuzka odumarła...
- Tak i tam mieszka... un ino u krów od świtu po noc ciemno, oborowym przecie go zrobili. Co z nim?
- Obwiesił się tam gdzie te krowy elektrycznie doił. Pies go znaloz. Do księgowego zarozki podskoczył, bo, mówio, Kalicki go kiedyś tam przygarno i tak w gospodarstwie zostoł.
- Matko jedyna, taki chłop... taki chłop! Co mu do łba strzeliło?
- Mówio, że z żalu po tych krowinach.
- Wcale bym się nie zdziwiła. Tela lat przy nich. A jaki pracowity...
- Mówio, że powiedzioł Zagajokom, że życia dla niego nie byndzie po tych postępach i gdzie on tera robote jakom znańdzie. Gadoł, że najon by sie choć i do pilnowania popasu, choć do rzucania karmy, a nawet tylko do wybierania gnoju. No i a dwa dni chłopa nie ma.
- Matko jedyna, jakie nieszczęście.
- Tam taki lekarz był, tom się podpytało co z nim teraz zrobio, to mi powiedzioł, że najsampierw wezmo go do szpitala, potno, aby się dowiedzieć, kiedy to żywot swój zakończył i jak to sie stało, choć przecie każdy wie jak. Ale mówięci, Halszka, że ten lekarz powiedzioł mi co innego, że to nie pirsza i nie ostatnia śmierć w tych nowych czasach, bo ludzie nie wytrzymujo.... A twój gdzie? Pilnuj go, pilnuj, coby nie strzeliło mu co do łba... chłopy w tych czasach markotne, złe jak pierun, a przecie słabe, słabsze od nas.
- Mój pojechał po nutrie. Hodował bendzie. Ze skór obedrze, na mięso bendzie, na futra. No dali, wypijmy, Władka, taki nasz los... a dowidz sie, kiedy pogrzeb Maciejczyka. Już mi lepiej, pójdę za jego trumno.
[05.07.2021, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz