II.1.
- I co, panowie, sądziłem, że skończycie dzisiaj. Liczyłem na was, do cholery, a wy co? Sypialnia w powijakach.
To że czuć było od nich alkohol, Adamowi nie przeszkadzało. Wiedział, że przez tych kilka dni nie przepędzi z nich szatana nałogu. Przede wszystkim zawiedli jego oczekiwania, nie wykonali pracy na czas, a tego czasu mieli naprawdę sporo. Miał rację, że się zdenerwował. Cisnął w ich kierunku po bułce z żółtym serem, nażryj się jeden z drugim, chciał powiedzieć, ale się wstrzymał, zapalił papierosa, przeszedł do sieni, powrócił do nich.
- Dlaczego? Się pytam, dlaczego tak marnie wam to idzie?
Przytłoczeni pytaniami spojrzeli po sobie, siedli po obu stronach rozstawionej drabiny.
- Szpachla nie wyschła – odparł pierwszy – musieliśmy poczekać.
- Niech was diabli, pół dnia schnie szpachla? Bez żartów. Przy takiej pogodzie. O co wam chodzi? Powiedziałem, że za dobrą robotę zapłacę.
- Szefie, to nie pierwszy raz – przemówił drugi połykając kęs bułki.
- Co nie pierwszy raz?
- Nie pierwszy raz ktoś nas w konia robi.
- Że niby ja, tak? Oszukałem was?
- Niby nie – kontynuował drugi – ale my już nie wierzymy ludziom.
- O, tak, nie wierzymy szefom – podłączył się pierwszy.
- Nie było przecież mowy o tym, że zapłacę wam przed wykonaniem pracy – nie rozumiał Adam.
- Nie o to chodzi, szefie – pierwszy przejął ster rozmowy z Karskim. - Chodzi nam o to, że nie wierzymy, że ten pokój remontujemy dla siebie.
- Ach, tak. No, jeśli nie wyremontujecie, a zostało wam tylko malowanie, to na pewno w nim nie zamieszkacie.
- Tak czy inaczej, nie zamieszkamy w nim.
- Dlaczego?
- Szefie, my nazbyt dosadnie znamy życie i wiemy, że takie prezenty to tylko w bajkach się zdarzają – skwitował pierwszy.
- O, tak… w „Kopciuszku” na ten przykład – wsparł pierwszego drugi.
- A co, jeśli w mojej bajce to się zdarzy. Jeśli myślicie, że ten wasz pokój będzie do was należał jedynie dlatego, że go sobie wyremontujecie, to błąd.
- No, widzi szef, wracamy do punktu wyjścia – pierwszy prawie się roześmiał. - Obiecanki cacanki. Znacie, to posłuchajcie.
- Waszym zadaniem będzie wyremontowanie całego domu. Zdziwieni? Dam wam jeszcze dwie osoby do pomocy, aby wszystko zagrało. Warunek: praca ma być wykonana należycie.
- Źle robimy, szefie? - drugi konsumował kanapkę.
- Wręcz przeciwnie. Do jakości waszej pracy nie mam zastrzeżeń. Mam pretensje co do terminowości.
- Tak bardzo szefowi zależy na terminie? Niby dlaczego? - pytał drugi.
- Dlatego, że wkrótce będzie mi potrzebny drugi pokój, i trzeci.
- Szef przecież ma gdzie spać. Wybrał sobie ten od ulicy, nie wymagający remontu.
- Ten trzeci pokój nie będzie dla mnie.
- Dla kogo niby? - pytał wciąż drugi.
- Dla kogoś, kto będzie tu pracował obok was.
- Znalazł szef jelenia, któremu przyobiecał pokój za usługę – drugi skończył jeść bułkę, a pierwszy wybuchnął szczerym śmiechem.
Adam patrzył na nich z politowaniem, ale jednocześnie rozumiał ich punkt widzenia. W końcu życie ich nie rozpieszczało, cokolwiek by o nim nie myśleć. Myślał, że kto wie, jak zachowywałby, gdyby znalazł się na ich miejscu.
- Z tym jeleniem to sami się przekonacie, tak będzie najlepiej. Macie jeszcze coś do mnie? - zapytał mężczyzn.
- A szef do nas? - odpowiedział na pytanie pytaniem pierwszy.
- Chcę, żebyście trzymali się terminu, a potem jasnej deklaracji, czy chcecie dalej pracować pod moim okiem.
- A o alkoholu nic? - ciągnął pierwszy.
