CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

08 czerwca 2023

PROFESOR TUTKA (5) - OKNO

 

Jan Steen  -  "Retorycy w oknie"


OKNO

...Proszę panów — mówił Profesor Tutka — ponieważ sędzia opowiedział nam, jak drogo kosztuje teraz odmalowanie okien, przypomniało mi się pewne okno, na które niegdyś patrzałem. To, co mam zamiar dzisiaj opowiedzieć, nie ma nic wspólnego z drożyzną, z farbą ani rzemieślnikiem — po prostu — słowo «okno» skojarzyło się w mym umyśle z pewnym wspomnieniem.

Mieszkanie moje znajdowało się na piętrze w wąskiej, staroświeckiej uliczce. Naprzeciw mego okna było tuż, o dziesięć kroków, okno po drugiej stronie uliczki. Co wieczór tęga duża kobieta zapuszczała roletę, zapalała światło, a ja widziałem na tle tej zasłony tylko wielki cień, który poruszał się, znikał i znów się ukazywał. Ale kiedyś zobaczyłem cień drugi: cień mężczyzny. Mężczyzna był znacznie, może dwa razy mniejszy od kobiety. W pewnej chwili zobaczyłem, że dwa cienie zbliżyły się do siebie, złączyły — to pocałunek. I tak już powtarzało się co wieczór. Mało interesuje mnie cudza miłość; nie byłem wówczas już dzieckiem, wiedziałem, że mężczyzna i kobieta całują się od wieków i całować się będą i w następnych wiekach; a więc wszystko to, powtarzam, nie było dla mnie ani zbyt ciekawe, ani nowe. Widziałem tam tylko zabawkę, groteskę, coś z teatru chińskich cieni.

Pewnego dnia, o zmierzchu, ktoś zapukał do mego pokoju i po chwili wszedł nieznajomy człowiek, mężczyzna, chudy, wątły, nerwowy. Tę nerwowość, zresztą opanowywaną, spostrzegłem od pierwszej chwili. Gdy spytałem: «Czym mogę służyć?», i poprosiłem, aby usiadł, zaczął mówić.

Proszę pana. Zanim wyjaśnię, jaki cel ma moja wizyta, powiem, że znam pana z widzenia: widziałem, jak pan raz dawał jałmużnę żebrakowi; gdy panu dziękował,

ukłonił mu się pan swoim melonikiem; a więc jest pan człowiekiem dobrym i uprzejmym.

Może tak i było — powiedziałem — ale co to ma za związek...

Jeszcze chwilę, wyjaśnię — mówił gość — poza tym jest pan człowiekiem już... przepraszam bardzo, ale na tym punkcie są niektórzy drażliwi — jest pan człowiekiem już... niezbyt młodym i wiele pan na pewno rozumie.

Nie jestem na punkcie swoich lat drażliwy... Zapewne... niejedno już zdołałem widzieć, zrozumieć i jak to mówią — «zrozumieć znaczy — wybaczyć».

Właśnie. Więc wybaczy mi pan przede wszystkim, że tu nie proszony przyszedłem. To okno naprzeciwko jest oknem mojej żony, która mnie... opuściła. Widział pan pewno nieraz tę kobietę.

Rzeczywiście, widuję tam czasem jakąś panią, która mi przypomina kobiety Rubensa. To jest pańska żona?

Rubensa, pan mówi? — spojrzał na mnie podejrzliwie, jak by chciał zbadać, czy to z mojej strony aprobata, czy złośliwość. — Kocham tę kobietę i żyć bez niej nie mogę. Panie, niech mi pan pozwoli popatrzeć na nią z tego okna. Nie widząc jej, przeżywam wprost niewypowiedziane katusze.

Proszę pana, cóż?... owszem... niech pan patrzy. Ale zdaje mi się, że to jest zła metoda: nie wiem, czy to pana uspokoi. Poza tym... może pan ujrzeć coś, co pana żywiej poruszy albo wyprowadzi z równowagi...

Chce mi pan powiedzieć, że zobaczę kochanka mojej żony? Widział go pan! Wiem, wiem, że taki jest!

