CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 listopada 2016

KOŃCÓWKA - NIESPODZIANKI I W STRONĘ BELGII

Rankiem raz na zawsze „skończył” mi się telefon służbowy. Nie pomaga już reset, wyjęcie baterii czy manipulacja kartą. Pozostaję bez łączności.
I w tym przypadku partner przychodzi mi z pomocą. Dzwonię za pomocą jego komórki do spedytora, informując o całkowitym braku łączności. 
Stoimy na tym samym parkingu obok siebie. Po jakimś czasie mój busiarz dostaje sms przeznaczony dla mnie. Są w nim adresy: załadunku (jakieś 55 kilometrów dojazdu) i wyładunku w Charleroi w Belgii. Nie ukrywam, że oczekiwałem na kurs do kraju. Z tego miejsca we Włoszech zostało mi około 1300 kilometrów i mniej więcej taki sam dystans dzieli mnie od Charleroi.
I jeszcze ostatnia rozmowa ze spedytorem, podczas której mówię:
- Dobra, biorę ten kurs, ale z Belgii prawdopodobnie zjadę na na pusto.
I to było chyba najpewniejsze stwierdzenie podczas tej całej trasy, prawie pięciotygodniowej trasy - powrót do domu.
Rozstaję się zatem z partnerem i wyruszam do Loreggia w pobliżu Vicenzy.
W jakimś niewielkim miasteczku zatrzymuję się przed pasami - właśnie przechodził nimi starszy człowiek prowadząc rower. Nagle słyszę za sobą huk, a moja renówka przesuwa się o jakiś metr do przodu. 
- No tak, dostałem - myślę sobie.
Wychodzę z auta. Za mną stoi jakiś blaszak ford lub renówka, nie pamiętam. Uderzył w tył mojej renówki. Facet najwyraźniej się zagapił. Sprawdzam uszkodzenia w moim aucie - niemal żadnych - dwa niewielkie wgniecenia w tylnej klapie, prawie niezauważalne. U niego znacznie gorzej: potężnie zgięta przednia maska, pas przedni, stłuczony reflektor, a z chłodnicy wycieka płyn.
Podchodzę do Włocha i pytam:
- Police? Do we phone the police?
- Oh, no - odpowiada tamten.
Jeszcze raz zadaje mu to samo pytanie. Odpowiedź ta sama. No tak, ominie go przynajmniej płacenia mandatu. Współczuję mu, ale cóż, za nieuwagę się płaci. Takie życie. Wyruszam dalej.
Po załadunku w Loreggia korzystam z kolei z uprzejmości busiarza - Słowaka. Dzwonię do domu, informując o kursie do Belgii oraz  tym, że po rozładunku w poniedziałek wracam do kraju i raczej już nie zadzwonię, bo łączności ze światem nie mam.
I jadę via Trento, Bolzano i tak aż do austriackiej granicy w Brennero.
Co jeszcze może mnie czekać?

[11.11.2016, Grasgrub w Niemczech]

4 komentarze:

  1. Im dłuższa trasa, tym więcej atrakcji można spotkać...podobną stłuczkę mieliśmy w podróży i u nas uszkodzenie niewielkie, a auto z tyłu odwiozła laweta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, zdarza się, zdarza... jak to trzeba uważać, nie tylko na własną jazdę, ale i na innych...

      Usuń
  2. No, bez komórki obecnie... Jak bez ważnego organu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z pełną świadomością powiem, że niestety "komórka" to przedmiot niezbędny a wręcz niezastąpiony w mojej pracy... natomiast nie kocham komórek... i pewnie dlatego tak mi się odwzajemniają :-)

      Usuń