- Jeżeli do jutra wieczorem skończycie, nie powiem nic o alkoholu, a potem… potem sami zadecydujecie, może tak być?
- No, dobra, szefie, wprawdzie nie rozumiemy dlaczego goni nas szef z tymi terminami, ale ja jutro, na trzecią po południu pokój będzie gotowy – obiecał pierwszy.
Kiedy radca prawny zadzwonił do Karskiego, ten był w trasie i jak zwykle trzy razy w tygodniu rozwoził chłodnią mięso i wędliny do marketów. Ciotka Elwira zmarła przed paroma dniami zostawiając zapuszczoną posiadłość w Żytowie. Zostawiła też testament, w którym cała posiadłość obejmująca dwa budynki, blisko pół hektara ziemi, generalnie cały majątek, to wszystko mieszczące się pod dachami nadwyrężonych upływem czasu budowli przepisane zostało na Adama. Zdziwienie Karskiego sięgnęło wysokości wieżowców wielkiego miasta, w którym żył i pracował. Dopiero przy pomocy starszego ciotecznego brata dotarł do rodzinnych genealogicznych koligacji, odnalazł w nich ciotunię Elwirę, farmaceutkę, żyjącą od kilkunastu lat samotnie po śmierci męża, nieco zdziwaczałą rencistkę, która po zamknięciu apteki odeszła w stan spoczynku, odizolowawszy się przy tym od dawnych przyjaciółek i niewielu dalekich krewnych, którzy pewnie o niej zapomnieli.
Radca prawny Wojtczak, z trudem, bo z trudem, ale zdołał dotrzeć do paru zaledwie osób, które mogłyby być zainteresowane pochówkiem starej aptekarki. Adam Karski nie widział przeszkód w zajęciu się pogrzebem, zanim jeszcze skontaktował się z ciotecznym bratem w celu baczniejszemu przyjrzeniu się postaci Elwiry Wirskiej. Wyrażając zgodę na dopełnienie formalności związanych z pogrzebem ciotuni, Karski dowiedział się od radcy, że zmarła pozostawiła testament, który zgodnie z intencją nieboszczki zostanie odczytany niezwłocznie po jej pogrzebie.
Adam zdziwiony był wielkością tłumu towarzyszącego w ostatniej drodze pani Wirskiej. Widocznie mimo upływu lat od likwidacji apteki, pamiętano o farmaceutce, przypomniano sobie zmarłego znacznie wcześniej jej męża, też aptekarza, tak że obecność tak wielu obywateli miasteczka poruszonych tą spodziewaną przecież, ale mimo wszystko przedwczesną była w pełni uzasadniona. Jednakowoż prawdziwie zdumiony był zapisami, jakie poczyniła pani Wirska w testamencie. Oprócz kilku wymienionych z imienia i nazwiska obywateli Żytowa – zapewne przyjaciół zmarłej, oprócz starego proboszcza parafii katolickiej, którym to osobom oddała pani Wirska w posiadanie jakieś niewielkie mebelki, malowidła nieistotnej wartości, lichtarze i porcelanę, niemal cały majątek przepisany został na Karskiego. Kierowca ciężarówki chłodni jednej ze stołecznych firm transportowych poprosił o wodę i o chwilę do namysłu, gdy notariusz zapytał go, czy przyjmuje spadek i czy wie, że musi zapłacić od tej darowizny podatek w wysokości na tę chwilę niewiadomej, bo nie oszacowano jeszcze wartość posiadłości. Wyraził zgodę w ciemno, choć wątpił, aby jego oszczędności wystarczyły na uiszczenie spodziewanie wysokiej kwoty do skarbówki, ale na szczęście nie musiał wpłacić jej natychmiast.
(...)
[14.12.2020, Toruń]
Sama obserwowałam i doświadczyłam, jak wygląda praca fachowców. Przyglądanie się jest obopólne, bo jednym nie chce się pracować, a drugim zależy na czasie. O pieniądzach nie mówię, gdyż jedni tanio, a drudzy za wysoką stawkę. Serdeczności
OdpowiedzUsuń...owszem, każdy z nas ma bardzo różne doświadczenia. Do mnie przemawia przykład opisany w jednym z odcinków "Czterdziestolatka", gdy główny bohater wynajmuje pracowników do wykucia łukowatych otworów drzwiowych, a w przypadku tej opowieści konkluzja prac wykonywanych przy remoncie mieszkania będzie jeszcze inna.. Pozdrawiam.
Usuń