Ależ niech się pan uspokoi — mówiłem łagodnie. — Powołał się pan na mój wiek, a więc doświadczenie, znajomość życia: więc powtarzam panu, obrał pan złą metodę. Metoda taka, aby kochaną, a nie kochającą widzieć, śledzić, podglądać, to tylko w rezultacie bolesne rozdzieranie ran. Uważam, iż powinien pan trzymać się z daleka od tej dzielnicy miasta, starać się nawet, o ile możliwe, wyjechać stąd na czas jakiś, jeżeli ma pan na biurku fotografię tej kobiety — niech pan lepiej włoży wizerunek głęboko do szuflady i nigdy nań nie patrzy; nawet jeżeli przechowuje pan jakieś przedmioty, których dotykała ta kobieta — niech je pan usunie.

Najważniejszym przedmiotem, którego dotykała — odpowiedział — jestem ja sam: jak się mam usunąć? Radzi pan, bym się zabił?

Ach! — odpowiedziałem. — Nikomu nigdy tego nie doradzam. Pozwoli pan, że zapytam: czym się pan zajmuje?

Jestem urzędnikiem w magistracie.

Pięknie. Pracuje pan dla ogółu mieszkańców. Nie weźmie nikt panu za złe, że chce pan parę chwil poświęcić szczęściu czysto osobistemu. Ale czy tym szczęściem ma być jedynie kobieta? Znam wielu, którzy po zawodowej pracy nie spędzają czasu tylko przy kobiecie. Na przykład biorą do rąk mandolinę.

Nie lubię mandoliny!

To tylko przykład... Są tacy, co wyszukują błędy drukarskie i gafy w gazetach i bardzo ich to cieszy. Znałem znów człowieka nieszczęśliwego w małżeństwie, który mimo starszego wieku postanowił kształcić się dalej. A jednego znałem, gdy go porzuciła żona, zaczął hodować lewkonie. Doszedł do pięknych rezultatów. Czy nie interesują pana lewkonie?

Nie wiem dlaczego, ale słowa moje gościa drażniły. Widziałem to i przestałem mówić.

Odpowiedział mi .jednak grzecznie:

Podaje mi pan przykłady i rady rzeczowe, teoretycznie nawet dobre, ale...

Ha, w takim razie niech pan tu siedzi i patrzy. — A w myśli dodałem — «i głowy mi nie zawraca, bo mam pilną robotę».

Gość mój siedział, patrząc w okno, a ja pochyliłem się nad biurkiem i opuściłem wzrok na swoją pracę. Gdy w pewnej chwili zerknąłem na siedzącego, zobaczyłem, że twarz mu się zmieniła, jak by z gniewu czy cierpienia. «Aha — pomyślałem — ujrzał cień rywala» i znów opuściłem oczy na leżący przede mną papier. Nagle — zerwałem się z miejsca! Człowiek ten wprost sypał kulami z rewolweru w cienie na rolecie.

I zabił? — spytał po chwili jeden z panów.

Nie miałem zamiaru — mówił Profesor Tutka — opowiedzenia jeszcze jednej historii, kończącej się rewolwerem. Tematem moim było dzisiaj okno. Temat podsunął mi pan sędzia, który musiał zapłacić dużo za odmalowanie. Dla mnie okno, o którym opowiadałem, było groteską, zabawką; dla gościa mego — czymś bolesnym, dramatycznym. Okno to samo. Potem zamieszkali tam inni ludzie, zdaje się, szczęśliwi, w oknie były kwiaty i bawiły się za nimi dzieci. Ktoś, kto mnie odwiedził, powiedział z uśmiechem: «jakie miłe okno». Dla mnie teraz okno, w którym stały kwiaty, zza kwiatów wyglądały dzieci, było wciąż nawiedzane przez trzy zabawne postacie, z jakiegoś teatru chińskich cieni, które w jednej pamiętnej chwili nabrały wstrząsającej dramatycznej treści.


[08.06.2023, Toruń]

Pięknie. Ale zabił czy nie zabił? — pytał jeden z panów.

Zabił. Zabił we mnie na zawsze chęć służenia dobrą radą ludziom zakochanym.


[08.06.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz